Najlepsze polskie filmy 2015
W 2015 roku na ekrany polskich kin trafiło wiele hollywoodzkich superprodukcji, które podbiły zestawienia box office. Podsumowanie mijającego sezonu byłoby jednak niepełne, gdyby zabrakło w nim listy wyróżniających się rodzimych filmów. Te, o których piszemy poniżej były najczęściej nagradzanymi i zarazem najgoręcej dyskutowanymi polskimi produkcjami w mijającym roku.
Jeśli najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej nie jest najlepszym filmem roku, to bez wątpienia jest najbardziej docenionym. "Body/Ciało" zimą zdobył Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie, a we wrześniu wygrał główną nagrodę na festiwalu w Gdyni. Sukcesów zatem nie brakuje. I trudno się dziwić, ponieważ obraz Szumowskiej z czystym sumieniem można postawić obok najlepszych europejskich produkcji roku. Świetnie opowiedziana, niebanalna historia, doskonałe kreacje Janusza Gajosa i Mai Ostaszewskiej i rewelacyjne zdjęcia. Kto nie widział, zdecydowanie trzeba nadrobić.
"Body/Ciało" dotyka najczulszych miejsc w układzie nerwowym Polaków, wymierzając prztyczka w nos polskiej rzeczywistości spod znaku szarych PRL-owskich bloków, wszechobecnych tabloidowych nagłówków i konserwatywnego katolicyzmu. Szumowska przemyca do swojego filmu komentarze na temat afer księży-pedofilów, zabiega głos w sprawie aborcji i antysemityzmu. Dworuje sobie przy tym wybornie z polskiej tradycji filmowej metafizyki - znanej dobrze z późnych filmów Zanussiego czy Kieślowskiego. Nigdy nie traci jednak z oczu głównego wątku, z podziwu godną sprawnością łącząc z pozoru nieprzystające do siebie elementy fabuły - Małgorzata Steciak pisała w recenzji filmu na stronach Interii.
Mroczny i hipnotyzujący thriller na podstawie prozy Zygmunta Miłoszewskiego. Robert Więckiewicz w roli prokuratora, który próbuje rozwikłać tajemnice serii morderstw. Ponura atmosfera panująca w filmie potęgowana jest przez doskonałe zdjęcia Łukasza Bielana i wspaniałą muzykę napisaną przez Abela Korzeniowskiego. Dzięki tym zabiegom, współczesny Sandomierz staje się sceną fascynującej walki dobra ze złem.
Nie ma wątpliwości, że reżyser- Borys Lankosz (znany z filmu "Rewers") pozostaje w wysokiej formie.
Tym, którzy nie znają powieści, śledzenie akcji na pewno będzie sprawiać ogromną przyjemność. Mamy w końcu w polskim kinie porządną zbrodnię! W pierwszej scenie znajdujemy nagie ciało kobiety z poderżniętym gardłem, w kolejnej widzimy małe miasto z pożydowską historią, słyszymy szerzące się plotki o zbrodni rytualnej, mamy kilku podejrzanych i kolejne trupy zarzynane jak zwierzęta podczas koszernego uboju - pisała w recenzji filmu Lankosza Anna Bielak.
Ostatni film w karierze Marcina Wrony. Od dawna nic nie wstrząsnęło polskim środowiskiem filmowym tak, jak tajemnicze samobójstwo młodego reżysera. Oglądając film "Demon" można przypuszczać, że Wrona najprawdopodobniej znajdował się u progu światowej kariery. Jego ostatni film jest bowiem doskonałym, niepokojącym obrazem, który na długo zostaje widzowi w pamięci.
Dodajmy do tego znakomitą rolę Itaya Tirana i Agnieszki Żulewskiej, a otrzymamy jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat.
W zrealizowanym na podstawie powieści Piotra Rowickiego "Demonie" Wronę najbardziej zdawał się interesować świat, którego już nie ma: zniszczony, wymazany, niepożądany. Jego uosobieniem jest zarówno postać "gnijącej panny młodej", jak i starego żydowskiego profesora, pamiętającego o wszystkim i wszystkich. Reżyser opowiedział o tym w mocno postmodernistycznym stylu, konfrontując się zarówno z poetyką horroru, jak i groteski, komedii, thrillera czy dramatu rodzinnego. I choć "Demon" nie ma w sobie tej mocy co "Moja krew", nie trzyma też w napięciu, jak robił to "Chrzest", jest z całą pewnością najbardziej dojrzałym dziełem Wrony. Idealnym zamknięciem nieformalnej trylogii. Na kolejną reżyserowi nie starczyło już czasu - Krystian Zając pisał o filmie Marcina Wrony.
"Karbala" jest dowodem na to, ze można zrobić efektowne kino wojenne bez wielkiego budżetu. Opowieść o heroicznym boju polskich żołnierzy, którzy samotnie bronili oblężonej twierdzy w Karbali. Bardzo dobre widowisko, które dostarcza takich samych emocji, co amerykańskie produkcje o tematyce wojennej.
Godna uwagi jest również gwiazdorska obsada z Bartłomiejem Topą i Leszkiem Lichotą na czele. Ciekawa opowieść o bohaterstwie Polaków w irackiej wojnie. Film godny polecenia nie tylko miłośnikom militariów.
Joanna Ostrowska w recenzji filmu na stronach Interii zwracała uwagę na techniczną stronę "Karbali": Łukaszewicz stworzył w swoim filmie coś w rodzaju kroniki samych działań zbrojnych w trakcie trzech dni walki, która rozegrała się w czasie muzułmańskiego święta Aszura. Do tego dołożył m.in. wątek reporterski sanitariusza, który nie wykonuje rozkazu i w końcu przez przypadek znajduje się na tyłach wroga. Najlepiej w tym zlepku historyjek o polskich żołnierzach w piekle wypada oczywiście strona techniczna filmu, szczególnie zdjęcia autorstwa Arkadiusz Tomiaka. Pod względem scenariuszowym "Karbala" przypomina pomieszanie inspiracji "Szeregowcem Ryanem" (reż. Steven Spielberg), "The Hurt Locker" (reż. Kathryn Bigelow) i "Helikopterem w ogniu" (reż. Ridley Scott).
Najbardziej społecznie zaangażowany film z całego zestawienia. Dariusz Gajewski (reżyser takich filmów jak "Warszawa", czy "Lekcje pana Kuki") opowiada historię mieszkających w Szwecji Polaków, którym tamtejsza opieka społeczna odbiera córkę. Film jest obrazem, który niesłychanie angażuje widza emocjonalnie i na długo zapada w pamięci.
Wspomnieć należy również o doskonałym kreacjach aktorskich. Bartłomiej Topa partneruje na ekranie Agnieszce Grochowskiej, której rola została doceniona na festiwalu w Gdyni.
Gajewski do pewnego momentu nie rzuca oskarżeniami. Wina leży tak po stronie rodziców, jak i nie starających się zagłębić w ich sytuację, działających z klapkami na oczach pracowników socjalu. W pewnym momencie sytuacja z nieporozumienia przechodzi w absurd, trudny do uwierzenia. Bo czy rzeczywiście tak łatwo można odebrać komuś latorośl, pozbawić go prawa spotykania się z osobą, którą kocha się najmocniej na świecie? - Artur Zaborski zastanawiał się w recenzji filmu na stronach Interii.
Powrót mistrza polskiego kina. Jerzy Skolimowski stworzył interesujący filmowy kolaż historii, które próbuje połączyć zaskakującym zakończeniem. Film był jedną z najgłośniejszych premier roku i jest tegorocznym polskim kandydatem do Oscara. Trudno również wskazać film, który miałby równie imponującą obsadę. Andrzej Chyra, Dawid Ogrodnik, Agata Buzek, Piotr Głowacki, to tylko kilka znaczących aktorskich nazwisk tego filmu.
W obrazie Skolimowskiego nie brakuje ciekawych filmowych "smaczków", które tylko dodatkowo angażują widza. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za "11 minut" w Los Angeles.
To nie jest lekki film, choć jego wysmakowana forma niewątpliwie uderza do głowy. Realizacyjna wirtuozeria (na uznanie zasługuje przede wszystkim precyzyjny montaż Agnieszki Glińskiej) do pewnego stopnia skutecznie przesłania zbyt czytelne metafory, jakimi operuje autor "Rysopisu" - Małgorzata Steciak pisała po weneckiej premierze "11 minut".
Poruszający i osobisty film Bartosza Prokopowicza (operator "Długu" czy "Komornika"). Opowieść o dziewczynie, która krótko po spotkaniu nowej miłości, dowiaduje się, że jest chora na raka. Scenariusz do tego filmu napisało życie, ponieważ Prokopowicz opowiedział w filmie historię choroby swojej żony - Magdy, założycielki fundacji Rak’n’Roll.
Krytycy chwalili doskonałe rolę dwójki młodych aktorów: Agnieszki Żulewskiej i Tomasza Schuchardta. Bez wątpienia jeden z najbardziej wzruszających filmów roku.
Kreacja [Agnieszki] Żulewskiej to jeden z najmocniejszych elementów filmu. Aktorka poszła tu na całość - to bardzo fizyczna rola, dla której Żulewska schudła, zbladła, po prostu "rozchorowała się". Być może we współczesnym kinie jest to już pewien "standard", a jednak tylko nieliczni mają w sobie tyle odwagi, by tak bardzo zmienić się dla swojego bohatera - pisała po premierze Dagmara Romanowska.
Konrad Pytka