Reklama

Mastercard OFF CAMERA: O odpowiedzialności [relacja]

To ostatnie dni 16. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Mastercard OFF CAMERA. Wydarzenie nie zwalnia, a na jego gości czekają spotkania z twórcami oraz pokazy filmów - także premierowe. Podczas festiwalu widzowie zobaczyli "Miało cię nie być", najnowszy film z Borysem Szycem. Aktor zagrał w nim u boku swojej córki, Sonii. Z kolei Agnieszka Holland wzięła udział w specjalnym seansie "Całkowitego zaćmienia".

To ostatnie dni 16. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Mastercard OFF CAMERA. Wydarzenie nie zwalnia, a na jego gości czekają spotkania z twórcami oraz pokazy filmów - także premierowe. Podczas festiwalu widzowie zobaczyli "Miało cię nie być", najnowszy film z Borysem Szycem. Aktor zagrał w nim u boku swojej córki, Sonii. Z kolei Agnieszka Holland wzięła udział w specjalnym seansie "Całkowitego zaćmienia".
Borys Szyc i Sonia Szyc /AKPA

"Miało cię nie być": Szyc z córką Sonią

Podczas festiwalu odbyła się kinowa premiera "Miało cię nie być" Jakuba Michalczuka, pokazywanego w ramach Konkursu Polskich Filmów Fabularnych. Skromna, zaledwie półtoragodzinna produkcja wzbudzała spore zainteresowanie jeszcze przed pierwszymi pokazami. Jest to drugi film twórcy nie do końca udanych, acz intrygujących "Teściów", który został napisany razem z Katarzyną Sarnowską, laureatką gdyńskich Złotych Lwów za "Wszystkie nasze strachy". Największą uwagę przykuła jednak obsada. Główne role zagrali Borys Szyc i jego córka Sonia. W epizodach pojawili się natomiast Magdalena Cielecka, Izabela Kuna i Jan Peszek.

Główną bohaterką jest nastoletnia Ryfka (debiutująca Sonia Szyc), która pilnie potrzebuje pieniędzy. Chłopakowi mówi, że zbiera na wizytę u czeskiego hipnotyzera i brakuje jej jeszcze półtora tysiąca złotych. Biżuterię zastawia w lombardzie. W akcie desperacji prosi o pomoc ojca (Borys Szyc), z którym utrzymuje sporadyczne kontakty. Jeśli tylko podejrzewaliśmy powód zbiórki, gdy Ryfka nagle wymiotuje, mamy już pewność. Ojciec postanawia pomóc córce wyjść z trudnej sytuacji. W ciągu dwóch dni oboje odbędą podróż po mieście, podczas której przyjrzą się swojej relacji oraz zastanowią się nad odpowiedzialnością.

Reklama

"Miało cię nie być" to film skromny, pozbawiony wizualnych atrakcji, w których Michalczuk jest przecież biegły - wystarczy wspomnieć kilkuminutowy mastershot, który rozpoczynał "Teściów". Tym razem reżyser skupia się na dialogach i budowaniu relacji między bohaterami. W historii kina wielokrotnie widzieliśmy, jak bliscy sobie ludzie występowali w filmie, a na ekranie brakowało chemii znanej z prawdziwego życia. Na szczęście to nie jest ten przypadek. Sceny Szyca i jego córki to najlepsze momenty "Miało...", pełne szczerości i humoru.

Niestety, nie można tego powiedzieć o  interakcjach z postaciami pobocznymi. Jan Peszek ma świetny epizod w roli rzeczowego do bólu lekarza. Gorzej wypadają spotkania Ryfki z jej chłopakiem Marcelem (Maciej Bisiorek), nową dziewczyną ojca (Anna Mrozowska) lub teoretycznie wyzwoloną panią doktor (Magdalena Cielecka). Aktorzy robią, co mogą, ale często przegrywają z dialogami - nienaturalnymi, zbyt deklaratywnymi. Zestawienie jest zadziwiające - jakby Sonia Szyc i jej ojciec improwizowali swoje kwestie, a pozostali otrzymali scenariusz z innego, nie tak udanego filmu.

Dzieło Michalczuka to typowe kino drogi, chociaż ograniczone do jednego miasta. Bohaterowie mają jasno postawiony cel, do którego realizacji dążą. Szkoda, że do ich sparowania dochodzi tak późno. Równie niezrozumiała jest pewnego rodzaju volta fabularna w finale, jakby twórcy chcieli postawić jeszcze więcej ważnych pytań. Samo zakończenie wydaje się także sztucznie szczęśliwe. Nie zmienia to jednak faktu, że "Miało cię nie być" stanowi ciepłą i zabawną opowieść o dwójce zagubionych dusz, jakich wciąż brakuje w rodzimym kinie. Plus za odniesienie się do aktualnych wydarzeń.

Holland o pracy z DiCaprio

5 maja wieczorem w krakowskim Kinie Kijów odbył się specjalny pokaz "Całkowitego zaćmienia" Agnieszki Holland. W filmie z 1995 roku główne role zagrali David Thewlis oraz będący na początku swej wielkiej kariery Leonardo DiCaprio. Film opowiadał o romansie dwóch poetów: Paula Verlaine i sporo od niego młodszego Arthura Rimbauda. Reżyserka przejęła ten projekt po Volkerze Schlöndorffie. Ten planował, by w Rimbauda wcielił się River Phoenix. Po niespodziewanej śmierci aktora film nie był realizowany.

Gdy Holland zobaczyła DiCaprio w "Co gryzie Gilberta Grape’a", postanowiła obsadzić go w roli poety. O współpracy opowiedziała w wywiadzie dla Interii. "Wykazywał zupełnie niebywałą dojrzałość aktorską" - wspominała. "Mówiłam wręcz, że [DiCaprio] jest jak medium, otwiera się, a postać w niego wpływa, ponieważ ma wyobraźnię emocjonalną, dzięki której może rozumieć postaci, które nie mają z nim nic wspólnego, wykraczają poza jego horyzont wiedzy czy rozwoju intelektualnego".

Polowanie na tygrysa

Sekcja "Ahoj, przygodo!" poświęcona jest różnym wariacjom kina eskapistycznego, pozwalającego widzom na chwilowe odcięcie się od doraźnych problemów. Zabawne, że znalazł się w niej film "Day of the Tiger" Andreia Tănase. Kino rumuńskie od lat zadziwia nas społecznym wyczuciem i często żartujemy, że fabuły ich filmów spokojnie można przenieść z Bukaresztu do Warszawy i wypadłyby równie wiarygodnie. Tak jest i tym razem. Pod sensacyjnym punktem wyjścia Tănase przemyca szereg tematów współczesnych, na które nie ma łatwych odpowiedzi.

Główną bohaterką jest Vera (Cătălina Moga), trzydziestokilkuletnia weterynarka w zoo. Pod opiekę kobiety trafia właśnie tygrys, którego lokalny gangster odkupił z cyrku jako prezent dla córki. Vera nie może się jednak skupić na swojej pracy. Walczy z władzami kościelnymi o zmianę miejsca pochówku swego dziecka, a w dodatku odkrywa, że mąż, aktor teatru dla dzieci, zdradza ją z licealistką. Skupiona na swoich sprawach, po wieczornym karmieniu zapomina zamknąć klatkę. Rano odkrywa, że tygrys uciekł. W tropienie zwierzęcia włączają się policjanci, myśliwi, a także miejscowy gang. W centrum bałaganu znajduje się Vera, dla której poszukiwania łączą się z możliwością skonfrontowania się z życiowymi niepowodzeniami.

Polowanie na tygrysa, biegającego swobodnie po mieście, brzmi jak punkt wyjścia dla thrillera lub horroru. Tymczasem u Tănase jest sporo typowej dla rumuńskiego kina groteski. Amatorskie grupy poszukiwawcze - przerażeni policjanci i machający mieczami samurajskimi gangsterzy - budzą raczej uśmiech politowania. Reżyser z jednej strony obśmiewa męskość, u niego zawsze parowaną z kryzysem lub brutalnością. Krytykuje także stosunek instytucji - przede wszystkim kościelnych - do zwykłego człowieka. Wystarczy wspomnieć, że duchowni, odmawiający Verze pochówku nieochrzczonego dziecka, nie widzą problemu w odprawieniu ceremonii dla zwierzęcia - oczywiście za odpowiednią opłatą.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mastercard OFF CAMERA 2023
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy