Reklama

"Lion. Droga do domu" [recenzja]: Bieg z przeszkodami

Plakat filmu "Lion. Droga do domu" zuchwale głosi, że rozgrywający się w podobnych realiach "Slumdog. Milioner z ulicy" był jedynie fikcją, podczas gdy "tę historię napisało życie". Narażając się w taki sposób na porównania z oscarowym hitem Danny'ego Boyle’a, twórcy dużo ryzykują. Chociaż opowieść o zaginionym w Kalkucie pięciolatku, który jako dorosły człowiek wraca w rodzinne strony, faktycznie jest równie wstrząsająca i niezwykła, jej ekranizacji do miana arcydzieła nieco brakuje.

Plakat filmu "Lion. Droga do domu" zuchwale głosi, że rozgrywający się w podobnych realiach "Slumdog. Milioner z ulicy" był jedynie fikcją, podczas gdy "tę historię napisało życie". Narażając się w taki sposób na porównania z oscarowym hitem Danny'ego Boyle’a, twórcy dużo ryzykują. Chociaż opowieść o zaginionym w Kalkucie pięciolatku, który jako dorosły człowiek wraca w rodzinne strony, faktycznie jest równie wstrząsająca i niezwykła, jej ekranizacji do miana arcydzieła nieco brakuje.
Kadr z filmu "Lion. Droga do domu" /materiały prasowe

"Wiesz, jak to jest żyć ze świadomością, że gdzieś tam ktoś wciąż na ciebie czeka? Że ktoś wciąż cię szuka?" - pyta swojej dziewczyny (Rooney Mara) w jednej ze scen 30-letni Saroo (Dev Patel). Dwadzieścia pięć lat wcześniej jako mały chłopiec zgubił się na jednym z indyjskich dworców. W Kalkucie po wielu perypetiach przygarnęło go australijskie małżeństwo, John (David Wenham) i Sue (Nicole Kidman).

Dręczony wyrzutami sumienia Saroo, mieszkając w warunkach, o jakich w rodzimej wiosce mógł jedynie marzyć, w końcu przypomina sobie o bracie, siostrze i matce (Priyanka Bose). By ich odnaleźć, postanawia wykorzystać najnowszy cud technologiczny - aplikację Google Earth. Tak rozpoczyna się jego podróż w poszukiwaniu własnych korzeni. Podróż, która okaże się wyzwaniem nie tylko dla niego, ale również dla jego aktualnej rodziny.

Reklama

O losach Saroo świat usłyszał tuż po publikacji w 2012 roku bestsellerowej książki ze wspomnieniami mężczyzny, zatytułowanej "Daleko od domu". Ten materiał natychmiast stał się łakomym kąskiem dla Hollywood, a prawo do dystrybucji filmu zakupiła za sporą sumę wytwórnia The Weinstein Company, uważana powszechnie za najlepszy dom dla ambitnych, skrojonych pod sezon nagród obrazów. Produkcja jednak znacząco się przedłużała, zdjęcia wielokrotnie przesuwano, a scenariusz nastręczał coraz większych trudności. Pozostałości po tym wciąż można zauważyć w gotowym filmie.

Przede wszystkim, choć historia zaprezentowana w "Lionie" jest z natury samograjem, debiut Gartha Davisa jest bardzo nierówny. Gdy poznajemy pierwszą, indyjską część losów Saroo, emocje sięgają zenitu. Atmosfera jest duszna, kamera pozostaje blisko bohatera, a widz na własnej skórze może poczuć bezradność i strach błąkającego się po zatłoczonym mieście pięciolatka. Równie ciekawy jest dalszy ciąg, gdy Saroo trafia do australijskiej rodziny i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Na ekranie zupełnie nie sprawdza się jednak trzeci, kluczowy akt, gdy dorosły bohater o aparycji Dev Patela rozpoczyna swoje poszukiwania.

"Lion" staje się wtedy filmem irytującym niemal równie mocno, jak dojrzała wersja Saroo. Kiedy mężczyzna koncentruje się na odnalezieniu swojego domu, nieraz raniąc bliskie mu osoby, aż chciałoby się nim potrząsnąć. Jego zachowania bywają niezrozumiałe, motywacje słabe, a sceny wybuchów złości zupełnie zbędne. Nasz zapał w drodze do punktu kulminacyjnego może osłabić także zawodzące porzucenie ważnych drugoplanowych postaci: australijscy rodzice Saroo, jego dziewczyna Lucy czy drugi brat Mantosh nigdy nie otrzymują godnego podsumowania swoich historii.

Tym, co sprawia, że mimo swoich błędów "Lion. Droga do domu" to film szczerze dotykający i prowokujący do refleksji, jest świadomość, że opowiadana historia oparta jest na faktach. Czuć to szczególnie, gdy oglądamy zamieszczone przed napisami końcowymi autentyczne nagrania i zdjęcia Saroo i jego rodziny. Siłę obrazu wzmacnia też przepiękna muzyka Dustina O’Hallorana i Volkera Bertelmanna oraz pełne charakteru zdjęcia Luke'a Daviesa. Obsada natomiast sprawdza się koncertowo. Na wyjątkowy podziw zasługują role młodych hinduskich aktorów: niebywale naturalnego Sunny'ego Pawara jako młodego Saroo i Abhisheka Bharate jako jego brata, Guddu.

"Lion. Droga do domu" w większości gra na właściwych strunach, a o tym, że oglądamy komercyjne hollywoodzkie widowisko przypominają jedynie: wzruszający finał, znane aktorskie twarze Nicole Kidman i Rooney Mary oraz przebojowa piosenka Sii w tle. Dzięki temu, choć ani wizualnie, ani fabularnie film nie pokazuje nam nic, czego nie znalibyśmy wcześniej, składa się na porządne i nienachalnie manipulujące emocjami kino. Twórcom może nie udało się pokonać wszystkich przeszkód na swojej drodze, ale na metę dobiegli bez zadyszki.

7/10


"Lion. Droga do domu", reż. Garth Davis, Wielka Brytania, USA, Australia 2016, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 2 grudnia 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lion. Droga do domu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy