Reklama

Oscary: "Niezła heca, że tak zamieszali"

Organizatorzy ceremonii rozdania Oscarów przyzwyczaili widzów do kilku stałych punktów programu. Jednym z nich jest to, że na końcu gali wręczane są statuetki dla najlepszego filmu roku. W tym roku stało się jednak inaczej. Po wręczeniu Oscara dla najlepszego filmu roku, do rozdania pozostały jeszcze statuetki dla najlepszych pierwszoplanowych aktora i aktorki. Taka sytuacja, w której Oscar dla najlepszego filmu roku nie zakończył ceremonii, wydarzyła się po raz pierwszy od 1972 roku.

Organizatorzy ceremonii rozdania Oscarów przyzwyczaili widzów do kilku stałych punktów programu. Jednym z nich jest to, że na końcu gali wręczane są statuetki dla najlepszego filmu roku. W tym roku stało się jednak inaczej. Po wręczeniu Oscara dla najlepszego filmu roku, do rozdania pozostały jeszcze statuetki dla najlepszych pierwszoplanowych aktora i aktorki. Taka sytuacja, w której Oscar dla najlepszego filmu roku nie zakończył ceremonii, wydarzyła się po raz pierwszy od 1972 roku.
Twórcy "Nomadland" odbierają Oscara (Dan Janvey - drugi z lewej) /Todd Wawrychuk/A.M.P.A.S. /Getty Images

Zdziwienia tą zmianą nie ukrywali również producenci nagrodzonego Oscarem dla najlepszego filmu roku obrazu "Nomadland".

"Bez dwóch zdań było to zaskoczenie. Wielu z nas od młodych lat ogląda ceremonie oscarowe i przyzwyczaiło się do tego, że statuetka dla najlepszego filmu wręczana jest na samym końcu. Była to niezła heca, że tak zamieszali" - komentował na gorąco producent Dan Janvey.

Po tym, jak Oscar trafił w ręce producentów filmu "Nomadland", do rozdania zostały jeszcze dwie nagrody - dla najlepszego aktora pierwszoplanowego i najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Otrzymali je Anthony Hopkins i Frances McDormand. Tym samym po raz pierwszy od 1972 roku Oscar dla najlepszego filmu nie został wręczony na końcu.

Reklama

Blisko pięćdziesiąt lat temu powodem zmiany kolejności było to, że organizatorzy chcieli oddać hołd Charliemu Chaplinowi, który dostał wtedy honorowego Oscara. Kończący galę 11-minutowy film zmontowany z najlepszych występów Chaplina wyreżyserował wówczas Peter Bogdanovich.

Tegoroczna ceremonia rozdania Oscarów różniła się od ceremonii z poprzednich lat. Wszystko z powodu pandemii COVID-19, która wymogła na organizatorach zmiany niezbędne do zorganizowania gali. Producenci show pod kierownictwem Stevena Soderbergha zadbali o to, by nagrodzeni Oscarami byli w stanie odebrać je osobiście i było to dla nich bezpieczne. "Myślę, że producenci świetnie się spisali. Dzięki nim stało się możliwe osobiste odebranie przez nas Oscarów. Jako producentowi trudno mi sobie nawet wyobrazić, ile to musiało kosztować ich trudu. Tym bardziej doceniam to, czego dokonali" - chwali organizatorów Janvey.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Oscary 2021
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy