"Superpower": Absurdalna scena w filmie Seana Penna [recenzja]

Sean Penn /STRINGER /ANADOLU AGENCY/ /AFP

24 lutego minął rok od początku wojny w Ukrainie. Na Berlinale, festiwalu niestroniącym od zaangażowanego politycznie kina, temat regularnie powraca. Jednym z wydarzeń tegorocznej edycji stał się dokument "Superpower" Aarona Kaufmana i Seana Penna.

Ta historia miała wyglądać zupełnie inaczej. Jak? Pierwotnie miał być to film o aktorze, który został prezydentem. Jest rok 2015. Wołodymyr Zełenski, znany przede wszystkim jako aktor kabaretowy i osobowość telewizyjna, zostaje gwiazdą serialu "Sługa narodu". To historia o Wasylu Hołoborodce, skromnym nauczycielu historii z Kijowa, everymanie, który jakimś zrządzeniem losu zasiadł w fotelu prezydenckim. Kilka lat później, być może dla żartu, Zełenski ogłosił swój start w wyborach. Hasło wyborcze komika znanego z telewizji: "Stop oligarchom, korupcji, koniec wojny z Rosją". 

Reklama

Zełenski wybory wygrał, to był dla Sean Penna właściwy temat: miał opowiedzieć o tym, jak ktoś z jego świata, świata show-biznesu, wszedł do polityki. W listopadzie 2021 hollywoodzki aktor, wspierany przez producenta Aarona Kaufmana, rozpoczął pracę nad projektem od wizyty w Kijowie, ale wówczas do zaplanowanego spotkania z Zełenskim nie doszło. Udało się kilka miesięcy później. 24 lutego 2023, gdy w całej Ukrainie rozbrzmiały syreny przeciwlotnicze. Penn dostał szansę na miarę marzeń największych dokumentalistów - pojawił się w odpowiednim czasie z kamerą, spotkał się z Zełenskim w pierwszych godzinach inwazji, na gorąco uchwycił jakąś prawdę o szykującej się do obrony Ukrainie. To niesłychane, ale właśnie jemu przypadło w uczestnictwie świadkowanie historii i obowiązek przekazywania jej dalej. 

"Superpower": Za dużo Seana Penna, za mało Zełenskiego

Jednego z pewnością nie można temu filmowi odmówić. "Superpower" ma niewątpliwą wartość historyczną, jest wizualnym śladem i świadectwem pierwszej fazy wojny. Gorzej, że Penn w pewnym momencie odwraca kamerę na siebie, zamiast ku Ukrainie. Te proporcje są akurat czytelne. Najwięcej w filmie widać aktora - jest w niemal każdej scenie, praktycznie nie schodzi z ekranu, skupia na sobie uwagę. Oglądamy, jak Penn przemieszcza się między kolejnymi punktami, jeździ po kraju ogarniętym wojną. Potem przekracza pieszo granicę z Polską, wraca do Ameryki, żeby bić na alarm i znowu do Ukrainy, aż pod linię frontu.

Penn nie eliminuje siebie w montażu, wyraźnie zaznacza swoją obecność - jest widoczny w każdej rozmowie, prowadzi kolejne wywiady z żołnierzami, dziennikarzami, ambasadorami, premierem Morawieckim i pilotami, których media ochrzciły "Duchem Kijowa". W jednej z najbardziej absurdalnych chyba scen wysyła tych ostatnich do multipleksu na nowego "Top Guna", żeby w środku inwazji popatrzyli sobie, jak Hollywood bawi się w wojnę. Wypada to, mówiąc delikatnie, trochę niezręcznie i niestosownie.

Nie są to, rzecz jasna, błędy, które stanowiłyby podstawę do krytyki wartości tego filmu, powodują jednak dziwne i niezamierzone zgrzyty, które pozostawiają wrażenie, że zabrakło tu nieco wyczucia i subtelności. Zamiast oglądać Penna - ambasadora i rzecznika sprawy ukraińskiej - może lepiej byłoby zrobić trochę więcej miejsca dla świadectwa samych Ukraińców. Trudno powiedzieć, czemu zamiast tego na wojnę patrzymy z perspektywy zatroskanego hollywoodzkiego gwiazdora, który topi smutki w napojach procentowych, spędzając każdą wolną chwilę przy barze w pięciogwiazdkowych hotelach. Obraz Penna przy szklance powraca w "Superpower" jak swoisty refren a lista trunków, które w siebie wlewa, jest naprawdę długa. Nie jest tak do końca jasne, czy ktoś tu ma problem z alkoholem, potrzebuje znieczulenia, czy może na potrzeby filmu buduje wizerunek twardziela.

Zresztą od razu widać, jak na dłoni, że "Superpower" to kino z bohaterem na wskroś amerykańskim, zrobione po amerykańsku i pewnie też pod amerykańskiego widza, który żyje z dala od tej wojny i może niewiele o niej słyszał. Film, choć powinien być czytany jako raport z obleganej przez rosyjskie wojska Ukrainy, skonstruowany jest jak thriller polityczny. Na taki efekt pracują różne zabiegi: zarówno dynamiczne zdjęcia z ręki i szybki montaż, ciągłe zmiany lokacji, jak i odnotowywane na ekranie współrzędne geograficzne, zdobione czcionką jak z serii gier "Call of Duty". Cały ten patos, ta podniosłość i emocjonalność każdego gestu, nie podważają zarazem godnej szacunku postawy Penna. W pewnym momencie, choć wcale tego robić nie musiał, postanowił zakasać rękawy i pokazać, jak w praktyce można wykorzystać swój autorytet i popularność, by wesprzeć Ukrainę.

"Superpower": Prawdziwą supermocą jest rodzina

Penn prowadzili tu swoją "operację specjalną" - naświetla sytuację w Ukrainie, kawałek po kawałku stara się wstrząsnąć sumieniem świata, zmotywować do działania, szuka poparcia i wsparcia. Tematem, który najbardziej jednak interesuje autorów tego dokumentu, jest figura charyzmatycznego przywódcy, który rozbudza wielkie nadzieje. "Superpower" najlepsze efekty osiąga wtedy, gdy Penn usuwa się w cień i robi miejsce Zełenskiemu, który uosabia heroiczne poświęcenie, nieprzejednanie, absolutną wiarę w słuszność swojej sprawy. Kiedy pojawia się na ekranie, nie poświęca uwagi sobie, tylko wykorzystuje okazję, by wezwać zachodnie państwa do zwiększenia wsparcia dla Ukrainy. "Dajecie nam jedno skrzydło i oczekujecie, że będziemy latać. Żeby tak się stało, potrzebne jest jeszcze to drugie" - mówi Zełenski, nawiązując do kalkulacji wojennych Zachodu, który nakłada sankcje na Rosję, ale zwleka z decyzją o dozbrajaniu Ukrainy.

Zafascynowany tą postawą Penn stara się na koniec nadać jej ludzkie oblicze. Zełenski dał się w ostatnim roku poznać przede wszystkim jako sługa narodu, ale jego rolą, oprócz obrony kraju, jest również bycie mężem, ojcem dwójki dzieci. Przesłanie, które niesie "Superpower", jest uniwersalne i czytelne w każdym miejscu na świecie: prawdziwą supermocą w obliczu kryzysu okazuje się rodzina.

5/10

"Superpower", reż. Aaron Kaufman, Sean Penn, USA 2023

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sean Penn | ​Wołodymyr Zełenski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy