Reklama

Ma już dość grania w serialach

Serial "W labirynce" przyniósł Dariuszowi Kordkowi sympatię widzów, ale po jego zakończeniu aktor długo nie pojawiał się na ekranie. Teraz wraca rolą Andrzeja w serialu "Przystań". "Złapałem trzeci oddech i pociąg jedzie coraz szybciej" - zapewnia.

Artysta bardzo się cieszy z powrotu na plan.

"Filip Zylber wyciągnął mnie z lamusa, bo dawno nie grałem w serialu. Niebawem zagram również gościnnie w Plebanii i w Teatrze Faktu" - wyznaje.

W "Przystani" jest jednym z trzech głównych bohaterów, którzy urodzili się na Mazurach. Jednak tylko grany przez niego Andrzej odniósł sukces w Warszawie.

"Wcale to jednak nie oznacza, że jest karierowiczem. Po latach wraca na stare śmiecie jako adwokat jednej z bohaterek. Muszę stwierdzić, że jak na tak skromne środki, to materiał wypadł atrakcyjnie i nie ma się czego wstydzić" - przekonuje Kordek.

Reklama

Aktor nie zamierza się jednak poświęcić wyłącznie grze w serialach. Nigdy nie zrezygnowałby z musicali, w których uwielbia występować.

"Musical zawsze był, jest i będzie obecny w moim zawodowym życiu. Teatr muzyczny wymaga jednak zaprzedania duszy i pochłania wiele czasu, którego nikt mi nie odda" - twierdzi.

Mimo musicalowych skłonności, artysta nie wyobraża sobie siebie w roli ekranowego podrywacza czy kochanka.

"Role amantów zazwyczaj są słabo napisane, choć wszystko oczywiście zależy głównie od scenariusza. Al Pacino jest amantem charakterystycznym, choć jest wzrostu siedzącego psa. Ja się nim nie czuję" - przyznaje.

Kordkowi marzy się natomiast wielki ekran.

"Uważam, że brakuje mnie w filmie fabularnym. To wielkie niedopatrzenie polskiej kinematografii. Czas, żeby reżyserzy zmienili postrzeganie mojej osoby" - kończy aktor.

Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Dariusz Kordek | Artysta | aktor | serial
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy