Reklama

Oscary 2016: Werdykt Akademii nie jest zaskakujący

Jako "niezaskakujące" oceniła filmoznawczyni i krytyczka Anny Tatarska tegoroczne werdykty amerykańskiej Akademii Filmowej. Za niespodziewane, jej zdaniem, można uznać Oscary za role drugoplanowe i statuetkę dla najlepszego reżysera.

Jako "niezaskakujące" oceniła filmoznawczyni i krytyczka Anny Tatarska tegoroczne werdykty amerykańskiej Akademii Filmowej. Za niespodziewane, jej zdaniem, można uznać Oscary za role drugoplanowe i statuetkę dla najlepszego reżysera.
Wg Anny Tatarskiej oscarowa gala "jako spektakl była wyjątkowo nudna" /AFP

Oscary, czyli nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej rozdano w Los Angeles po raz 88. Film "Spotlight" o aferze pedofilskiej w Kościele otrzymał tegorocznego Oscara dla najlepszego filmu. Statuetki doczekał się Leonardo DiCaprio za główną rolę w "Zjawie". Po raz drugi z rzędu Oscara odebrał też reżyser tego filmu Alejandro Inarritu. Najwięcej, bo aż sześć statuetek otrzymał futurystyczny "Mad Max: Na drodze gniewu" w reżyserii George'a Millera, ale w kategoriach technicznych.

- Nie jestem zaskoczona w kwestii wygranych w głównych kategoriach aktorskich. Tutaj scenariusz został spełniony - powiedziała Anna Tatarska. Jak podkreśliła, faworytami byli zarówno nagrodzona za rolę pierwszoplanową w filmie "Pokój" Brie Larson, jak i Leonardo DiCaprio, wyróżniony za kreację w filmie "Zjawa".

Reklama

- Zaskoczeniem może być ewentualnie nagroda dla najlepszego reżysera, ale to tylko ze względu na statystyki. Te wskazywały na to, że Alejandro Gonzalez Inarritu, czyli reżyser +Zjawy+, nie ma szansy na statuetkę - podkreśliła. Jednak, jak dodała, nagroda dla "Zjawy" w tej kategorii lub za najlepszy film była pewniakiem.

Jednak dla Tatarskiej, niespodzianką było przyznanie Inarritu nagrody dla najlepszego reżysera i jednocześnie wyróżnienie obrazu "Spotlight" w kategorii najlepszy film. Jak dodała, czasami jednak trudno jest jej "uwierzyć w to, że akademicy nie konsultują ze sobą tego, na kogo głosują w danej kategorii".

- Myślę, że nagroda dla "Spotlight" przypomina, że kiedy mówimy o nagrodzie dla najlepszego filmu, myślimy przeważnie o samym obrazie i jak się nam oglądało. Zapominamy przy tym, że najlepszy film to kategoria, która nagradza producentów. Wyobrażam sobie, że taki film jak "Spotlight", który dotyka bardzo trudnego, niemedialnego i mało atrakcyjnego tematu filmowego, był czymś, co ciężko było sfinansować. To też nagroda z tej strony - zauważyła.

Niespodzianką, według Tatarskiej, mogły być także nagrody za role drugoplanowe. Jak przypomniała faworytką była Kate Winslet, nominowana za rolę Joanny Hoffman w filmie "Steve Jobs"; tymczasem nagrodę otrzymała Alicia Vikander, która zagrała Gerdę Wegener w filmie "Dziewczyna z portretu". - W tej kategorii były inne typowania i wskazania - zauważyła.

Tatarska krytycznie oceniła sposób poprowadzenia Oscarowej gali. Uznała m.in., że "jako spektakl była wyjątkowo nudna". - Występy muzyczne - poza występem Lady Gagi, która może się podobać lub nie - były beznadziejne - podkreśliła. Jak jednocześnie dodała, zwycięska piosenka Sama Smitha "Writing's on the Wall" z filmu "Spectre" "była fatalną pomyłką i złym werdyktem".

Tegoroczną galę prowadził czarnoskóry komik Chris Rock. Od pierwszych minut ceremonii nawiązał do wielkiej kontrowersji towarzyszącej Oscarom, a mianowicie braku, po raz drugi z rzędu, nominacji dla czarnoskórych aktorów.

- Jestem zniesmaczona także tym, jak potraktowano temat osób czarnoskórych. Przyznam, że kiedy Chris Rock wyszedł na scenę w białym fraku, nie byłam pewna, czy mam się śmiać czy płakać. Nie wiedziałam, czy to świadomy żart, czy może nawiązanie do roli, jaką czarnoskórzy aktorzy pełnili w filmach mainstreamowych" - mówiła. "To całkowite fiasko. Było nieśmieszne, stare, nieaktualne i zupełnie bez przesłania. Niby ten temat cały czas powracał, ale po ceremonii zastanawiałam się, co właściwie zostało powiedziane - zaznaczyła krytyczka.

- Ktoś, kto już jakiś czas jest na scenie - zwłaszcza jeśli jest teoretycznie osobą zainteresowaną - powinien mówić lepiej, bardziej wiarygodnie i w bardziej zaangażowany sposób - zauważyła Tatarska.

- Niektórzy zapewne będą sądzić, że Chris Rock pokazał dystans do sprawy i zrobił to w fajny sposób. Dużo osób ze środowiska, m.in. znana komiczka i feministka Amy Schumer (...) już po gali uznała wystąpienie Rocka za szkodliwe - mówiła Tatarska.

- Akademia w tym roku nie nominowała żadnego kolorowego aktora, nawet za filmy, które - jak "Straight Outta Compton" - są w całości poświęcone subkulturom zdominowanym przez Afroamerykanów. Nawet za film "Creed: Narodziny legendy" nominację dostał biały Stallone, a nie Michael B. Jordan, który gra główną rolę. Chris Rock odwrócił to wszystko w żart, który wydał mi się niesmaczny - podkreślił krytyczka.

Jednocześnie Tatarska odniosła się do wystąpień nagrodzonych twórców. Jej zdaniem zawarty w przemówieniu apel twórców "Spotlight" do władz Kościoła katolickiego, aby nie zamykały oczu na problem molestowania dzieci przez księży był jednym z mocniejszych akcentów ceremonii.

Zauważyła jednak, że to przemówienie mogło "trochę umknąć" po wcześniejszej wypowiedzi DiCaprio. Jak podkreśliła aktor mówił o ważnych rzeczach: o globalnym ociepleniu i o tym, żebyśmy nie brali naszej planety za coś stałego i byśmy byli dla niej lepsi.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Oscary 2016
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy