Reklama

Anna Tatarska: Bardzo mnie cieszy oscarowa pomyłka

- Bardzo mnie cieszy oscarowa pomyłka. Ten twist mnie nie zaskoczył, choć nigdy bym się go nie spodziewała - powiedziała Anna Tatarska. Jej zdaniem trzy statuetki - w tym za najlepszy film - dla "Moonlightu" to ogromny sukces.

- Bardzo mnie cieszy oscarowa pomyłka. Ten twist mnie nie zaskoczył, choć nigdy bym się go nie spodziewała - powiedziała Anna Tatarska. Jej zdaniem trzy statuetki - w tym za najlepszy film - dla "Moonlightu" to ogromny sukces.
Twórcy "La La Land" cieszą się ze zdobycia Oscara dla najlepszego filmu. Za chwilę będą musieli opuścić scenę /AFP

 Tegoroczna gala wręczenia nagród amerykańskiej Akademii Filmowej odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek w Los Angeles. Oscara dla najlepszego filmu otrzymał "Moonlight" w reżyserii Barry'ego Jenkinsa. Podczas wręczania statuetki doszło do zamieszania, wręczająca ją Faye Dunaway mylnie odczytała tytuł zwycięskiego filmu, jako laureata podając "La La Land" Damiena Chazelle'a. Po chwili konsternacji pomyłkę sprostowano.

- Bardzo mnie cieszy ta oscarowa pomyłka. Byłam przekonana, że "La la Land" i "Moonlight" podzielą się najważniejszymi statuetkami - za film i reżyserię - ale myślałam, że na odwrót. Sądziłam, że reżyserskiego Oscara dostanie Barry Jenkins, a najlepszym filmem będzie "La La Land". Ten twist na końcu mnie nie zaskoczył, choć nigdy bym go nie przewidziała - powiedziała krytyczka.

Reklama

- Bardzo lubię "La la Land" i choć w pewnym momencie pojawiło się dużo głosów, że to nie jest wcale taki dobry film, ja wciąż jestem jego ogromną fanką. Przyznaję jednak, że nie dałabym tego Oscara Emmie Stone. Szkoda mi trochę, że nie dostała go Isabelle Huppert, (...) która jest nie tylko jedną z najlepszych aktorek europejskich, ale zjawiskiem międzynarodowym. Jej rola w "Elle" jest niezwykła, a Emma jeszcze będzie miała swoje momenty - skomentowała Tatarska.

- "Trochę zafiksowaliśmy się na myśli, że "La la Land" to wielki film, bo dostał 14 nominacji. Zapomnieliśmy jednak, że to nie była aż tak gigantyczna produkcja. Główne filmy walczące o statuetki w tym roku to produkcje średnie albo bardzo małe - poczynając od "Moonlight", który kosztował około 2 mln dolarów - zauważyła Tatarska. - Myślę, że trzy statuetki dla tego filmu to ogromny sukces. Ten tytuł tak naprawdę zgarnął jedne z najważniejszych nagród: najlepszy film, scenariusz adaptowany i rola drugoplanowa. To świetne osiągnięcie dla takiej maleńkiej produkcji - oceniła.

"Manchester by the Sea", który dostał dwie statuetki - za scenariusz oryginalny i główną rolę męską to, zdaniem Tatarskiej, analogiczna sytuacja do tej z filmem Jenkinsa. - To skromna, niewielka produkcja, która w sezonie jesiennym była faworytem krytyków. Nikt się nie spodziewał, że wejdzie na tę oscarową scenę - przypomniała.

Zdaniem Tatarskiej nagrodę za najlepszy film nieanglojęzyczny dla "Klienta" Asghara Farhadiego można odbierać w kategorii politycznej. - Nie znam harmonogramu głosowań i nie jestem w stanie ocenić, czy ten film został wybrany po tym, jak Trump wprowadził swój dekret, przez który reżyser nie mógł przyjechać na galę. Farhadi jest znany, był wcześniej nominowany do Oscarów. Może dla członków Akademii to taki emblematyczny, zagraniczny twórca artystyczny i ten werdykt jest trochę na skróty. Nie odbieram "Klientowi" tego, że jest bardzo dobrym filmem. Moim zdaniem nie jest jednak filmem wybitnym. Byłam za "Tonim Erdmannem". Uważam, że to zdecydowanie najlepszy film z tej kategorii. Tak, jak został przegapiony w zeszłym roku w Cannes, tak i Akademia go nie wyróżniła. Jestem tym trochę rozczarowana - powiedziała.

Dziennikarkę rozczarowała także nagroda dla pełnometrażowego filmu dokumentalnego. - Miałam gorącą nadzieję, że wygra "Fuocoammare" - wspaniały film, który wygrał w Berlinie. Możliwe, że ta produkcja za długo była w obiegu i zdążyła się już wyczerpać marketingowo. Wszyscy zdążyli o nim zapomnieć, choć film nie przestaje być aktualny - podkreśliła.

- Biorąc pod uwagę różne wpadki prowadzących w poprzednich latach, Jimmy Kimmel był stosunkowo bezpiecznym wyborem: z jednej strony grzecznym, ale w ramach tego trochę zadziornym. Konwencja na Oscarach jest taka, że w przeciwieństwie do Złotych Globów, prowadzący tylko delikatnie sugeruje pewne rzeczy, a głos oddaje się ludziom, którzy nagrody odbierają. To im wolno powiedzieć więcej. Właśnie tak było w tym roku, kilka było mocnych i wzruszających przemówień - powiedziała Tatarska.

Pytana o "czarną" stronę Oscarów i liczbę Afroamerykanów w walce o nagrody, krytyczka podkreśliła, że w tym roku przede wszystkim było z czego wybierać. - Wiem, że często w ramach dyskusji dotyczących koloru nagrody pojawia się wątek, żeby nie nagradzać tylko dlatego, że film został zrobiony przez mniejszość lub ją reprezentuje. Ktokolwiek chciałby rzucić w tym roku ten zarzut, nie ma ku temu absolutnie żadnych podstaw. Wszystkie filmy, które dostały się do finałowej stawki i w jakiś sposób pokazywały losy Afroamerykanów czy innych mniejszości etnicznych, były bardzo dobre, a "Moonlight" jest wręcz filmem wybitnym - skomentowała.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Moonlight
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy