Reklama

Święta zawsze "po polsku"

Samuel Palmer - serialowy Sam z "Barw szczęścia" - przywiązany jest do świątecznej tradycji, niezależnie od tego, w jakim miejscu globu się aktualnie znajduje. "Moja najbliższa rodzina mieszka w Ghanie, więc albo ja lecę do nich albo oni przylatują do mnie. W tym roku spotkamy się pewnie w Polsce, ale Boże Narodzenie jest zawsze po polsku" - mówi aktor.

Nawet, jeśli Wigilia odbywa się w Afryce, to rodzice aktora zawsze mają olbrzymią sztuczną choinkę i pudła bombek. Jeśli zaś Święta spędzane są w Polsce, towarzyszy im żywe świąteczne drzewko?

"Pamiętam, jak z tatą wybieraliśmy się na rynek w Poznaniu po choinkę. Wracaliśmy z nią potem "pod pachą" do domu, gdyż nie mieściła się w samochodzie - to dopiero była zabawa (śmiech). Zapach choinki i spadające igliwie, to niezbędna cześć świątecznego rytuału".

Jedno ze szczególnych wspomnień Samuela wiąże się z pierwszymi Świętami w Afryce.

Reklama

"Miałem piętnaście lat. 32 stopnie w cieniu, żar z nieba, a ja w krótkich spodenkach wsiadłem do samochodu, aby pojechać po zakupy na Wigilię! To było przeżycie" - wspomina Palmer.

Mnóstwo mocnych przeżyć czeka Sama w Nowym Roku. Niespodzianki i pułapki czekają go zarówno w związku z Kasią, jak i w kontaktach z byłą żoną, Mary. Kto chce się przekonać, czy uda mu się z nich wyjść cało, musi przygotować się na nowe odcinki "Barw szczęścia".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Samuel Palmer | święta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy