Reklama

Oscary: Kompromitacja? Nuda!

Miała być kompromitacja, skończyło się na zwykłej nudzie. Tegoroczna gala wręczenia Oscarów nikogo nie zaskoczyła. Czy zapomnimy o niej równie szybko, jak o zwycięskim filmie "Jak zostać królem"?

Organizatorów tegorocznej gali wręczenia statuetek amerykańskiej Akademii Filmowej wyręczył w sobotę serwis Deadline, który w przeddzień uroczystości opublikował szczegółowy scenariusz imprezy w Kodak Theatre. Redakcji serwisu natychmiast odmówiono wstępu na niedzielną galę, jednak - jak ujawniły kolejne godziny - szczegółowe informacje dotyczące ceremonii wręczenia Oscarów okazały się nie być wcale wyssanymi z palca. Zgadzało się wszystko, włącznie z ilością kostiumów, w których uroczystego wieczoru zaprezentują się gospodarze gali - Anne Hathaway i James Franco.

Reklama

Oglądanie niedzielnej gali można więc było sobie spokojnie odpuścić, gdyby nie jeden feler sensacyjnego przecieku; serwisowi Deadline nie udało się dotrzeć do listy tegorocznych laureatów. Wyniki głosowania członków Akademii okazały się jednak równie przewidywalne, co podziękowania, które co roku padają ze sceny Kodak Theatre z ust kolejnych laureatów.

- Ceremonia przebiegała w nastroju akademii. Było bardzo miło, ale nikt się nie porywał na przełamywanie konwencji, na jakieś zaskakujące wydarzenia, które mogłyby zbulwersować zgromadzonych artystów. Nie usłyszeliśmy szczególnie ryzykownych dowcipów, wszystko przebiegło elegancko, dokładnie tak jak na akademii i takie też były nagrody - zaznaczył w rozmowie z PAP krytyk filmowy Tomasz Raczek.

Wtórował mu nowy dyrektor artystyczny festiwalu w Gdyni, Michał Chaciński.

- To była w moim odczuciu kompletnie nieudana gala. Zupełnie nie zagrało to, że ją prowadzą aktorzy, którzy niby tylko czytają teksty, ale nawet nie próbują szczególnie mocno być zabawni. Cała ta gala sprawiała wrażenie, że ci którzy pojawiali się w niej na moment w charakterze gości mogli poprowadzić ją lepiej. Dotyczyło to i Billy'ego Crystala, Randy Newmana i Sandry Bullock" - ocenił Chaciński.

James Franco i Anne Hathaway, których konferansjerka miała przyciągnąć przed ekrany telewizorów młodszą widownię, zawiedli na całej linii. "New York Times" napisał, że przesadne próby schlebiania młodszej publiczności wypadły dość żałośnie. "Boston Herald" dodał w podobnym duchu, że "odniesienia do Internetu, aplikacji na iPada czy Facebooka nie sprawiają, że show jest bardziej trendy czy że dostarcza więcej rozrywki".

Jako "zachowawcze" nazwał tegoroczne Oscary Tomasz Raczek.

- W historii Hollywoodu ten rok odbieram jako rok przestoju - powiedział krytyk. - To były bardzo zachowawcze Oscary w każdym wymiarze - dodał Raczek, wyrażając swoją dezaprobatę dla zwycięskiego filmu "Jak zostać królem".

- Przeoczono najwybitniejszy film. "Prawdziwe męstwo" miało dziesięć nominacji do Oscara i żadna nie zamieniła się w statuetkę. To jest więcej niż rozczarowanie. Odbieram to jako rodzaj przykrości, że twórcze podejście do kina gatunkowego Hollywood, jakie zaproponowali bracia Coen, czyli dodanie do kina gatunkowego kina artystycznego, zostało właściwie zignorowane - tłumaczył Raczek.

Triumf "Jak zostać królem" jest dla Michała Chacińskiego powrotem do klasycznego kina Hollywood.

- Stało się coś bardzo specyficznego. Główna nagroda poszła do filmu, który kompletnie zaprzecza znanej z ostatnich lat tendencji podbijania Hollywood przez kino niezależne. W przypadku Oscarów, ale i całego amerykańskiego kina były to przecież lata przejmowania jego głównego nurtu przez filmowców, którzy są większymi eksperymentatorami. Oscary ciągle pokazywały, że to kino niezależne już nie tylko podbiło widownię, ale podbiło też samą Akademię - zauważył Chaciński

Z kolei krytyk Tadeusz Sobolewski uznał Oscara dla "Jak zostać królem" jako wsparcie "dla klasycznego kina, obywającego się bez efektów specjalnych, bez rozmachu". - Nie technika, tylko sztuka reżyserii zdecydowała o sukcesie "Jak zostać królem". Nie wierzono w powodzenie tego scenariusza. Pasjonujące kino powstało z materii pozornie niefilmowej - zaznaczył Sobolewski.

Być może autorką najtrafniejszego komentarza, podsumowującego tegoroczne Oscary jest reżyserka Agnieszka Holland. - Jestem członkiem Akademii, więc głosuję, ale w tym roku było mi trudno. Żaden z filmów nie zachwycił mnie bez reszty. Nie ma też żadnego, który zmieniałby sposób myślenia o kinie; żaden też nie powalił oryginalnością - powiedziała Holland.

"Jak zostać królem" w reżyserii Toma Hoopera zdobył cztery Oscary, w tym dla najlepszego filmu roku i dla najlepszego reżysera. Aktorskie statuetki powędrowały do Colina Firtha ("Jak zostać królem") i Natalie Portman ("Czarny łabędź") oraz - za drugoplanowe kreacje - do gwiazd filmu "The Fighter" - Christiana Bale'a i Melissy Leo.

Oscary minuta po minucie. Co działo się w Kodak Theatre?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Raczek | Anne Hathaway | James Franco | nude | kodak theatre | Oscary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama