"Ojciec Mateusz" dla każdego?
Maciej Dejczer zapewnia, że będą kolejne serie "Ojca Mateusza", bo "z takiego sukcesu się nie rezygnuje" . I zastanawia się, na czym polega fenomen serialu.
Prawie 7 milionów widzów w każdą niedzielę. Odkąd w polskiej telewizji pojawiła się rodzima wersja włoskiego "Don Matteo", pozycja "M jak miłość" jako narodowego, ulubionego serialu Polaków została zagrożona.
"Uważam, że trafił on idealnie w zapotrzebowanie widza. Dawno nie było w telewizji takiej produkcji, która byłaby robiona i filmowo, i na serio, a przy tym przyprawiona dowcipem i komedią" - mówi w rozmowie z magazynem "Gala" reżyser serialu, Maciej Dejczer.
Dejczer, który na swoim koncie ma takie filmy, jak "300 mil do nieba" i "Bandyta", uważa, że istota tego serialu tkwi w bohaterze.
"Ojciec Mateusz jest właśnie takim bohaterem, którego szukamy. On słucha innych. A to się dzisiaj rzadko zdarza. Potrafi oddzielić dobro od zła, a w człowieku widzi dobro" - mówi. - "Ten ksiądz to jest taki człowiek "zza rogu", a nie wzięty z wielkiego show, areny wojny. Z tym serialem jest tak, jak przed laty z "Domkiem na prerii". To było kino dla całej rodziny. Tym bardziej w niedzielne popołudnie".
Reżyser przyznał też, że Artur Żmijewski, który wciela się w tytułową rolę, był jedynym kandydatem, choć nie można zapominać o rolach drugoplanowych.
"To dwór czyni króla. Oprócz Żmijewskiego są w tym serialu mniejsze, ale charakterystyczne role, choćby policjantów".
Zdjęcia do serialu kręcone są w Sandomierzu, dzięki czemu piękne miasteczko zostało na nowo odkryte.
"To miasto nie ustępuje urodą tym włoskim" - przyznaje Dejczer. I zapewnia, że na kolejne serie z pewnością można liczyć.