Oscary 2023: Werdykt zaskakujący? Gala nudna i przewidywalna! Opinie recenzentów

Ekipa filmu "Wszystko wszędzie naraz" szaleje na wieść, że ma kolejnego Oscara /Myung J. Chun / Los Angeles Times /Getty Images

Tegoroczne Oscary zostały całkowicie zdominowane przez film "Wszystko wszędzie naraz", który zgarnął aż siedem statuetek. Pominięto polskie "IO", ale to było do przewidzenia. Za to brak jakichkolwiek statuetek dla filmów "Duchy Inisherine", "Fabelmanowie" czy "Tar" może co najmniej zaskakiwać. Co o zakończonej gali myślą nasi recenzenci?

Oscary 2023: Komentarz Anny Tatarskiej

Akademia - na tyle na ile było to możliwe, biorąc pod uwagę np. pominięcie kobiet w nominacjach reżyserskich (pomięte reżyserki to według mnie m.in. Gina Prince-Bythewood, Sarah Polley czy Charlotte WellsAnna) - spełniła zapowiedzi inkluzywności. Doczekaliśmy się pierwszego w historii Oscara dla Azjatki za rolę pierwszoplanową, pierwsza nominacja dla Indii zmieniła się w statuetkę, po raz pierwszy czarna kobieta dostała dwa Oscary.

Mam jednak wrażenie, że próby uniknięcia powtórki skandalu i chęć docięcia transmisji do zmieniających się standardów w ogólnym rozrachunku zaowocowała ceremonią raczej nużącą, pozbawioną zabawnych czy zapadających w pamięć wstawek. Zaś pojedyncze "momenty" ocierały się raczej o żenadę lub pokazywały anachroniczne myślenie Akademii (jak np. wprowadzenie na scenę Dolby Theatre osiołka).

Reklama

Smutkiem napawa mnie całkowite pominięcie wspaniałych "Duchów Inisherin", ale wielki sukces "Wszystko wszędzie naraz" można potraktować jako dowód, że kiedy Akademia zdecyduje docenić jeden nieoczywisty film robi to na 100%, zapominając o pozostałych.

Jeśli chodzi o "IO" - zdaje sobie sprawę, że mocno trzymaliśmy za niego kciuki, jednak wydaje mi się że już od dość dawna było wiadomo, że nie ma on w tej kategorii realnych szans, o czym mówił sam reżyser.

Statuetka dla "Na Zachodzie bez zmian" to trafiony wybór i docenienie filmu, który odniósł wielki międzynarodowy sukces i uwspółcześnił niemal  stuletni klasyczny tekst.

Oscary 2023: Komentarz Dagmary Romanowskiej

Wielka oscarowa machina marketingowa po raz kolejny doczekała się swojego grand finale - tym razem na szampańskim dywanie, o czym mówiono w ostatnich dniach więcej niż o rywalizujących o laury filmach. Są przegrani, są zwycięzcy, są setki zdjęć kreacji, w których pojawiły się gwiazdy, otrzymując za to niebotyczne wynagrodzenia (Julianne Moore powiedziała kiedyś, że większe niż budżety produkcji, w których grywa).

Akademia skreśliła kolejny punkt ze swojej listy "nadrabiania zaległości" i doceniania tych twórców, których przez lata dzielnie pomijała. Tuż przed setką po raz pierwszy przyznała statuetkę Oscara azjatyckiej aktorce (w ogóle polubiła Azję - wiadomo, to duży rynek zbytu lokalnie i globalnie). I to trochę tak jak z pierwszym Oscarem za reżyserię dla kobiety. Skreślone, można zapomnieć.

Tego nadrabiania czeka Akademię jeszcze bardzo dużo. Nadal Akademia dużo deklaruje, mniej robi, bardzo dużo kalkuluje. I chyba nie za bardzo wie, co dalej z tymi Oscarami robić. Czy mają być poważną nagrodą dla najlepszych na świecie filmów, czy może tylko dla filmów hollywoodzkich. Czy mają nieść kaganek oświaty w kwestiach równouprawnienia, zwracania uwagi na globalne kryzysy. Tylko że to ostatnie psuje zabawę i jak tu wtedy monetyzować ten szampański dywan?

Jeżeli jeszcze coś ciekawego jest w Oscarach - świeżego, zaskakującego, mogącego otworzyć drzwi wyobraźni i trochę bardziej namieszać - to będą to kategorie, które nie robią furory na czerwonym - skreśl - szampańskim dywanie. Krótkie metraże mogą pomóc debiutantom. Dokumenty zwrócić uwagę na przepaść, która dzieli hollywoodzki glamour od zwykłej codzienności miliardów ludzi na tej planecie.

I wreszcie film międzynarodowy (kiedyś nieanglojęzyczny, nazwa "międzynarodowy" jest jakoś wyjątkowo poplątana - może lepiej by było mówić o filmie "nieamerykańskim", ale mniejsza). Osiołkowi Jerzego Skolimowskiego się nie udało, ale na pewno dzięki resztkom oscarowej pary, kilka osób zwróci uwagę na (nie tylko europejskie) kino artystyczne, za którym nie stoją miliony dolarów. Polubi, odrzuci, ale poświęci chwilę czasu.

PS. I jeszcze osiołek na gali - poważnie Akademio? Co prawda w puli nominowanych filmów w tym roku osiołki górą, ale czy scena, z reflektorami, hałasem, dziką gonitwą wszystko, wszędzie, naraz za kulisami, rozedrganym tłumem to odpowiednie miejsce dla zwierzaka? Ponoć osiołek przyzwyczajony do występów publicznych - jasne. Szczęśliwie ponoć Jenny, która grała w "Duchach Inisherin", nie wyrwano ze spokojnej emerytury i nie zafundowano jej przelotu przez ocean w luku bagażowym, ale trafiło na innego biedaka. Mówią, że z cyrków zwierzaki wycofywane. Postępowa Akademia nie zauważyła. Uznała, że będzie śmiesznie. Taaa...

Oscary 2023: Komentarz Łukasza Maciejewskiego

Nie było zaskoczenia, chociaż sam (gdybym mógł) rozdałbym te Oscary inaczej.

Zwycięski film "Wszystko wszędzie naraz", niewątpliwie atrakcyjny, to tytuł, z którego każdy z nas widział już "wszystko wszędzie naraz". Tyle że wcześniej.  Film ulepiony z innych filmów. Zręcznie nawiązujący do kina postmodernistycznego, paragatunkowego, dla którego punktami odniesienia byli i Tarantino, i Rodriguez, i bracia Coen. To film tego rodzaju, który oglądamy z ulgą, z poczuciem, że kino artystyczne może być także lekkie, łatwe i przyjemne. W pewnym sensie rozgrzeszający odbiorcze sumienia.

Pewnie dlatego także "IO" Skolimowskiego nie mogło wygrać z silnie promowanym "Na Zachodzie bez zmian", chociaż w tej kategorii moim ulubionym tytułem był piękny film "Blisko" Lukasa Dhonta.

Żal Cate Blanchett z rzeczywiście wybitną kreacją w rzeczywiście wybitnym (ale wymagającym) filmie "Tar", żal Austina Butlera ("Elvis"), chociaż w tej kategorii to Brendan Fraser był faworytem. Pozostałe kategorie bez niespodzianek.

Oscary 2023: Komentarz Łukasza Adamskiego

Lubię "Wszystko wszędzie naraz", ale 7 Oscarów dla tego filmu do przesada. Brak jakichkolwiek nagród dla "Duchów Inisherin" czy "Fabelmanów" jest bardzo krzywdzące. To filmy mądrzejsze, głębsze i bardziej poruszające niż brawurowa wariacja dwóch Danielów. Cieszy mnie za to Oscar dla Jamie Lee Curtis, która przypomniała, że gatunkowe kino jest istotne i powinno być docenianie. Ikoniczna Gwiazda Halloween Carpentera zasłużyła na aplauz.

To, że Akademia dostrzegła awangardowe i bardzo autorskie dzieło Jerzego Skolimowskiego cieszy bardzo. Szkoda, że tak ciekawy i odrębny reżyser jak Skolimowski nie wszedł na scenę ze swoim osiołkiem (ten z "Duchów Inisherin" mógłby mu towarzyszyć), ale w zderzeniu z netflixowym walcem "Na Zachodzie bez zmian" był bez szans.

Bardzo ubolewam, że Cate Blanchett nie dostała swojego trzeciego Oscara. Tar to kino drapieżne, przewrotne i odważnie uderzające w polityczną poprawności cancel culture. Cieszy natomiast Oscar dla Brendana Frasiera za "Wieloryba". Jednak lubię takie aktorskie powroty.

Oscary 2023: Komentarz Jakuba Izdebskiego

Sama ceremonia wypadła bez zaskoczeń. Po raz kolejny trwała sto lat, ale tym razem przynajmniej nikt nie dostał po twarzy. Wynik jest słodko-gorzki.

"Wszystko wszędzie naraz" jest wspaniałą niespodzianką tego sezonu oscarowego, a każda z siedmiu statuetek jest jak najbardziej zasłużona. Szkoda, że bez nagrody zostały świetne "Duchy Inisherin" i "Tar". Przegrana "IO" była jak najbardziej spodziewania, także przez samego Jerzego Skolimowskiego.

Jednocześnie coraz mocniej widać, że poprzez poszerzanie grona Akademii o filmowców z całego świata Oscary nie są już tą organizacją, która wyróżniała "Jak zostać królem" albo "Zakochanego Szekspira". I jest to zmiana jak najbardziej na plus.

Oscary 2023: Komentarz Kuby Armaty

Zdecydowanie lepszy początek niż koniec gali, większa otwartość konserwatywnych zwykle członków Akademii, osiołek na scenie (choć nie ten, na którego liczyliśmy) i spektakularny triumf "Wszystko wszędzie naraz" Daniela Kwana i Daniela Scheinerta. To zdarzenia, które najbardziej zapadną mi w pamięć z 95. ceremonii rozdania Oscarów. 

Mówiąc o początku, mam na myśli przede wszystkim to, co wydarzyło się przy okazji wręczenia statuetek dla najlepszych aktorów drugoplanowych. Raz że, jak się później okazało, była to zapowiedź wielkiego wieczoru dla twórców relatywnie skromnego na tle konkurencji "Wszystko wszędzie naraz", dwa - nagrodzeni za role w tym filmie: Ke Huy Quan oraz Jamie Lee Curtis postarali się o najlepsze przemowy tego wieczoru. Najpierw aktor, w telegraficznym skrócie opowiedział o swojej skomplikowanej, pełnej dramatycznych zwrotów historii, jaka finalnie zaprowadziła go do spełnienia "amerykańskiego snu". Potem wyraźnie wzruszona Jamie Lee Curtis, dla której to dopiero pierwszy Oscar, oddała piękny hołd kinu gatunkowemu. Nota bene jedną z pierwszych osób, jaka, za pośrednictwem Twittera, pogratulowała jej sukcesu był John Carpenter, u którego przed wieloma laty debiutowała.

To był wieczór Danielów, jak żartobliwie określa się twórców "Wszystko wszędzie naraz", którzy na scenę wychodzili aż trzy razy, odbierając statuetki za najlepszy scenariusz oryginalny, reżyserię oraz film. Wielu wskazywało tę produkcję jako faworyta tegorocznych Oscarów, więc nie jest to jakaś wielka niespodzianka, ale mnie zaskakuje nieco skala tego sukcesu. Bo tam, gdzie ktoś triumfuje, siłą rzeczy są też i przegrani. Na pewno zaliczyć do nich można "Duchy Inisherin" Martina McDonagha, mój ulubiony film z tegorocznej kampanii. Mimo dziewięciu nominacji (w tym dwóch w kategorii, w której zwyciężył wspomniany Ke Huy Quan) twórcy musieli obejść się smakiem, nie zdobywając ani jednej statuetki. Jedynym związanym z filmem akcentem na scenie był osiołek, którego w pewnym momencie wyprowadził (nie wiedzieć po co) prowadzący galę Jimmy Kimmel. Zgrzyt, jaki wielbicielom zwierząt na pewno się nie spodobał.

Skoro mowa o osiołkach, nie mamy niestety kolejnego polskiego Oscara. Sprawdziły się przewidywania reżysera "IO" Jerzego Skolimowskiego, który w "swojej" kategorii typował "Na Zachodzie bez zmian" Edwarda Bergera. I tu po raz kolejny zaskakiwać może skala sukcesu, bo niemiecka produkcja zdobyła aż cztery statuetki - za najlepsze zdjęcia, scenografię i muzykę, potwierdzając większy zwrot Akademii nie tylko w stronę Azji, ale i Europy.

Bardzo żal mi Cate Blanchett oraz Paula Mescala, których wybitne kreacje w "Tar" oraz "Aftersun" nie zostały docenione przez Akademików. Wygląda na to, że w tym roku kierowali się oni prostą zasadą - niemal wszystko, wszędzie, naraz dla jednego filmu. Moim zdaniem trochę na wyrost, ale prawo serii akurat na Oscarach zwykle sprawdza się całkiem nieźle.

Oscary 2023: Komentarz Mateusza Demskiego

Nie ma wątpliwości, że to werdykt, który przejdzie do historii. Siedem Oscarów na jedenaście nominacji dla filmu, który jeszcze przed kilkoma miesiącami był postrzegany jako osobliwy żart i dziwowisko. "Wszystko wszędzie naraz" to jednak, w moim odczuciu, wprost oszałamiający popis fantazji, w którym twórcy mieszają perspektywy, miksują porządki.

Daniel Kwan i Daniel Scheinert ewidentnie chcą eksperymentować, chcą zbaczać z utartych szlaków w stronę zabawy i irracjonalności - łączą kino sztuk walki z sci-fi o światach równoległych i alternatywnych rzeczywistościach; jest to także hołd złożony "Matrixowi" i społecznie zaangażowany dramat o życiu na emigracji. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Oscary czekały na kogoś, kto tchnie w nie nowe życie i przełamie skostniały schemat".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Oscary 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama