Wprowadzą zakaz grania w serialach?
Ministerstwo Kultury zamierza ograniczyć występy aktorów teatralnych w filmach i serialach telewizyjnych. Czy to znaczy, że wkrótce w "M jak miłość" nie zobaczymy Małgorzaty Kożuchowskiej, a w "Na dobre i na złe" Artura Żmijewskiego?
Zapis ograniczający występy aktorów ma znaleźć się w znowelizowanej ustawie o działalności kulturalnej. Ograniczeniom mają podlegać aktorzy zatrudnieni na etatach w teatrach prowadzonych przez samorządy lub ministerstwo.
Artyści od bardzo dawna podejmują pracę poza macierzystą sceną. Pojawiają się w filmach, serialach, reklamach. Podkładają głos w dubbingu, a nawet pojawiają się w innych teatrach, tyle że prywatnych. Zwykle dyrektorzy nie robią im specjalnych przeszkód, bo zdają sobie sprawę, że dzięki tym "dodatkowym występom" aktorzy tak naprawdę się utrzymują.
Problemy zaczynają się w momencie, gdy to teatr musi zacząć dostosowywać swój repertuar do planów zawodowych kolejnych artystów. Ostatnio coraz częściej stoi w tym wypadku na straconej pozycji i w efekcie liczne spektakle są odwoływane. Innym problemem jest to, że pojawianie się aktorów w serialach i telenowelach nie tylko zabiera im czas, siły i energię, ale także psuje ich sceniczny wizerunek.
"Teatry inwestują w rozwój artystyczny aktora, a telewizja przejada ten potencjał. Aktor telewizyjny nie kojarzy się widzom z Hamletem , ale z reklamą banku albo z postacią w serialu" - przekonuje Grzegorz Jarzyna, szef TR Warszawa.
Oczywiście aktorzy realizujący się w telewizji czy kinie mogliby odejść z teatru.
"Teatr zaspokaja ich ambicje, z którymi szli do szkoły teatralnej. Daje im markę" - twierdzi dyrektorka warszawskiego Teatru Ateneum, Izabela Cywińska.
Ministerstwo chce uporządkować tę sytuację. Chce wprowadzić zapis, który spowoduje, że aktorzy z danego teatru musieliby otrzymywać zgodę jego dyrektora na występy poza macierzystą instytucją. W tej sytuacji praca u konkurencji bez przyzwolenia mogłaby skutkować zwolnieniem artysty.
Wykonawcy musieliby wybierać. Albo praca bez stałej umowy w teatrze, albo ryzyko utraty intratnych propozycji. Mogłoby wówczas dojść do ścisłego podziału aktorów i ich specjalizacji. Taki podział funkcjonuje między innymi w Niemczech.
Przeciwników takiego rozwiązania jest jednak bardzo wielu zarówno wśród artystów jak i dyrektorów teatrów.
"Odgórne zakazy będą równie nieskuteczne, jak niedawny pomysł, aby zakazać występów w filmach czy serialach aktorom bez dyplomu" - uważa Adam Woronowicz, odtwórca roli księdza Popiełuszki w filmie Rafała Wieczyńskiego.
I dodaje: "Rozwiązaniem byłoby wprowadzenie rocznych kontraktów aktorskich zamiast stałych angaży".
"Nie mam sumienia zabraniać aktorom pracy w filmie czy telewizji, bo bez tego się nie utrzymają" - mówi Krzysztof Mieszkowski, dyrektor Teatru Polskiego z Wrocławia.
Warto dodać, że różnice stawek pomiędzy teatrem a filmem czy serialem są duże. Aktor grający główną rolę może otrzymać z spektakl kilkaset złotych , podczas gdy za dzień filmowy może dostać około 2-3 tysiące złotych.
Jest jeszcze jedno rozwiązanie. Wypłata rekompensaty teatrom, których aktorzy są wypożyczani.
"Wyobrażam sobie sytuację, że producent zwraca część kosztów jego ZUS-u czy pensji odpowiednią do okresu zatrudnienia na planie zdjęciowym. Albo że opłacamy koszty, jakie ponosi teatr, który musi wprowadzić zastępstwo do spektaklu" - przyznaje Maciej Strzembosz, producent filmowy i telewizyjny.
"Rekompensaty nie rozwiążą wszystkich problemów. Potrzebne jest zaufanie między ludźmi którzy wspólnie robią teatr. Musimy być wobec siebie lojalni" - kontrargumentuje Cywińska.
Czy już niedługo widzowie "M jak miłość" pozbawieni zostaną Ostałowskiej i Kożuchowskiej, a "Na dobre i na złe" Jungowskiej i Żmijewskiego? A może aktorzy zostawią teatry dla ról w filmach i serialach, tak jak zrobił na przykład Cezary Żak dla roli w "Ranczu"?
Przekonamy się już niebawem.