Festiwalowi w Cannes towarzyszy zaskakujący paradoks. Choć to najważniejsza impreza branżowa na świecie i ze swoim filmem chce tu być dosłownie każdy, od dobrych kilku lat ciąży na niej klątwa nietrafionych inauguracji. Pomimo że organizatorzy mogą przebierać na prawo i na lewo, to tytuły, na jakie finalnie się decydują jako filmy otwarcia, są często miałkie, nudne, po prostu nieudane.
Wprawdzie otwierająca tegoroczną edycję festiwalu Cannes 2023 kostiumowa "Kochanica króla" (oryg. "Jeanne du Barry") w reżyserii Maïwenn to film dwie półki wyżej niż prezentowana przed kilkoma laty z tej samej okazji okropna "Grace księżna Monako" (2014) Oliviera Dahana, to jednak został zrobiony raczej niewielki krok, by na dobre zmienić ten trend. Przypominający jeden z tych, jakie są udziałem bohaterów filmu Maïwenn. Ci za każdym razem, gdy kończą królewską audiencję, nie chcąc obrazić monarchy, śmiesznie w półukłonie drobią do drzwi, byle tylko się do niego nie odwrócić, a tym samym nie pokazać mu swoich pleców.
To chyba jedyny prawdziwie udany komediowy aspekt filmu, a wygląda na to, że miało być ich więcej. Związanych chociażby z postacią Ludwika XV, w którego rolę wciela się Johnny Depp. Skądinąd to dość nieoczywisty wybór, biorąc pod uwagę całe zamieszanie, jakie stało się udziałem amerykańskiego aktora w przestrzeni publicznej w ostatnim czasie. Ale nie o tym.
Depp przekonywał, że do tej roli inspiracją były kreacje jego bohaterów z okresu kina niemego - Lona Chaneya, Bustera Keatona czy Charlesa Chaplina, co tylko potwierdza komediowe tropy. I choć niejednokrotnie udowodnił on (zwłaszcza w "Piratach z Karaibów"), że mimika, gesty, spojrzenie potrafią być jego niezwykle mocną aktorską bronią, to chyba jednak nie tym razem. A może po prostu nie jest aktorem drugiego planu.
Pierwszy, na co wskazuje już sam tytuł filmu, należy do Jeanne Vaubernier, z rozwojem fabuły i kolejnymi intrygami słynnej madame du Barry. Kobiety, która mimo wątpliwej proweniencji, dzięki determinacji, sprytowi, zamiłowaniu do konfrontacji, ale i potrzebie przełamywania tabu oraz sztywnej dworskiej etykiety, dotarła na same szczyty wersalskiego pałacu, stając się królewską faworytą.
Reżyserka, współscenarzystka, a zarazem wcielająca się w historyczną postać Maïwenn przekonywała, że była nią zafascynowana od momentu, gdy zobaczyła "Marię Antoninę" (2006) Sofii Coppoli. Zresztą późniejsza królowa Francji również w tym filmie występuje (w tej roli Pauline Pollmann), choć w przeciwieństwie do dzieła Coppoli raczej asystuje, wdzięcząc się u boku najbardziej bezpłciowej postaci w "Jeanne du Barry", jaką jest następca tronu, Delfin (Diego Le Fur).
Zacząłem od paradoksu związanego z festiwalem, ale widzę go także w samym opisywanym filmie. Przyglądając się opowiadanej historii, ale i obsadzie, byłem przekonany, że najmocniejszym punktem tej kostiumowej produkcji będzie relacja pomiędzy parą głównych bohaterów - Ludwikiem XV i Jeanne du Barry. Początkowo przedmiotowa, oparta wyłącznie na pożądaniu i pozycji siły, z czasem przepełniona wzajemną ciekawością, a wkrótce i uczuciem. To niestety u Maïwenn wypada blado, niczym pudrowanie Ludwika XV w ramach misternej codziennej toalety, którą wraz z Jeanne pewnego ranka podglądamy.
Znacznie ciekawsza jest tu dynamika dworskich relacji, zwłaszcza gdy do tego targowiska próżności wrzuci się element, którzy burzy panujące status quo. A takim jest Jeanne du Barry, kontestująca niemal każdy panujący w Wersalu zwyczaj. Trochę z przekory, a trochę dlatego, że jako ktoś niepasujący do tego otoczenia nie ma nic do stracenia. Knucie, intrygi, budowanie towarzyskich frontów, psychiczna przemoc wreszcie ghosting w realiach XVIII-wiecznej Francji. To musiało się skończyć Rewolucją.
Jest jednak w obrazie Maïwenn element, który absolutnie zachwyca. Na dobrą sprawę zawiera się on w zdaniu pochodzącym z opisu polskiego dystrybutora "Jeanne du Barry": "Film w całości kręcony był we wnętrzach i plenerach Wersalu". Scenografia, ale i kostiumy tej opowieści o trudnej miłości, próbie społecznego awansu oraz podrażnionej ambicji oszałamiają. To ważny argument, dla którego warto zobaczyć film francuskiej reżyserki. Pytanie, czy nie jedyny tak mocny. Bo faworyta króla raczej nie będzie faworytą widzów.
5/10
"Kochanica króla" [Jeanne du Barry], reż. Maïwenn, Francja 2023, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 25 sierpnia 2023 roku.