Reklama

"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" [recenzja]: Magia w walizce

Gdy w 2013 roku wytwórnia Warner Bros. ogłosiła, że wraca do uniwersum Harry'ego Pottera i planuje adaptację jednego ze szkolnych podręczników bohatera, miałem wiele wątpliwości. Nie rozwiały ich ani przeciętne zwiastuny, ani tym bardziej informacja, że twórcy już planują rozwinąć historię do pięciu części. Sceptycyzm okazał się jednak zbędny. "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" to powrót do świata czarodziejów, na który warto było czekać.

Gdy w 2013 roku wytwórnia Warner Bros. ogłosiła, że wraca do uniwersum Harry'ego Pottera i planuje adaptację jednego ze szkolnych podręczników bohatera, miałem wiele wątpliwości. Nie rozwiały ich ani przeciętne zwiastuny, ani tym bardziej informacja, że twórcy już planują rozwinąć historię do pięciu części. Sceptycyzm okazał się jednak zbędny. "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" to powrót do świata czarodziejów, na który warto było czekać.
Kadr z filmu "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" /materiały prasowe

Tym razem Rowling, jako autorka scenariusza, postanowiła przenieść nas w magiczne realia Stanów Zjednoczonych z końca lat 20. ubiegłego stulecia. Na przewodnika po tej rzeczywistości wybrała nieco fajtłapowatego Newta Scamandera (Eddie Redmayne), angielskiego maga i zapalonego miłośnika czarodziejskich zwierząt. Przyszły autor podręcznika dla czarodziejów przybywa do Nowego Jorku, by zwiększyć zawartość swojej niepozornej walizki, po brzegi wypchanej fantastycznymi stworzeniami. Niestety, jego plany niweczy ucieczka z niej kilku najbardziej niesfornych bestii.
 
W ich znalezieniu pomóc ma Newtowi grupka nowopoznanych osób: mugol (lub inaczej "niemag") Jacob (Dan Fogler), pracownica Magicznego Kongresu Stanów Zjednoczonych, odpowiednika londyńskiego Ministerstwa Magii, Tina (Katherine Waterston) oraz jej ekscentryczna siostra, Quennie (Alison Sudol). Czwórka mniej lub bardziej niezadowolonych z takiego obrotu spraw bohaterów musi z powrotem ulokować uciekinierów w walizce, nim dopadnie ich bezwzględny dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Czarodziejów, Graves (Colin Farrell). Tymczasem świat czarodziejów obiega wiadomość o kolejnych makabrycznych zbrodniach czarnoksiężnika Gellerta Grindelwalda.

Reklama

Od ostatnich odwiedzin w magicznym uniwersum J. K. Rowling ("Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część 2"), minęło już pięć lat. Pisarka, a w przypadku "Fantastycznych zwierząt" scenarzystka i producentka, oraz reżyser David Yates postanowili dać nam chwilę oddechu przed ponownym spotkaniem z czarodziejami, dzięki czemu, do prac nad nową historią przystąpili ze świeżą energią. "Fantastyczne zwierzęta" powstawały pod znacznie mniejszą presją, niż ostatnie filmy o Harrym Potterze i nie były obarczone tak wysokimi oczekiwaniami. To sprawiło, że efekt końcowy pozytywnie zaskakuje, bije z niego bezpretensjonalność i luz.

Tym, co odróżnia "Fantastyczne zwierzęta" od filmów z serii o Harrym Potterze jest duża dawka humoru i pewna baśniowość, której najbliżej chyba do kinowej trylogii "Hobbita". Jednak w przeciwieństwie do rozwlekłego dzieła Petera Jacksona, Rowling i Yatesowi udało się nie zatracić najważniejszego - sensu całej opowieści. Choć "Fantastyczne zwierzęta" to przede wszystkim bardzo sprawnie zrealizowana rozrywka, po brzegi wypchana one-linerami i (rewelacyjnymi) efektami specjalnymi, nie brak tu zdumiewająco mrocznych wątków, które charakteryzowały też późniejsze części przygód "chłopca, który przeżył". To film zdecydowanie skierowany do starszego pokolenia fanów Pottera. W swoim scenariuszu Rowling znakomicie przeplata historię lat 20. i 30. z losami czarodziejów, nawiązuje do ważnych wydarzeń i dba o oddanie nastroju epoki. A równocześnie nie zapomina o tym, za co ludzie pokochali jej twórczość - o bohaterach.

Ponieważ w nowej opowieści postaci pojawia się naprawdę wiele, nie wszystkie udało się przedstawić odpowiednio dobrze, ale najważniejszą z nich, Newta Scamandera, Rowling rozpisała po mistrzowsku. Gapowaty, oderwany od rzeczywistości magizoolog w pełnej uroku interpretacji Eddiego Redmayne’a jest całym sercem "Fantastycznych zwierząt". Nieźle sprawdzają się też jego towarzysze podróży i główny rywal, Graves, bo choć widać w nich pewną stereotypowość i prostotę, są wyraziści i dobrze zagrani. Rozczarowuje jedynie niewykorzystany potencjał Ezry Millera i, jak zwykle manieryczny, wręcz burtonowski epizod Johnny'ego Deppa w roli pewnego arcyłotra.

Reżyser, David Yates, odpowiedzialny za cztery filmy z poprzedniej serii, jak nikt inny potrafi się odnaleźć w świecie stworzonym przez Rowling. Inscenizacje, detale, scenografia i kostiumy są godne podziwu, a motyw magicznych stworzeń wykorzystany w pełni. Oglądanie potyczek Newta i ekipy z charakternymi zwierzakami daje mnóstwo czystej frajdy.
 
"Fantastyczne zwierzęta" mają jednak także sporo znacznie słabszych momentów. Sceny, gdy akcja zwalnia, są nieraz tak sztuczne, że wręcz prowokują, by wyjść z sali po kolejną porcję popcornu, fabuła wypchana jest nieścisłościami, a sentymentalne zakończenie pozostawia sporo do życzenia. Mugoli, którzy dotąd nie zaprzyjaźnili się z tym uniwersum, "Fantastyczne zwierzęta" mogą nie przekonać.

Mimo to, jako całość film broni się dzięki świetnie zaprojektowanej rzeczywistości i emanującej z ekranu swobodzie. J. K. Rowling po raz kolejny udowadnia, że wie, co robi. I chociaż czuć, że autorka uchyla nam jedynie fragment tego, co kryje się w jej wypchanej magią walizce z pomysłami, ten start nowej serii uspokaja. Nie mamy się o co martwić. W "Fantastycznych zwierzętach" kryje się materiał na nową, długą i wspaniałą opowieść. Kto wie, czy nie równie dobrą, jak seria o Harrym Potterze.

Ocena: 7,5/10

"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć", reż. David Yeats, Wielka Brytania, USA 2016, dystrybutor: Warner Bros, premiera kinowa: 18 listopada 2016 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy