"Anatomia upadku": Wstrząsające studium rozpadu związku [recenzja]

Sandra Hüller w scenie z filmów "Anatomia upadku" /materiały prasowe

Justine Triet to twórczyni znana canneńskim widzom, ale nie do końca kojarzona z filmami, które mogłyby sięgnąć po najwyższy laur. Jej poprzednie dzieło, gęsty psychologiczny thriller "Sybilla", pokazywał sprawny warsztat Francuzki, ale był raczej bezpiecznym kinem środka. Nagrodzona właśnie Złotą Palmą "Anatomy of a Fall" to całkiem inny artystyczny poziom. Od premiery w połowie festiwalu mówiono o filmie jak o jednym z faworytów - obok "Strefy interesów" Jonathana Glazera, która z Cannes wyjechała ze "srebrnym medalem" czyli Grand Prix.

Nie jest to bynajmniej nagroda polityczna, kolejny triumf kobiety, bo "tak należy" (choć na pewno ktoś gdzieś to napisze) po triumfach Ducournau za "Titane" czy Diwan za "Zdarzyło się" w Wenecji. Zwycięstwo było w pełni zasłużone, a "Anatomy of a Fall" ma wszelkie szanse, by poradzić sobie świetnie nie tylko wśród krytyków filmowych, ale i w kinach.

W trwającym 2,5 godziny (ale nie dłużącym się!) filmie śledzimy losy osobistego, intymnego dramatu, który przeobraża się w publiczną, sądową batalię. Pisarkę Sandrę (Sandra Hüller) poznajemy, gdy udziela wywiadu. Młoda dziewczyna zamierza jej poświęcić pracę magisterską, z czego łatwo wywnioskować, że Sandra odniosła spory sukces. Obecnie mieszka z dala od miejskiego zgiełku, gdzieś w górskich rejonach Grenoble, wraz z mężem Samuelem (Samuel Theis) i synem Danielem (Milo Machado Graner). Nastolatek mocno niedowidzi, co jest wynikiem tragicznego wypadku, w którym brał udział z ojcem.

Reklama

Po powrocie ze spaceru z ukochanym psem Snoopem (Border Collie Messi otrzymał za tę rolę nagrodę Palm Dog dla najlepszej psiej roli!) chłopak odkrywa leżące przed wejściem ciało ojca. Wszystko wygląda na tragiczny wypadek, jednak dość szybko rusza śledztwo, mające ustalić, czy aby tragiczna śmierć Samuela nie była efektem działania jego żony. Wkrótce na wokandzie rozpocznie się metodyczne rozkładanie na części pierwsze relacji Sandry i Samuela, bez litości obnażające najdrobniejsze niuanse ich zdecydowanie nieidealnego małżeństwa. Widz, a nawet bliscy Sandry w obliczu ujawnianych przez oskarżenie rewelacji, nabierają coraz większych wątpliwości. Wszystkiemu przygląda się nie tylko ława przysięgłych, ale przede wszystkim Daniel, który musi podjąć kluczową decyzję: matka zabiła, czy nie.

"Ten obraz wyrósł z rozmyślań, co oznacza zwrot 'przeżywać piekło'. Zastanawiałam się, jak by to było, gdyby cały świat nagle ujrzał moje prywatne brudy" - mówi Justine Triet. - "Chciałam nakręcić kolejny film o relacji, ale tym razem przyjrzeć się jej rozkładowi. Opowiedzieć historię ciała, które upada na ziemię i poświęcić temu procesowi tyle samo czasu, co rozpadowi związku. Stąd wziął się pomysł na postać syna, małego chłopca, który dowiaduje się o największych sekretach swoich rodziców podczas procesu, który metodycznie rozkłada na części pierwsze historię pary". Triet mistrzowsko buduje ekranową opowieść. Stopniuje napięcie krok po kroku, wychodząc z kostiumu dramatu obyczajowego pewnie wkracza w rejon thrillera sądowego pomieszanego z rodzinną tragedią. Triet precyzyjnie odwzorowuje procesową dynamikę, co udało się dzięki wsparciu przyjaciela i prawnika od spraw kryminalnych Vincenta Courcelles Labrousse’a.

"Anatomy of a Fall" zdecydowanie wyłamuje się z tradycji pretensjonalnych i pełnych patosu filmowych przedstawień sądowych postępowań. Reżyserka pokazuje na przykład względność pewnych dowodów, naświetla wielką subiektywność procesu decyzyjnego. Utrzymuje publiczność w stanie permanentnej niepewności, każąc skupić się na dynamice procesowych narracji, konstruowanych przez obronę i oskarżenie. Nie pozwala, by osobiste przekonania przykryły retoryczne i psychologiczne manipulacje dokonywane na oczach ławy przysięgłych.

Bardzo ciekawym wątkiem jest pokazanie, jak oskarżenie automatycznie nakłada wątki z literackiej fikcji, tworzonej przez Sandrę, na fakty z jej biografii, wszystko, by udowodnić mordercze zamiary. Tendencja ta utożsamiania autora z dziełem, automatycznego interpretowania jego tworów przez biograficzny pryzmat, to plaga, zalewająca media nie od dziś. Czy jeśli bohaterka książki jest pisarką rozważającą zabicie męża, to automatycznie czyni autorkę winną? Triet pyta też o prawa autorskie, o intelektualną i emocjonalną własność ludzkich historii. Wszystkie te tropy tylko wzbogacają całość.

Pomaga jej w tym Hüller, która jest obsadowym strzałem w dziesiątkę. Nigdy nie zamyka się na ekranie w klatce jednoznaczności, zachowując otwartość interpretacji, która dla tej postaci jest kluczowa. Kiedy poznajemy Sandrę podczas wywiadu, wydaje się nieco wyniosła, trochę gwiazdorzy. Ale zaraz przyglądamy się jej jako kobiecie w żałobie i natychmiast sympatia do niej rośnie. Potem, odkrywając kolejne tajemnice jej relacji z Samuelem (których celowo nie chcę w tekście zdradzać) widz raz czuje do niej wielką empatię, za chwilę - niechęć. Hüller tworzy postać rzadką w kinie - kobiety, która nie zgodziła się na poświęcenie siebie w związku dla komfortu niezaradnego partnera. Nie boi się o tym głośno mówić, choć wie, że nie przysporzy jej to w oczach sądu sympatii i nie pomoże budować wizerunku żony w żałobie.

Jeśli jest w tym całym słoiku miodu łyżka dziegciu, to niemożność nagrodzenia grającej w filmie główną rolę Sandry Hüller. Niemka stworzyła dwie najbardziej poruszające kreacje tegorocznego festiwalu (druga to Hedwig Hoss w "Strefie interesów"). Niestety canneński regulamin uniemożliwia przyznanie filmowi więcej niż jednej statuetki i nagroda aktorska oznaczałaby "blokadę" Złotej Palmy. Zasługującym na uznanie towarzyszem dla znanej z "Toni Erdmann" aktorki jest Machado Graner w roli młodego chłopaka, który zmuszony zostaje do zrozumienia wydarzeń, o których nigdy nie powinien się w ogóle dowiedzieć - a czyni to ze szczerością, dojrzałością i odwagą, ale też niekiedy dziecinną zapalczywością i naiwnością, która ma go zasłonić od najgorszego: pojęcia, jak boleśnie niedoskonali są jego rodzice.

Być może najbardziej porusza wątek, który dla Triet stał się punktem wyjścia do stworzenia tej historii. Czyli: co, gdyby nasze najintymniejsze sekrety ujrzał świat? Na przykład nasze dziecko, które przed tym, co toksyczne, desperacko staramy się chronić? "Anatomy of a Fall" pokazuje, jak wielkie kłótnie, w których, wściekli, mówimy dwa słowa za dużo, ale też niedoskonałości codzienności, stają się nagle publicznym towarem, który obcy ludzie obracają w dłoni, przyglądając mu się oceniającym wzrokiem. Zwraca uwagę, jak łatwo jest przyczepić komuś łatkę, wrzucić w stereotyp, jednocześnie nie rozumiejąc wcale, kim ta osoba jest. Abstrahując od świetnego tempa, doskonałego aktorstwa czy psychologicznego zniuansowania, to ta namacalna perspektywa największego być może wyobrażalnego koszmaru czyni z "Anatomy of a Fall" film, o którym nie da się zapomnieć.

9/10

"Anatomy of a Fall" [Anatomie d'une chute], reż. Justine Triet, Francja 2023. Film trafi na ekrany polskich kin jesienią, jego dystrybutorem jest firma M2 Films.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Anatomia upadku (2023) | Cannes 2023 | Justine Triet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy