Grażyna Torbicka: Kino w mieście, w którym nie ma kina
W Kazimierzu Dolnym trwa 17. edycja festiwalu filmowego Dwa Brzegi. - O skali trudności organizacyjnej tego festiwalu decyduje fakt, że robimy go w mieście, w którym nie ma kina - przyznaje w rozmowie z Interią dyrektorka artystyczna Grażyna Torbicka, ujawniając, że Dwa Brzegi nie otrzymały tym razem ani złotówki wsparcia od Ministerstwa Kultury, a w tegorocznym budżecie imprezy tylko osiem procent pochodzi z instytucji publicznych.
Jedno w haseł tegorocznego BNP Paribas Dwa Brzegi brzmi "Przyszłość jest dziś". Jak je pani rozumie?
Grażyna Torbicka: - To, co zrobimy dzisiaj, będzie naszą przyszłością. Rozumiem to w ten sposób, że każdy z nas - w małym lub większym stopniu - może przyszłość zmienić już dzisiaj. Na naszym festiwalu próbujemy na tę przyszłość wpływać, proponując naszej publiczności filmy, które prowokują do refleksji. Jak się zaczynamy nad nimi zastanawiać, to rozmawiamy między sobą. I ta rozmowa jest w moim odczuciu fundamentalna, żeby lepiej poznać siebie nawzajem i siebie samego/-ą. Z własnego doświadczenia wiem, że ilekroć zobaczę poruszający film i rozmawiam z kimś, kto też ten film obejrzał i słucham jego wypowiedzi, to nagle okazuje się, że mimo iż wydaje mi się, że dobrze znam tę osobę, to nagle odkrywam inne jej oblicze. To samo dotyczy mnie samej. Gdybym zaczęła mówić o filmach, które mi się podobały lub nie podobały, to dowiedziałby się pan o mnie znacznie więcej, niż gdyby namówiłby mnie pan na osobiste zwierzenia. Rozmowa o sztuce filmowej, opowieść o własnych odczuciach po seansie jakiegoś filmu, jest rozwijaniem naszej wiedzy o drugim człowieku. Jeśli sobie to uświadomimy, to naprawdę przyszłość może wyglądać lepiej. Ważne, byśmy pamiętali, by być otwartym i tolerancyjnym. Tym dla mnie są spotkania ze sztuką.
Pani mówi o przyszłości, ja natomiast, ilekroć przyjeżdżam na festiwal do Kazimierza Dolnego, mam poczucie powrotu do takiego pierwotnego, opartego na wspólnocie doświadczenia kina.
- Zbiorowe oglądanie filmu to sens kina. Jak oglądam z innymi dziennikarzami światowe premiery na międzynarodowych festiwalach - wchodzimy, oglądamy film - jeszcze nikt nic o nim nie wie. Nikt nie napisał jeszcze o tym filmie kilkudziesięciu recenzji, które zawsze podskórnie wpływają na nasz odbiór, tylko siedzimy w zapełnionej ciemnej sali kinowej i czujemy, jak reagują inni. To jest też istota kina. Potem wychodzimy i dopiero wtedy zaczynają się dyskusje, nierzadko kłótnie.
Festiwal BNP Paribas Dwa Brzegi za rok wejdzie w okres pełnoletności, dojrzewaniu imprezy towarzyszyły jednak w ostatnich latach spore problemy organizacyjne. Burmistrz Kazimierza Dolnego przyznał wprost, że gdyby nie udało się zorganizować ubiegłorocznej edycji, w tym roku raczej byśmy się nie spotkali. Czy przyszłość festiwalu jest na chwilę obecną zabezpieczona?
- O skali trudności organizacyjnej tego festiwalu decyduje fakt, że robimy go w mieście, w którym nie ma kina. To ma ogromny wpływ na nasze myślenie o budżecie przedsięwzięcia. Nie mamy tego komfortu, że jesteśmy w miejscu, w którym są sale kinowe i jedyną naszą troską pozostaje zorganizowanie programu. Miasto Kazimierz Dolny bardzo nas wspiera i to jest dla organizacji festiwalu bardzo ważne. Budujemy całe miasteczko festiwalowe, musimy znaleźć odpowiednią firmę, która zajmie się projektorami i obsługą projekcji; znaleźć producentów, którzy zbudują namiot i postawią ekrany w kinach plenerowych. Nazywam to takim wielkim planem filmowym, przy czym on nie może być na niby - ściany tego dużego namiotu nie mogą być atrapą, tylko on musi stać naprawdę i jak będzie wiał wiatr, to musi się utrzymać. To jest niezwykle trudne organizacyjnie przedsięwzięcie. W związku z tym budżet musi być zabezpieczony na tyle, żebyśmy mogli zaangażować wszystkie techniczno-produkcyjne podmioty, które są nam potrzebne.
- Czy przyszłość jest jaśniejsza? Nie bardzo. Z roku na rok musimy się mierzyć z tym samym pytaniem - kto zechce z nami być i nas wesprze? Kto po tegorocznej edycji zdecyduje, że nadal chce z nami współpracować? Nasz sponsor tytularny, czyli BNP Paribas, jest z nami już trzeci rok. Trzy lata to już spory kredyt zaufania. W ubiegłym roku, mimo ogromnych problemów, BNP Paribas nie opuściło nas. Zastrzegło jednak, że musimy wrócić do formuły festiwalu z dużym namiotem. Stowarzyszenie Filmowców Polskich jest naszym partnerem od lat, współpraca układa się świetnie, bo polskie kino i jego twórcy, zwłaszcza młodzi ze Studia Munka zawsze są mocną częścią naszego programu. Nie przewidzieliśmy jednak, że Ministerstwo Kultury, po 16 latach, w tym roku nie da nam ani złotówki. Pisaliśmy odwołania, ale mimo to nie dostaliśmy w tym roku żadnego wsparcia. To był pierwszy cios. Następnie jeden z naszych lokalnych sponsorów, ze względu na wewnętrzne problemy, trzy tygodnie przed festiwalem powiadomił nas, że nie może nas wesprzeć. Jeżeli dowiadujesz się trzy tygodnie przed rozpoczęciem festiwalu, że masz dość potężną dziurę budżetową, to jest problem. I wtedy szukasz ludzi, którzy rozumieją, jak ważna jest kultura. I tu chciałabym ogromnie podziękować Mennicy Polskiej i Mercedes Benz Nobile Motors, którzy dołączyli w tym roku do grona naszych partnerów.
- Najsmutniejsze jednak jest to, że w tegorocznym budżecie tylko osiem procent pochodzi z instytucji publicznych. I to nie jest tylko nasz przypadek. Kino na Granicy w Cieszynie miało podobną sytuację, a to są podobne imprezy, które organizowane są dla tak zwanego normalnego widza. Nasza publiczność to ludzie, którzy przyjeżdżają do Kazimierza na wakacje. Wybierają okres, w którym odbywa się festiwal, ponieważ chcą spędzić urlop, ładując swoje akumulatory sztuką, kulturą, spotkaniami. Potem wracają po roku i opowiadają, że jakiś film lub spotkanie siedziało w nich przez cały ten czas. Dokładnie po to robimy nasze festiwale, dla naszych widzów.
Pani Grażyno, jestem pod wielkim wrażeniem, że mimo obowiązków dyrektorki artystycznej festiwalu, znajduje pani energię, czas i chęci, by osobiście prowadzić spotkania z zaproszonymi gośćmi. Na innych festiwalach zajmują się tym zatrudnieni specjalnie do tego celu dziennikarze. Domyślam się, że pani aktywność nie wynika z budżetowych oszczędności.
- Ja potrzebuję tych rozmów. Niezależnie od tego, że jak przed startem festiwalu mój akumulator jest wyładowany do zera, to jak już wszystko rusza, to jakimś dziwnym sposobem znowu mam mnóstwo energii. Zaczynają się wtedy spotkania, rozmowy, uśmiechy, wymiana uwag. Wszystko zaczyna się kręcić i akumulator ładuje się na nowo. To jest dla mnie ważne. Ale muszę zaznaczyć, że nie ja jedna prowadzę te spotkania, wspomagają mnie także dziennikarz i krytyk filmowy Marcin Radomski, autor KINOrozmowy i Maciej Jaszczyński, który jest odpowiedzialny za Międzynarodowy Konkurs Filmów Krótkometrażowych.
Gdyby zabawić się w grę skojarzeń, na dźwięk pani nazwiska automatycznie zapala się lampka z hasłem: "Kocham kino". Główny festiwalowy ekran tegorocznego festiwalu to We Love Cinema. Akcent został przestawiony na kolektywne doświadczenie obcowania ze sztuką filmową. To świadome nawiązanie?
- We Love Cinema to slogan naszego sponsora tytularnego. Spotkaliśmy się również w tym sensie i dalej chcemy być razem, bo BNP Paribas ma to hasło już od wielu lat. A ja przez dwadzieścia lat robiłam w telewizji program "Kocham kino", teraz prowadzę w Radiu Zet audycję "Kocham cię kino". Ale bardzo ładnie pan zauważył tę znaczącą zmianę zaimka osobowego. Trochę tak jest. Grono osób, które ceni sobie sztukę filmową, jest coraz większe. A trzeba zwrócić uwagę, że nie pokazujemy w Kazimierzu Dolnym łatwych filmów.
- Pamiętam pierwsze edycję Dwóch Brzegów, kiedy pokazywaliśmy wymagające filmy autorów światowego kina m.in. Carla Teodora Dreyera. I wielu widzów w czasie tych pierwszych edycji wychodziło w trakcie projekcji, tłumacząc, że to nie dla nich i że już tu więcej nie przyjadą. Albo prezentowaliśmy filmy dotykające tematów tabu, np. LGBT - podobna reakcja. Pamiętam też, że jako film otwarcia pokazaliśmy kiedyś "Gołąb usiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu" Roya Anderssona. Jedna z osób powiedziała mi wtedy, że jak będę puszczać takie filmy, to żadnych sponsorów nie znajdę. Wróciła jednak po roku i przyznała, że ten film ją tak poruszył, że długo nie mogła o nim zapomnieć. I że to świetne kino. Tak więc nie przestajemy drażnić naszych widzów, ale udowadniamy przy okazji, że w tym kinofilskim szaleństwie jest metoda.
Wspomnieliśmy telewizyjny cykl "Kocham kino". Myślała pani, żeby go kiedyś reaktywować?
- Telewizyjnie - nie. Tamten rozdział uważam za zamknięty. Cykl "Kocham cię kino" w Radiu Zet jest niewielką formą, ale ku mojemu zdziwieniu odnajdywaną przez słuchaczy. Mam tego liczne dowody. Robiłam ostatnio zakupy w sklepie, odezwałam się, a pewien pan stojący za mną w kolejce zareagował: "Oo, ten głos. To pani tak mówi o filmach". Nagle dowiadujesz się, że to co robisz, jest dla kogoś ważne.
- Dlaczego nie chciałabym jednak wracać do telewizyjnej formuły "Kocham kino"? Jest jeszcze jeden powód. Kiedy zaczynałam robić "Kocham kino" w 1996 roku, to jak jechałam na festiwal w Cannes i przywoziłam materiały z Quentinem Tarantino, Davidem Lynchem i Milosem Formanem, to były to rzeczy unikatowe. Dzisiaj, w dobie mediów społecznościowych, ekskluzywność takich wywiadów traci moc. Na festiwalach filmowych na bieżąco możemy śledzić streamingi konferencji prasowych i spotkań z twórcami. Nie byłoby już we mnie takiej motywacji i energii, żeby to zrobić, bo staje się to ogólnodostępne.
- Najciekawsze w obecnym świecie nadmiaru informacji, tak jak w oscarowym filmie "Wszystko wszędzie naraz", który uważam za genialny, to co teraz jest dla mnie intrygujące i motywujące, to wybranie z tego "wszystkiego, wszędzie i naraz" tego, co uważam za ciekawe i godne polecenia.
Wspomniała pani, że BNP Paribas Dwa Brzegi to wakacyjna propozycja dla całych rodzin. Nawet zaproszeni do Kazimierza Dolnego artyści pojawiają się tu z rodzinami, jak w tym roku Borys Szyc. Pani towarzyszy dzielnie mąż, jednak chyba nie ma pani dla niego zbyt dużo czasu.
- Właśnie zjedliśmy razem obiad. Ale tak, to jest ten moment, kiedy mąż wie, że mój dzień na BNP Paribas Dwa Brzegi jest bardzo intensywny. Ale Adam też kocha dobre kino, muzykę i sztukę w ogóle. Dziś rano obejrzał "Powiększenie" Antonioniego, którego kiedyś poznał osobiście, dzięki mnie. Poza tym często nam pomaga w sytuacjach kryzysowych od samego początku, dlatego ma tytuł "wolontariusz nr 1".