Reklama

"Avatar": Początek ery kina 3D [recenzja]

Czy zapowiadany jako kolejny krok w rozwoju kinematografii po dźwięku i kolorze film "Avatar" jest rzeczywiście tak wielką rewolucją?

Czy zapowiadany jako kolejny krok w rozwoju kinematografii po dźwięku i kolorze film "Avatar" jest rzeczywiście tak wielką rewolucją?
Kadr z filmu "Avatar" /materiały prasowe

Podobno James Cameron przygotował pierwszy scenariusz "Avatara" jeszcze w 1994 roku, a film miał być gotowy trzy lata po premierze "Titanika". Jednak zdecydowano się na odłożenie projektu, ponieważ ówczesna technika nie mogła udźwignąć wizji Camerona. Odpowiednią platformę dla dzieła twórcy "Terminatora" zapewniło dopiero stereoskopowe kino 3D nowej generacji.

Dzisiejsze 3D nie ma nic wspólnego z plastikowymi okularkami dołączanymi do kolorowych magazynów w latach 90. - "prawdziwe 3D" jest oparte na dostarczaniu obrazów osobno dla lewego i prawego oka, co w połączeniu z cyfrową rejestracją obrazu ma zagwarantować poczucie pełnej immersji w przedstawiany przez filmowców świat. Przedsmak tego dały nam takie produkcje jak: "Potwory kontra obcy" oraz "Wigilijna opowieść", jednak to "Avatar" w wykonaniu Jamesa Camerona ma pełnić rolę forpoczty rewolucji 3D.

Reklama

Na czym polega kino 3D?

Człowiek kontra Na'vi

Mamy XXII wiek, Ziemia wyczerpała swoje zapasy energii, a ratunkiem dla ludzkości jest minerał Unobtainium, którego złoża znajdują się na Pandorze. Księżyc w układzie Alfa Centauri zamieszkuje jednak humanoidalna rasa Na'vi. Ludzcy koloniści, próbując zdobyć drogocenny kruszec, stworzyli program Avatar. Dzięki niemu umysł człowieka może wejść w tytułowego awatara, będącego skrzyżowaniem DNA Na'vi z genami ludzi. Taką szansę otrzymuje częściowo sparaliżowany weteran wojenny Jake Sully (Sam Worthington). Bardzo szybko stanie on jednak przed wyborem, który ze światów jest mu bliższy.

Fabuła, podobnie jak w innych filmach Camerona, pozostaje banalna aż do napisów końcowych. Chociaż tworzony przez 15 lat świat Pandory z własną fauną i florą, zasadami oraz językiem jest fascynujący, nigdy nie dane jest nam poznać go dogłębnie. Równie pobieżnie naszkicowane są sylwetki głównych bohaterów - począwszy od zaabsorbowanej przez kulturę Na'vi panią naukowiec Grace Augustine (Sigourney Weaver), na chciwym przedstawicielu korporacji kończąc (w tej roli Giovanni Ribisi). Nikt jednak nie ukrywał, że scenariusz jest wyłącznie pretekstem do pokazania efektów specjalnych.

Kino trzech wymiarów

Ponad 60 proc. "Avatara" to czysta animacja komputerowa, pozostałe sceny stanowią połączenie pracy aktorów i speców od efektów specjalnych. Od pierwszych sekund widać, że film powstawał z myślą o 3D. Już na samym początku przed oczami widza pojawiają się krople wody unoszące się w zawieszonej w stanie nieważkości w komorze hibernacyjnej - przez następne ponad 2,5 godziny widz jest regularnie zaskakiwany kolejnymi wizjami ekipy pracującej nad "Avatarem". Trudno sobie wyobrazić ten film bez okularów 3D - immersja w pełen życia świat Pandory nie byłaby nawet w jednej trzeciej tak pasjonująca.

Zresztą to właśnie Pandora "wydała" na świat najciekawszą postać w filmie - córkę wodza Na'vi, Neytiri (Zoe Saldana), która wprowadza Jake'a - a co za tym idzie widza - w piękny i niebezpieczny świat. Estetyką wykonania rodzinna planeta Na'vi przypomina grę wideo, co doskonale komponuje się z okularami 3D na nosie. Sam widz czuje się trochę jak gracz odkrywający coraz to nowe niuanse Pandory. Tak monumentalnego i efektownego filmu nie było w kinie od lat. Resztę pozostaje zobaczyć na własne oczy - próba opisania wizualiów "Avatara" w kilku zdaniach mija się z celem.

Przez okulary 3D

Technologia 3D, największy plus filmu, okazuje się być także jego największym przekleństwem - oglądanie "Avatara" na małej sali kinowej bez okularów 3D mija się z celem. Nie mówiąc już o "zaliczeniu" nowego dzieła Camerona w domowym zaciszu. Po prostu nie widać tych 250 milionów dolarów wydanych na realizację zamierzonej wizji. Pozostaje odpowiedzieć na podstawowe pytanie - czy zatem mamy do czynienia z rewolucją?

Takie określenie byłoby zbyt mocne, "Avatar" to raczej gigantyczny krok na miarę "Terminatora 2". Wtedy Cameron pokazał światu, jak można efektywnie umieścić komputerowo generowane efekty na srebrnym ekranie - dzisiaj dał lekcję, jak powinno wyglądać prawdziwe kino 3D. Ma ono łączyć wizualnie hipnotyzujący świat z ciekawą historią. Nie jest to zatem nic odkrywczego dla kinematografii. Pomimo tego erę kina 3D wreszcie można uznać za rozpoczętą. Następna w kolejce czeka trójwymiarowa "Alicja w krainie czarów" w wydaniu Tima Burtona.

Łukasz Kujawa

9/10 - dla wersji 3D
6/10 - dla wersji 2D

Zobacz zwiastun "Avatara":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | film | kino | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy