Reklama

Off Plus Camera: Bez wstydu pod prąd

Wizyta wspaniałego brytyjskiego aktora Davida Thewlisa, który odebrał w Krakowie nagrodę Pod Prąd oraz światowa premiera reżyserskiego debiutu Filipa Marczewskiego "Bez wstydu" to najważniejsze wydarzenia pierwszych dni festiwalu Off Plus Camera.

Coś za coś

Odbywający się w Krakowie już po raz piąty festiwal kina niezależnego Off Plus Camera powoli zyskuje coraz większą renomę na światowej mapie najważniejszych kinematograficznych wydarzeń. Co prawda, widoczne na plakatach tegorocznej edycji samochwalcze stawianie się w jednym rzędzie z tak uznanymi imprezami, jak: Cannes, Wenecja, Rotterdam, Pusan, czy Berlin świadczy wyłącznie o dobrym samopoczuciu PR-owców krakowskiego festiwalu, nie zmienia to faktu, że już dziś Off Plus Camera to obok bydgoskiego Plus Camerimage, wrocławskiego T-Mobile Nowe Horyzonty oraz Warszawskiego Festiwalu Filmowego najważniejsza kinematograficzna impreza w Polsce.

Reklama

Po czym najłatwiej poznać rangę festiwalu filmowego? Po klasie gwiazd, które zgodziły się przyjąć zaproszenie i osobiście zaszczycić swą obecnością daną imprezę. Wszyscy wiemy, że ściągnięcie artysty światowego formatu wymaga szeregu kuluarowych roszad, miesięcy negocjacji oraz odrobiny szczęścia - Off Plus Camera od dwóch lat przyciąga już twórców z najwyższej półki. Takim jest z pewnością Luc Besson, który przyjechał do Krakowa, by promować swój najnowszy film "The Lady". Żywię jednak intuicyjne przekonanie, że dla organizatorów Off Plus Camera francuski reżyser był tylko wabikiem, by ściągnąć do Krakowa aktora jego filmu - Davida Thewlisa.

Dla kogoś pobieżnie interesującego się sztuką filmową nazwisko brytyjskiego aktora będzie z pewnością równie egzotyczne, co miejsce akcji rozgrywającego się w Birmie filmu "The Lady"; części widzów jego twarz być może przypomni jednego z bohaterów serii o przygodach Harry'ego Pottera. Ale David Thewlis to jeden z najbardziej bezkompromisowych aktorów współczesnego kina, wystarczy przypomnieć wstrząsającą kreację w "Nagich" Mike'a Leigh; cieszę się, że Off Plus Camera decyduje się konsekwentnie iść "pod prąd" komercyjnym oczekiwaniom i nagradza prawdziwych artystów ekranu.

Krew, pot i łzy

Chcąc nie chcąc, wydarzeniem pierwszych dni imprezy był jednak premierowy pokaz "The Lady" Luka Bessona. Francuski reżyser przyzwyczaił nas już do tego, że nigdy nie kręci dwóch podobnych filmów (chyba że akurat bierze się za animowaną trylogię o przygodach niejakiego Artura); niestety - przestał być twórcą, który dostarcza nam jeszcze emocji. Dość wspomnieć, że jego przedostatni film "Przygody Adeli Blanc-Sec" pojawił się w Polsce wyłącznie na DVD, sam Besson odpowiedzialny jest zaś jako producent lub scenarzysta szeregu kasowych francuskich filmów (m.in. serie: "Transporter" oraz "Taxi"), które nie mają wiele wspólnego z kinem artystycznym.

Zobacz zwiastun filmu "The Lady":


"The Lady" to opowieść o Aung San Suu Kyi - laureatce pokojowej Nagrody Nobla z 1991 roku i liderce demokratycznej opozycji w rządzonej autorytarną ręką wojskowej junty Birmie. Obraz Bessona jest jednak niczym więcej niż hagiograficzną laurką wystawioną "Ghandiemu w spódnicy", jak często nazywana bywa Aung San Suu Kyi (w tej roli Michelle Yeoh); przypomina nudny podręcznik do historii, oglądanie "The Lady" nie różni się więc zbytnio od czytania agencyjnych informacji, donoszących o najnowszych wydarzeniach w Birmie.

Polityka to jednak tylko tło dla bardziej interesującej Bessona rodzinnej historii bohaterki "The Lady". Kiedy kończy się polityczne uświadamianie, zaczyna się klasyczny melodramat. Mąż Aung San Suu Kyi - brytyjski pisarz Michael Aris (w tej roli Thewlis) - przez cały czas trwającego 10 lat aresztu domowego swojej żony przebywa bowiem z ich dziećmi w Anglii. Mamy więc krew (zamieszki w Birmie), pot (tropikalny klimat) i łzy (małżeńska rozłąka)... Dyktatorska zawierucha i porywy serca. "Przeminęło z wiatrem" spotyka "Angielskiego pacjenta". Jedną z nielicznych przyjemności podczas seansu 'The Lady" pozostaje obserwacja Davida Thewlisa.

Upał i tabu

Tym jednak, na co naprawdę czekamy na festiwalach filmowych są projekcje, dla których zarezerwowano etykietkę "światowa premiera". Reżyserski debiut Filipa Marczewskiego (syna znanego reżysera - Wojciecha) "Bez wstydu" właśnie w Krakowie miał swój pierwszy publiczny pokaz; w sali kina ARS pojawili się więc twórcy: obok reżysera obraz zaprezentowała m.in. odtwórczyni głównej roli kobiecej Agnieszka Grochowska.

"Bez wstydu" to rozwinięcie głośnej etiudy "Melodramat" opowiadającej o erotycznej fascynacji brata i siostry, za którą Marczewski w 2006 roku nominowany był do studenckiego Oscara. Do spółki z uznanym scenarzystą Grzegorzem Łoszewskim ("Komornik", "Handlarz cudów") Marczewski rozwinął naszkicowaną jedynie w "Melodramacie" mini-historię, osadzając jej akcję w Wałbrzychu, główną rolę powierzając zaś jednemu z najbardziej charyzmatycznych młodych aktorów - Mateuszowi Kościukiewiczowi.

Ten film opiera się na aktorskiej relacji między Kościukiewiczem a grającą jego siostrę Grochowską. On jest takim naiwnym Cybulskim (już pierwsza scena filmu, kiedy bohater Kościukiewicza z plecakiem na plecach wyskakuje z pędzącego pociągu, nasuwa skojarzenie z legendarnym aktorem); ona gra zagubioną, dziwkowatą postać, w którą wcielała się już w "Nie opuszczaj mnie" Ewy Stankiewicz. W świetnie, żywym językiem ulicy napisanych dialogach odsłania się skomplikowany związek rodzinny, w którym erotyczny eksces jest - jak w filmach Aleksandra Sokurowa ("Ojciec i syn", "Matka i syn") - niczym innym jak próbą okiełznania lęku samotności, czy potrzebą bliskości.

Ale film Marczewskiego zawdzięcza swoją siłę nie tylko wyśmienitemu aktorstwu, lecz także atmosferze wizualnej lepkości (jak w "Obcym" Alberta Camusa, tak w "Bez wstydu" upał jest wręcz namacalny) oraz muzycznej zwiewności, podkreślanej przez oszczędną, lecz niezwykle sugestywną ścieżkę dźwiękową Pawła Mykietyna.

Porno w małej mieścinie

Lubię oglądać amerykańskie filmy niezależne, ponieważ oferują możliwość zobaczenia znanych hollywoodzkich aktorów w rolach, których nigdy nie zaproponowało im kino głównego nurtu. Pokazywane w sekcji "Nadrabianie zaległości" "Barney's Version" - to zrealizowany w 2010 roku film z Paulem Giamattim. Już sam fakt obsadzenia tego znakomitego aktora w pierwszoplanowej roli zasługuje na uwagę - przypominacie sobie film, w którym nie byłby on tylko dodatkiem dla George'a Clooneya, Clive'a Owena, czy Edwarda Nortona? ("Bezdroża" to tylko wyjątek potwierdzający regułę).

W "Barney's Vision" Giamatti wciela się w tytułowego bohatera, producenta kiczowatej telewizyjnej soap-opery, który pod koniec życia dokonuje swoistego podsumowania swej pełnej ekscentrycznych przygód i małżeństw biografii. Pobrzmiewają w tym wszystkim dalekie echa "Osiem i pół" Felliniego, czy - bardziej współcześnie - "Synekdocha, Nowy Jork" Charliego Kaufmanna z rolą Phillipa Seymoura Hoffmana; "Barney's Vision" pozostaje jednak przede wszystkim aktorskim popisem Paula Giamattiego, wiecznego mistrza drugiego planu. Tu z kolei w genialnym epizodzie o swej klasie zaświadcza Dustin Hoffman, wcielający się z świntuszącego ojca głównego bohatera.

Podobną satysfakcję przynosi prezentowana w sekcji Geek Cinema komedia "Meet Monica Velour". Tytułowa bohaterka to gwiazda tandetnych produkcji porno z lat 70., w którą wciela się gwiazda serialu "Seks w wielkim mieście" - Kim Cattrall. Czasy, kiedy Monica Velour była gwiazdą porno, minęły jednak bezpowrotnie, teraz - zapomniana, mieszka na skraju ubóstwa na obrzeżach niewielkiej mieściny, a jej jedynym wielbicielem jest już tylko 17-letni pryszczaty "geek" Tobey (niejaki Dustin Ingram).

Film w reżyserii Keitha Beardena to wspaniała zabawa dla miłośników amerykańskiej prowincji oraz maniaków kina klasy B (myślę, że Quentinowi Tarantino bardzo podobałoby się "Meet Monica Velour"). Kiedy Tobey w poszukiwaniu obiektu swych westchnień trafia do domu pewnego artysty w Luizjanie, ten oznajmia zdumionemu jego kolekcją tandetnych gadżetów młodzieńcowi, że przecież "cała Ameryka to śmieci". Te odpadki składają się nie tylko na krajobraz amerykańskiej prowincji, lecz również tworzą esencję amerykańskiej kultury. Seks w wielkim mieście? Porno w dziurze zabitej dechami!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | Wstyd | Off | pod prąd | Bez wstydu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy