Reklama

Reżyser "Flow" specjalnie dla Interii. "To film o współpracy i budowaniu zaufania"

23 stycznia 2025 roku poznaliśmy nominacje do Oscarów. Szansę na dwie statuetki — za najlepszy pełnometrażowy film animowany i najlepszy film międzynarodowy — ma "Flow" Gintsa Zilbalodisa. W rozmowie z Interią zaledwie 31-letni łotewski reżyser opowiedział o swoich inspiracjach oraz kreacji świata przedstawionego. Zdradził także, jak przyjął ogromny sukces swojego dzieła podczas sezonu nagród.

Przyzwyczajony do samotności kot boi się wody i innych zwierząt. Gdy nadchodzi powódź, szuka schronienia na łodzi. Trafiają na nią także pies, kapibara, lemur i ptak sekretarz. By przeżyć walkę z żywiołem, zwierzęta będą musiały ze sobą współpracować.

"Flow", który wchodzi do polskich kin 24 stycznia 2025 roku, jest drugim filmem pełnometrażowym w karierze Zilbalodisa. Jest on rozwinięciem krótkometrażowego "Aqua" z 2012 roku, opowiadającego o kocie przebywającym samotnie na łodzi pośrodku oceanu. Reżyser i jego zespół pracowali nad "Flow" pięć lat. Korzystali z darmowego oprogramowania.

Reklama

Mimo ograniczonego zespołu, ich animacja odniosła ogromny sukces. W walce o Złote Globy pokonała produkcje Pixara, Disneya, DreamWorks i Netfliksa. "Flow" otrzymało wiele prestiżowych nagród lub nominacji do nich. Jest także faworytem w wyścigu po Oscara za pełnometrażowy film animowany. Czy uda mu się zwyciężyć? Dowiemy się w nocy z 3 na 4 marca 2025 roku.

Wywiad przeprowadzono przed ogłoszeniem nominacji do 97. rozdania nagród Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.

"Flow". Film o współpracy i budowaniu zaufania

Jakub Izdebski, Interia.pl: W "Życiu Pi" Anga Lee na łodzi jest chłopak, tygrys, orangutan, zebra i hiena, ale szybko przy życiu pozostaje tylko pierwsza dwójka. Tak bardzo cieszyłem się, że w twoim filmie zwierzaki idą inną drogą i zaczynają ze sobą współpracować.

Gints Zilbalodis: - Znam ten film. Moja krótkometrażówka "Aqua" ukazała się kilka miesięcy przed jego premierą. Inspirowałem się przy niej książką, którą kiedyś przeczytałem. Jeśli chodzi o współpracę zwierzaków, to właśnie o niej opowiada "Flow". A także o budowaniu zaufania. Wydaje mi się, że kot nie sprostałby samodzielnie wszystkim wyzwaniom, które napotyka. Piątce bohaterów może się udać tylko wtedy, jeśli pokonają dzielące je różnice. 

Michael Bay powiedział kiedyś, że w filmie możesz zabić tysiące ludzi i niszczyć miasta, ale nic nie może stać się zwierzakowi. Publiczność tego nie wytrzyma. Jeśli tak na to spojrzeć, "Flow" to najstraszniejszy film ostatnich miesięcy. Kot i pozostałe zwierzaki są co chwilę w niebezpieczeństwie.

- Wydaje mi się, że jest wiele podobnych historii, tylko opowiedzianych z punktu widzenia ludzi. Nigdy nie pokazano jednak, jak doświadczają jej zwierzęta. Ta zmiana ogromnie wpłynęła na widzów. Dzięki niej bardziej przeżywają naszą historię, są mocniej przywiązani emocjonalnie do niej i jej bohaterów. Zwiększyła też odczuwane w trakcie seansu napięcie. Z kolei w kwestii wizualnej wszystko wydaje się większe. Kamera nigdy nie odstępuje kota. Przez cały czas widzimy tylko to, co on. Z tego powodu nie wiemy, co się stało z ludźmi lub skąd właściwie wzięła się powódź.

"Flow". Powrót do pomysłu sprzed 12 lat

Od początku planowałeś, że "Flow" będzie pełnometrażowym rozwinięciem "Aqua"?

- Tak, chciałem wyjść od tego pomysłu. Zrobiłem "Aqua" na początku swojej kariery. Z technicznego punktu widzenia to nie jest dzieło mojego życia. Jednak sam pomysł wciąż na mnie oddziaływał. Gdy w 2019 roku skończyłem prace nad "Odległą krainą", moim debiutem pełnometrażowym, musiałem zdecydować, co dalej. Chciałem znaleźć projekt, który będzie dla mnie dużo znaczył. Miałem mu poświęcić pięć lat swojego życia, więc to nie mogła być pochopna decyzja. Postanowiłem wrócić do "Aqua". Punkt wyjścia pozostał bez zmian — koty boją się wody. A potem skupiłem się na tym, jak kot boi się innych zwierząt oraz jak buduje z nimi relacje. Woda wyraża jego uczucia. Gdy kot zaczyna dogadywać się z innymi, morze się uspokaja. 

"Flow". Wykreowanie zatopionego świata

Poza stroną techniczną jakie są największe różnice między "Aqua" i "Flow"?

- W czasie 12 lat między ich premierami wiele się nauczyłem. Zmienił się też sposób, w jaki opowiadam historię. W krótkim metrażu stosowałem wiele szybkich cięć montażowych. Chciałem, żeby był on energiczny. "Flow" też ma swoją dynamikę, ale opiera się ona na długich ujęciach i szerokich planach. Kamera skupiła się bardziej na obserwacji. Wydaje mi się, że w ten sposób mogłem wyrazić więcej. 

W "Aqua" historia ograniczała się do kota i oceanu. Tutaj stworzyłeś zupełnie nowy świat, w którym rozgrywa się akcja filmu. Jakie były twoje inspiracje podczas jego kreacji?

- "Flow" jest filmem pełnometrażowym. Nie chciałem przez cały czas pokazywać tylko bezkresnego oceanu. To byłoby nudne i nie dawałoby nam szansy na satysfakcjonujące poprowadzenie historii. Świat przedstawiony musiał być większy i bardziej zróżnicowany. Zamiast oceanu mamy zatopioną krainę. Umieściliśmy w niej znajdujące się pod wodą budynki, drzewa oraz posągi. To nie są tylko dekoracje. To środki służące do opowiedzenia historii. Cały świat ma wyrażać, jak czuje się kot. W naszym filmie nie ma dialogów. Każde miejsce powstało na podstawie emocji, których potrzebowałem w danej scenie. Zastanawialiśmy się, co może je wyrazić? Zaczynaliśmy od prostych kształtów geometrycznych, a później dodawaliśmy do nich szczegóły. Zastanawialiśmy się też, jak te budowle powstały, jakich materiałów użyto do ich wzniesienia, jaka może stać za nimi historia, kto mógł je postawić. W centrum zawsze były jednak emocje. Dla mnie są one najważniejsze. Celem stojącym za "Flow" było stworzenie emocjonalnego przeżycia. Czegoś, co należy poczuć, a nie logicznie wyjaśnić. Takie coś wydaje mi się średnio interesujące. Dla mnie filmy są jak muzyka, a nie jak książki historyczne. Nie chciałem opowiadać o faktach lub liczbach. Chciałem skupić się na emocjonalnej podróży. 

"Flow". Właściciele psów i kotów rozpoznają swoich pupili w bohaterach filmu

Od początku wiedziałeś, że w twoim filmie nie będzie dialogów?

- Myślę, że siła naszego filmu bierze się właśnie z ich braku. Dzięki temu mogliśmy skupić się na prawdziwych emocjach. Nie musieliśmy ich wyjaśniać słowami. Wystarczyło je pokazać poprzez zachowanie postaci. To mój ulubiony rodzaj narracji. Aktorzy mówiący o tym, jak się czują, często wypadają płytko i nudno. Natomiast poprzez działania postaci, ludzkich lub nie, rozumiemy ich charakter i prawdziwe intencje. Zrobienie filmu bez dialogów to dobre ćwiczenie lub wyzwanie dla każdego filmowca. Zmusza to do niekonwencjonalnego myślenia. W wypadku "Flow" od początku chcieliśmy, by nasi bohaterowie zachowywali się jak prawdziwe zwierzęta. Z tego powodu nie opowiadają dowcipów i przez większość czasu nie myślą jak ludzie. Od dawna nie widziałem czegoś takiego w filmie pełnometrażowym. Przynajmniej nie w wypadku zwierząt jako postaci pierwszoplanowych. 

Każdy, kto miał kiedyś psa lub kota, zaraz znajdzie w dwójce twoich bohaterów coś ze swoich zwierzaków. Jak długo studiowaliście ich zachowanie, zanim rozpoczęliście pracę nad animacją?

- Przy psach i kotach staraliśmy się dokładnie oddać ich zachowanie, bo wiele osób ma lub miało kiedyś swojego pupila. Gdybyśmy coś przeinaczyli, widz zaraz zwróciłby na to uwagę. Z pozostałą trójką bohaterów czuliśmy się nieco swobodniej. Niemniej, musieliśmy udać się do zoo, gdzie znaleźliśmy mnóstwo inspiracji. Przy kotach po prostu oglądaliśmy filmiki na YouTubie. Mieliśmy mnóstwo spostrzeżeń i obserwacji, ale staraliśmy się nic nie kopiować. Raczej interpretowaliśmy to na swój sposób. 

- Animatorzy są trochę jak aktorzy. To oni tworzą występ postaci i myślą o ich motywacji oraz psychologii. Zresztą zajmują się też narracją. To oni musieli się zastanowić, czy dana scena pasuje do całości. Nasz zespół był nieduży, podobnie jak nasz budżet. Musieliśmy szybko pracować, co wyszło nam na dobre. Nie mogliśmy siedzieć i nic nie robić. Musieliśmy być kreatywni i znajdować pomysły, jak dokończyć tę animację.

"Flow". Ile osób pracowało nad nagradzanym filmem?

Mówiąc, że zespół był nieduży, ile osób masz na myśli?

- "Flow" jest koprodukcją trzech krajów — Łotwy, Francji i Belgii. W Łotwie zrobiliśmy niemal wszystko poza animacją postaci i montażem dźwięku. Wymyśliliśmy historię, stworzyliśmy modele zwierzaków i tekstury, ustawiliśmy światło, nagraliśmy muzykę. Pozostałe prace wykonano w Belgii i Francji. Mieliśmy osiemnastu animatorów, ale oni pracowali tylko przez siedem miesięcy. To bardzo szybkie tempo jak na film takiej długości. W Łotwie w naszym studiu pracowało codziennie około pięciu osób, ale zespół się zmieniał. Kto inny odpowiadał za preprodukcję, kto inny za postprodukcję. Łącznie w zespole "Flow" znalazło się około 45 osób. Jedni pracowali nad nim przez dwa lata, inni przez tydzień. Niemniej, trzon drużyny był stały i niezbyt liczny. Wiele osób zajmowało się różnymi zadaniami. Najwspanialszą rzeczą w pracy w małym gronie jest bezpośrednia komunikacja. Mogliśmy ze sobą zawsze pogadać i podzielić się uwagami. Nie musieliśmy użerać się z kilkoma szczeblami osób nadzorujących naszą pracę. Zamiast tego skupialiśmy się na konkretnych zadaniach, a w razie czego byliśmy elastyczni i szybko podejmowaliśmy decyzję.

"Flow". Skromny film z Łotwy pokonał Disneya i Netfliksa

Twój zespół i budżet były, jak sam określiłeś, skromne. Tymczasem pokonałeś w wyścigu po Złoty Glob filmy wystawione przez wielkie wytwórnie — Disneya, DreamWorks, Netfliksa. Jak czujesz się w czasie sezonu nagród?

- To naprawdę niesamowite. Byliśmy pierwszą niezależną animacją, która otrzymała Złoty Glob. I pierwszym łotewskim filmem, który otrzymał nominację. W dodatku wygraliśmy. I to w tak mocnym roku. Czuję, że coś się zmieniło, a filmy europejskie lub niskobudżetowe są w końcu doceniane. To wpłynie pozytywnie na cały przemysł filmowy, nie tylko w Łotwie. "Flow" ma niewielki budżet, ale frekwencyjnie radzi sobie nie najgorzej. Pokazaliśmy, że można sięgnąć po darmowy program i dzięki niemu opowiedzieć zajmującą opowieść. Może dzięki temu sukcesowi zobaczymy więcej podobnych filmów. Powstaną nowe historie przy użyciu różnych technik, także poza wielkimi wytwórniami. Bardzo się z tego powodu cieszę. Powtórzę: dużo się zmieniło.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Flow | Oscary 2025
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy