Mikey Madison zaraz po otrzymaniu Oscara. "Staram się wszystko przeżyć w pełni"
Oscar dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej dość nieoczekiwanie trafił do Mikey Madison za udział w filmie "Anora" Seana Bakera. Wcześniej więcej osób typowało nagrodę dla Demi Moore za kreację stworzoną w "Substancji". Co laureatka powiedziała po otrzymaniu prestiżowej statuetki? "Kręcenie tego filmu dało mi pewność siebie jako aktorce i twórczyni. Na nowo rozbudziło moją miłość do kina i przypomniało mi, jakiego rodzaju prace chcę wykonywać" - wyznała.
Mikey Madison otrzymała Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa za rolę w "Anorze". Statuetkę wręczyła zeszłoroczna laureatka za "Biedne istoty" - Emma Stone.
Madison podziękowała producentom, swojej rodzinie i pozostałym twórcom "Anory". Zwróciła się także do pracowników seksualnych i zapewniła, że nadal będzie ich wspierać. "To był zaszczyt znaleźć się u waszego boku" - mówi o pozostałych współnominowanych, a na koniec podziękowała reżyserowi filmu - Seanowi Bakerowi.
Zwycięstwo 25-latki to jednak spora niespodzianka. Faworytką była w tej kategorii Demi Moore za kreację w "Substancji".
Zaraz po odbiorze statuetki młoda gwiazda opowiedziała o znaczeniu tej nagrody:
"Och, Boże, to jest - brak mi lepszego słowa - po prostu niewiarygodnie surrealistyczne. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego wydarzy się w moim życiu. Po prostu kocham robić filmy i przez całą moją karierę marzyłam o tym, by zagrać w filmie takim jak 'Anora'. To dla mnie ogromny zaszczyt, który, mam nadzieję, w pełni do mnie dotrze dopiero za jakiś czas. Naprawdę się tego nie spodziewałam".
Madison nie szczędziła także pochwał w kierunku reżysera, Seana Bakera, który zakończył galę z czterema statuetkami. Doceniła również pracę całej ekipy filmowej, dzięki której "Anora" mogła odnieść światowy sukces.
"Sean jest niesamowitym filmowcem. Jest niezwykłym scenarzystą, genialnym montażystą. To człowiek, który naprawdę kocha kino i jest bardzo życzliwy. Poświęcił tak wiele swojej kariery na opowiadanie ważnych historii. Jestem z niego taka dumna, bo on naprawdę jest prawdziwym niezależnym filmowcem. Po prostu wzięliśmy i nakręciliśmy ten dziwny, szalony film, świetnie się przy tym bawiąc i wkładając w niego całe serce. To wszystko zaczęło się w Cannes, co samo w sobie było spełnieniem marzeń - przez całą moją karierę marzyłam o tym, by choć raz pojawić się na festiwalu, szczególnie w Cannes. A wszystko, co wydarzyło się później, jest po prostu niesamowite. Ale wracając do Seana - uwielbiam go, uwielbiam Sammy'ego Quana, Alexa Coco i całą ekipę. Mogłabym o nich mówić bez końca, ale po prostu jestem niesamowicie szczęśliwa" - opowiadała laureatka Oscara.
Gwiazda mówiła także o swoich przewidywaniach dotyczących rozwoju kariery po odbiorze statuetki. Jedno jest na razie pewne - nadal chce się rozwijać i przedstawiać poruszające historie:
"Ostatnio dużo myślę o przyszłości, ale też o przeszłości. Staram się przypominać sobie, co się wydarzyło, by pozostać jak najbardziej obecna w tym momencie, by to wszystko przeżyć w pełni. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Po prostu chcę dalej robić filmy, pracować z ludźmi, którzy mnie inspirują, grać ciekawe postacie i opowiadać poruszające historie. To jest moje marzenie. Nie mam pojęcia, co będzie dalej, ale wiem, że dziś wieczorem wrócę do domu, do moich nowo adoptowanych szczeniaczków, i pewnie będę musiała posprzątać po nich bałagan - i to na pewno szybko sprowadzi mnie na ziemię".
Co Madison powiedziałaby filmowej Anorze, gdyby miała taką możliwość?
"Kręcenie tego filmu dało mi pewność siebie jako aktorce i twórczyni. Na nowo rozbudziło moją miłość do kina i przypomniało mi, jakiego rodzaju prace chcę wykonywać. Wciąż czuję do niej ogromny sentyment. Nie wiem, co bym powiedziała. Może tylko to, że jestem wdzięczna, że mogłam przez jakiś czas wcielać się w nią. Zawsze będę w sobie nosić cząstkę doświadczenia z tego filmu, bo zmienił on moje życie na tak wielu poziomach - nie tylko przez to, co dzieje się teraz, ale przez samo doświadczenie pracy z Seanem Bakerem, przez to, czego się nauczyłam, i przez ludzi, których spotkałam".
"Poznałam niesamowite osoby ze społeczności pracowników seksualnych, którzy byli ogromną częścią tego filmu. Zyskałam wielu wspaniałych przyjaciół, więc chyba powiedziałabym jej po prostu: dziękuję" - podsumowała.
Świat poznał Mikey Madison za sprawą roli należącej do bandy Charlesa Mansona Sadie w "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino. To ona wraz z trójką innych członków rodziny (w których wcielili się Austin Butler, Maya Hawke i Madisen Baety), napada w finale na dom, w którym znajdują się bohaterowie grani przez Leonardo DiCaprio i Brada Pitta.
Po roli u Tarantino przyszedł "Krzyk", piątą część serii popularnych horrorów. Madison zagrała Amber, koleżankę głównych bohaterek, które stają się celem psychopaty. W finale okazuje się, że to jej postać jest jedną z tych, które kryją się pod maską Ghostface'a. "Te filmy są tak bardzo samoświadome, że wszyscy doskonale wiedzą, w czym występują i mają z tego masę radochy" - mówiła w rozmowie z serwisem "Collider".
Przełomem w karierze Madison okazała się tytułowa rola w "Anorze" Seana Bakera. Aktorka dostała rolę bez przesłuchania. Bakerowi wystarczyło to, co zobaczył w "Pewnego razu..." i "Krzyku". Umówił się z gwiazdą na kawę i przedstawił jej zarys fabuły "Anory". Na koniec stwierdził, że jeśli się zgodzi, napisze dla niej scenariusz.
Na potrzeby roli aktorka nauczyła się mówić po rosyjsku. Godzinami trenowała taniec na rurze, co przepłaciła kilkoma kontuzjami i bliznami. Sama była zaskoczona, jak komfortowo czuła się w czasie realizacji scen występów. Bardzo pomagała jej obecność innych tancerek.
Zobacz też: Oscary 2025: Triumf "Anory" i Seana Bakera. Relacja z najważniejszej filmowej gali