Reklama

"Sierpień w hrabstwie Osage": Lato z rodziną Adamsów [recenzja]

"Sierpień w hrabstwie Osage" Johna Wellsa jest adaptacją nagrodzonej Pulitzerem sztuki Tracy'ego Lettsa. To nie pierwsza ekranizacja twórczości tego cenionego dramaturga - przedtem dwukrotnie sięgał po nią William Friedkin w świetnym "Robaku" i jeszcze lepszym "Zabójczym Joe".

Już w tych dwóch filmach można było zobaczyć, jak mroczne i toksyczne jest poczucie humoru Lettsa i jak bezlitośnie traktuje on swoich bohaterów.

Do zagrania w ekranizacji "Sierpnia..." zaproszono - używając obrzydliwie tabloidowego zwrotu - całą plejadę gwiazd. Meryl Streep, Julia Roberts, Ewan McGregor, Abigail Breslin, Benedict Cumberbatch - te nazwiska oślepiają blaskiem branżowych nagród i szeleszczą milionami dolarów. Cenieni aktorzy wcielają się tutaj w członków dysfunkcjonalnej rodziny. Takiej, w której bliskość emocjonalna jest sloganem, więzy krwi są pętami, egoizm stanowi regułę, a empatia służy jako sposób na poniżenie przeciwnika. Takiej, w której człowiek idzie przez życie sam i umiera nieszczęśliwy, mając za wiernego towarzysza jedynie używki.

Reklama

Bohaterowie spotykają się z powodu zaginięcia patriarchy (Sam Shephard). Dość szybko okazuje się, że mający problem z piciem mężczyzna popełnił samobójstwo. Wkrótce okazuje się też, że nie on jedyny miał w rodzinie problemy psychiczne. Po pogrzebie bliscy siadają do stołu i jak na komendę rzucają się sobie do gardeł: kpią z siebie, wyciągają dawne brudy i walczą o dominację, chcąc zmienić ustaloną już dawno temu rodzinną hierarchię. Spirala konfliktu nakręca się coraz szybciej: od żartów do szyderstw, od brutalnej szczerości do zwykłego okrucieństwa, od krzyku do slapstickowej przemocy, od chwilowego pojednania do kolejnej kłótni.

W tej całej przepychance głównymi antagonistkami są żona zmarłego (Streep) i jedna z jej córek (Roberts). Ta pierwsza, chora na raka ust i wiecznie czymś naszprycowana, zachowuje się jak złośliwy klaun. Ta druga widzi siebie w roli następczyni rodzinnego tronu. Kiedy tylko nadarza się okazja, wciela się w rolę tyranki, która każe obezwładniać matkę i przeszukiwać jej szuflady w poszukiwaniu prochów - przypomina wtedy żandarma z jakiegoś filmu o II wojnie światowej. Wielką zasługą twórców jest to, że mimo satyrycznego rysu bohaterowie wydają się ludzcy, żywi i często nawet sympatyczni. Łatwo jest ich zrozumieć i przejrzeć się w nich.

Ogląda się to wszystko naprawdę świetnie. Aktorzy dają z siebie wiele, w powietrzu fruwają cięte riposty, emocjonalna sinusoida zostaje wzorowo nakreślona. Ogląda się to świetnie i trochę... zbyt wygodnie. "Sierpień... " jest tak po hollywoodzku efekciarski, że jak na opowieść o takiej skali przygnębienia, budzi ostatecznie zbyt pozytywne emocje. Brak tu twardej reżyserskiej ręki i jakiegoś ciekawszego zamysłu stylistycznego, który lepiej kanalizowałby potencjał tej czarnej jak piekło komedii. W wyniku tego "Sierpień..." bardziej stanowi ciągów popisów kolejnych członków ekipy, niż zwarte dzieło. Kiedy film wreszcie się kończy, zamiast pomyśleć: "Co za koszmar", myślimy: "To był kawał niezłego rzemiosła".

7/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Sierpień w hrabstwie Osage" ("August: Osage County"l), reż. John Wells, USA 2013, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 24 stycznia 2014 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: John Wells
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy