Reklama

Frank Darabont: Oscarowy pechowiec

Talentu odmówić mu nie można, a jednak "Zielona mila" w reżyserii Franka Darabonta, z niezapomnianymi rolami Toma Hanksa i Michaela Clarke'a Duncana, przepadła z kretesem podczas ceremonii oscarowej w 2000 roku. "Skazani na Shawshank" również, tyle że 5 lat wcześniej. Mimo że te obrazy dziś uważane są za klasykę kina.

Talentu odmówić mu nie można, a jednak "Zielona mila" w reżyserii Franka Darabonta, z niezapomnianymi rolami Toma Hanksa i Michaela Clarke'a Duncana, przepadła z kretesem podczas ceremonii oscarowej w 2000 roku. "Skazani na Shawshank" również, tyle że 5 lat wcześniej. Mimo że te obrazy dziś uważane są za klasykę kina.
Frank Darabont nie miał szczęścia podczas oscarowych ceremonii /Emma McIntyre /Getty Images

W 2000 r. dominował obraz "American Beauty" - otrzymał Oscary za najlepszy film, reżyserię, pierwszoplanową rolę męską, zdjęcia i scenariusz oryginalny, a Andrzej Wajda został uhonorowany statuetką za całokształt osiągnięć. Rozpoczęła się też era panowania "Matriksa" - statuetki za efekty specjalne, dźwięk, montaż dźwięku, montaż. A "Zielona mila", choć miała cztery nominacje, musiała obejść się smakiem.

Produkcja Darabonta to historia więziennego bloku śmierci, zwanego potocznie "ostatnią milą" (a od koloru podłogi - "zieloną"). Opowiedziana przez wiekowego już strażnika, który wspomina stare dzieje. W tym fenomen potężnego czarnoskórego skazańca, który wykazywał cechy, jakie przypisuje się świętym. Film do dziś jest jednym z najchętniej oglądanych. Pytanie, czy posypałyby się nagrody, gdyby rolę pierwszoplanową przyjął John Travolta - odrzucił propozycję, dlatego Paula Edgecombe'a zagrał Tom Hanks.

Reklama

Raczej nie, bo Paula nie można było zagrać jeszcze lepiej. Nawet autor książki, Stephen King stwierdził że Hanks pasuje do roli "jak stare, sprawdzone obuwie". Z kolei Michael Clarke Duncan, rolą opóźnionego acz dobrotliwego Johna Coffey'a, wpisał się w schemat przedstawiania Afroamerykanów w czasach segregacji rasowej. Aktor opowiadał, że do roli namówił go Bruce Willis, z którym zagrał w "Armageddonie". Willis twierdzi, że wcale nie musiał namawiać, bo gdy Duncan przeczytał scenariusz, powiedział krótko: "To ja".

Krytycy czepiali się, że w fabule jest sporo błędów merytorycznych - np. że strażnicy w 1935 r. noszą mundury (a wtedy ich nie używano), albo że w filmowej Luizjanie skazańców uśmierca się na krześle elektrycznym (faktycznie tracono ich na szubienicy). Mimo to miałby większe szanse, gdyby nie konkurował z "American Beauty". Największy beneficjent tamtej gali znakomicie oddawał powszechne milenijne rozterki, typu: co zrobić ze sobą, gdy jest się człowiekiem znudzonym dostatkiem i rutyną

Co ciekawe reżyser "Zielonej mili" Frank Darabont, syn węgierskich uchodźców, musiał przełknąć gorzką pigułkę także na gali oscarowej w 1995 r. kiedy jego film (także według prozy Kinga) "Skazani na Shawshank" był nominowany w 7 kategoriach. W tamtym filmie o rolę Reda Reddinga zabiegali Harrison Ford, Clint Eastwood, Paul Newman i Robert Redford. Ostatecznie zagrał ją Morgan Freeman. Natomiast Andym Dufresnem miał być Tom Hanks. Odmówił, bo właśnie kręcił "Forresta Gumpa" - Andy'ego zagrał więc Tim Robbins.

Na gali w 1995 r. "Forrest Gump" zdobył sześć Oscarów, "Skazani na Shawshank" - ani jednego. Mimo to dziś uznaje się go za jeden z najwybitniejszych filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono. A Frank Darabont? Nie kręci już filmów. Dziewięć lat po tym, jak został zwolniony z ekipy serialu "The Walking Dead", wciąż procesuje się o setki milionów dolarów z tytułu udziału w zyskach z hitu, który produkował w latach 2010-2011.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Frank Darabont
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy