Reklama

Zmiana warty w Hollywood

Tegoroczna nominacja dla Philipa Seymoura Hoffmana pokazuje, że w ostatnim czasie w Hollywood nastąpiła cicha rewolucja. Starzy mistrzowie, jak Robert De Niro, Dustin Hoffman czy Jack Nicholson, muszą ustąpić miejsca swoim następcom. Kto jest odpowiedzialny za tę zmianę w warty?

"Nominacje oscarowe z ostatnich lat potwierdzają przewartościowanie na aktorskim parnasie" - pisze w "Dzienniku" Wojciech Kałużyński.

Miejsce starej gwardii zajmują nowe - stare twarze, jak Philip S. Hoffman, Sean Penn, Cate Blanchett czy Kate Winslet, a wskazują na to oscarowe nominacje.

Philip S. Hoffman zagrał niedawno obok Meryl Streep w filmie "Wątpliwość". Zarówno Streep, jak Hoffman nominowani są do tegorocznych Oscarów, ale, jak zauważa Kałużyński, przeszli różną drogę.

Streep stale potwierdza swoją pozycję jednej z najwybitniejszych współczesnych aktorek, a Hoffman dopiero niedawno awansował do elity przez lata grając, świetne, ale zawsze drugoplanowe role w niezależnych produkcjach.

Reklama

"Jego przypadek wydaje się zresztą w pewien sposób symboliczny dla cichej rewolucji, jaka dokonała się w ostatnim dziesięcioleciu w hierarchii najwybitniejszych hollywoodzkich aktorów" - pisze Kałużyński.

Dotychczasowi liderzy w hollywoodzkim "star system" powoli ustępują miejsca młodszym. Jack Nicholson, Al Pacino, Gene Hackman, Robert De Niro czy Dustin Hoffman wznieśli się na szczyt aktorskiej hierarchii po wybuchu autorskiego kina lat 70. i początku lat 80. Oscary mogły wędrować do innych gwiazdek, ale elita była tylko jedna.

I choć trudno tej wielkości odmówić im i dziś, to jednak ciężko nie zauważyć, że w ostatnim czasie brakuje dla aktorów, często już po 70-tce, interesujących ról. Dustin Hoffman pojawia się w, jak w "Pachnidle", w epizodach. Nicholson eksploatuje postać zabawnego, podstarzałego podrywacza, jak w "Schmidt". De Niro w ostatnim czasie nie potrafi wybrać odpowiedniej dla siebie roli (chyba, że pominąć pirata geja w "Gwiezdnym pyle"). Wpadki rzadziej przytrafiają się Alowi Pacinowi, który stworzył świetną kreację w "Aniołach w Ameryce".

"Nie powiedzieli, mam nadzieję, swego ostatniego słowa, ale trudno oczekiwać, że po siedemdziesiątce przydarzy im się jakiś wielki comeback" - zauważa Kałużyński. A puste miejsce trzeba kimś wypełnić...

"Philipa Seymoura Hoffmana już okrzyknięto nowym następcą De Niro, Edwarda Nortona mianowano z kolei nowym Dustinem Hoffmanem, a Russela Crowe'a nowym Nicholsonem".

Czy słusznie, to już inna kwestia.

O pozycję lidera walczą też Angelina Jolie, Brad Pitt, George Clooney czy Leonardo Di Caprio, jednak oni swój artystyczny prestiż muszą budować na wizerunku ikony popkultury.

Ceremonia Oscarów ma również swoje "etatowe" gwiazdy, jak Tommy Lee Jonesa, Morgan Freeman, Meryl Streep czy Judi Dench, a także swoich weteranów (Clinta Eastwooda czy Mela Gibsona).

Kałużyński zauważa, że w ostatnich latach coraz częściej jednak zaczynają dominować aktorzy, którzy na szczyty się z sukcesem wspinają, jak Cate Blanchett, Kate Winslet, Sean Penn. Akademia zaczyna doceniać też aktorów przez lata ignorowanych, jak Johnny Depp. " A są i tacy, którzy choć pomijani w oscarowym wyścigu, swej klasy udowadniać nie muszą, jak choćby Jeff Bridges".

Wszystko o Oscarach - sprawdź raport INTERIA.PL!

Dziennik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy