Reklama

Netflix największym przegranym Oscarów

Oscary dla "Nomadland" Chloe Zhao to symboliczne nagrodzenie nadziei, że możemy zmienić naszą rzeczywistość - oceniła w rozmowie z PAP krytyczka filmowa i sztuki Adriana Prodeus. Dodała, że "największym przegranym tegorocznych Oscarów jest Netflix".

Oscary dla "Nomadland" Chloe Zhao to symboliczne nagrodzenie nadziei, że możemy zmienić naszą rzeczywistość - oceniła w rozmowie z PAP krytyczka filmowa i sztuki Adriana Prodeus. Dodała, że "największym przegranym tegorocznych Oscarów jest Netflix".
Reżyserka "Nomadland" Chloe Zhao jest dopiero drugą kobietą w historii nagrodzoną Oscarem za najlepszą reżyserię / Matt Petit/A.M.P.A.S /Getty Images

Tegoroczna gala oscarowa - z powodu pandemii koronawirusa i związanych z nią obostrzeń - odbyła się w zmienionej formule. Ceremonię poprzedziła część artystyczna, zorganizowana w Dolby Theatre. Uroczystość wręczenia nagród miała miejsce na dworcu kolejowym Union Station w Los Angeles, gdzie zgromadziła się najliczniejsza grupa nominowanych i prezenterów poszczególnych kategorii. Ze względu na tych artystów, którzy nie mogli przybyć do Stanów Zjednoczonych, część gali odbyła się poza granicami kraju, m.in. w Londynie i Paryżu.

"Nomadland" Chloe Zhao w nocy z niedzieli na poniedziałek został nagrodzony trzema Oscarami - w tym za najlepszy film i reżyserię. Frances McDormand, która w "Nomadland" zagrała wiodącą życie współczesnego nomady Fern, doceniono statuetką dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Za najlepszego aktora pierwszoplanowego został uznany Anthony Hopkins. Amerykańska Akademia Filmowa doceniła go za rolę w "Ojcu" Floriana Zellera. Poprzednio Hopkins otrzymał Oscara w 1992 r. za "Milczenie owiec".

Faworyt tegorocznych nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej "Mank" Davida Finchera (Netflix) - nominowany w 10 kategoriach - otrzymał dwie nagrody. Pierwszą odebrali Jan Pascale i Donald Graham za najlepszą scenografię. Druga trafiła do Erika Messerschmidta za najlepsze zdjęcia.

Reklama

Prodeus oceniła w rozmowie z PAP, że "największym przegranym tegorocznych Oscarów jest zdecydowanie Netflix". Wskazała, że pokazuje to pewną tendencję, kiedy nominacje, które są bardzo korzystne dla Netflixa, bardzo promują filmy wyprodukowane przez Netflix czy też umieszczone na ich platformie streamingowej, okazują się "puste". "Po raz kolejny, ale w tym roku, myślę, że już bardzo dobitnie Oscary pokazują, że jednak wygrywają filmy spoza tego netfliksowego 'podwórka'" - dodała.

"Dla wybitnych twórców, którzy decydują się realizować swoje produkcje dla Netflixa, czasami bardzo kosztowne, tak, jak 'Irlandczyk' czy w tym roku 'Mank', są to trochę puste nominacje. Z jednej strony zwraca się uwagę, że te filmy są dostępne na tej platformie, że to są ważne tytuły, ale ostatecznie one wychodzą z Oscarów przegrane" - wskazała krytyczka filmowa.

Pozytywnym zaskoczeniem dla Prodeus było nagrodzenie w głównych rolach aktorskich - Anthonego Hopkinsa i Frances McDormand "ze względu na to, że to są aktorzy, którzy już mają na koncie Oscary".

Hopkins zwyciężył po wielu latach, poprzednio otrzymał Oscara w 1992 r. za "Milczenie owiec". "Kibicowałam mu bardzo. To jest wybitna rola, nawet po obejrzeniu filmu 'Ojciec' wróciłam do 'Milczenia owiec', żeby porównać, jak wielką drogę przeszedł ten aktor. Trzeba przyznać, że to, co on pokazał w 'Ojcu' to jest aktorstwo na najwyższym poziomie. To jest wzorzec, jak aktor powinien budować rolę. To była rola godna podziwu, absolutnie, ale nie spodziewałam się, że on zostanie nagrodzony. Raczej zakładałam, że w tych kategoriach aktorskich - pierwszoplanowych i drugoplanowych - zwyciężą role bardziej 'polityczne', więc stawiałam na aktorów czarnoskórych" - powiedziała Prodeus. "Wydawało się, że Chadwick Boseman, pośmiertnie nominowany za rolę w filmie 'Ma Rainey: Matka bluesa' otrzyma tę nagrodę niejako symbolicznie i że to będzie taki Oscar coś znaczący" - dodała.

Oceniła jednak, że to Hopkins "bezdyskusyjnie powinien dostać Oscara i go dostał". "Było to naprawdę dla mnie wielkie zaskoczenie, że czasami Oscary bywają sprawiedliwe. Ucieszyło mnie to bardzo" - przyznała Prodeus.

Podobne zaskoczenie wywołała u niej statuetka dla Frances McDormand, która została doceniona przez Amerykańską Akademię Filmową za rolę w "Nomadland". Zdaniem krytyczki to "niezwykle zasłużona nagroda".

Jak mówiła, McDormand zaprezentowała w filmie "Nomadland" jej ulubiony "typ aktorstwa, będący w tym samym duchu, co jej poprzednie role nagrodzone Oscarami w 'Fargo' i w 'Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri'".

"Myślę, że to zwycięstwo można też interpretować niejako symbolicznie. McDormand gra w filmie 'Nomadland' taką ofiarę kapitalizmu, ale też kogoś, kto dokonuje własnych wyborów, jest autonomiczną jednostką walczącą o swoją godność. Nagroda dla niej jest też nagrodą dla tej postaci, która widzi jakieś wyjście w tym świecie, szuka jakiejś wspólnoty, w której może znaleźć oparcie" - wskazała Prodeus.

Przyznała, że to ją cieszy, bo "Nomadland", który jest największym zwycięzcą tegorocznych Oscarów jest "filmem, który zakłada jakąś możliwą nie utopię, ale wersję zmiany naszej rzeczywistości tak opresyjnej dla bardzo wielu ludzi". "Widzę w tym filmie jakąś nadzieję, widzę w tym filmie otuchę i widzę, że koniec kapitalizmu nie musi koniecznie oznaczać końca świata. Ta wersja alternatywnego życia, którą bohaterka tego filmu testuje, to jest rodzaj awangardy współczesnego życia - bez stałego miejsca zamieszkania, bez stałej pracy, bez rodziny, ale być może jest to droga w poszukiwaniu jakiegoś nowego rozwiązania, nowej wspólnoty" - oceniła.

Zdaniem krytyczki "nagroda dla 'Nomadland' to symboliczne nagrodzenie nadziei, że możemy zmienić naszą rzeczywistość".

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Nomadland | Oscary 2021
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy