Reklama

Zrozumieć Godarda

Nazwisko Godarda znają wszyscy, jego filmy zrażają jednak nawet najwybitniejszych filmoznawców. Wydana z okazji retrospektywy Godarda w ramach festiwalu Era Nowe Horyzonty książka Ewy Mazierskiej "Pasja. Filmy Jean-Luca Godarda" to przełomowa na polskim rynku wydawniczym próba objaśnienia twórczości francuskiego reżysera.

Mazierska to, podobnie jak Godard, uznane nazwisko. Autorka polskiej monografii Pedro Almodovara ("Słoneczne kino Pedro Almodovara", 2007) publikuje jednak głównie po angielsku. Ma na koncie tomy analizujące m.in. twórczość Nanniego Morettiego, Romana Polańskiego, czy Jerzego Skolimowskiego. Książką o Godardzie, która powstała na zamówienie festiwalu Era Nowe Horyzonty, celebrującego w tym roku pełną retrospektywą 80. urodziny reżysera, Mazierska podejmuje jednak temat tabu rodzimych specjalistów od kina. Jak to możliwe, że jedyną książką poświęconą twórczości legendy francuskiej Nowej Fali jest opublikowana w 1970 (!) roku monografia Konrada Eberhardta?

Reklama

Powodem tego stanu rzeczy jest niezwykła twórcza płodność francuskiego reżysera - ma on na koncie ponad 100 tytułów - oraz hermetyczna forma jego filmów. Mazierska przypomina dwa przypadki rezygnacji autorów z naukowego podjęcia tematu jego twórczości: pierwszym jest polski filmoznawca Tadeusz Lubelski, autor książki o francuskiej Nowej Fali, który wykluczył Godarda - najbardziej reprezentatywnego przedstawiciela ruchu - z części książki, w której kreśli portrety nowofalowych autorów. Drugim filmoznawcą, który kapituluje w starciu z Godardem, jest najwybitniejszy znawca jego wczesnej twórczości Colin MacCabe - otwarcie przyznający, że analiza filmów Godarda z ostatnich dwóch dekad przekracza jego umiejętności i kompetencje.

Sprawa jest więc dość skomplikowana. Nie dość, że nikt wszystkich filmów Godarda nie oglądał, to jeszcze nie mógł o nich poczytać. Znajomość sylwetki tego reżysera ogranicza się więc zazwyczaj do pobieżnej charakterystyki jego medialnego wizerunku - nieodłączne cygaro w ustach i ciemne okulary - oraz recytacji najsłynniejszych tytułów jego filmów: "Do utraty tchu", "Alphaville", "Czarny Piotruś", czy "Pogarda".

Pionierskość pracy Mazierskiej jest więc jej najbardziej naturalnym atutem, autorka podejmuje jednak z niezwykłą wrażliwością próbę nie tylko opowiedzenia o Godardzie, lecz również zrozumienia jego twórczości. Nieśmiała intuicja podpowiada mi, że na tę książę najbardziej czekali nie zwykli widzowie, ale właśnie filmoznawcy.

Jak się to czyta? Na pewno lepiej, niż ogląda Godarda. Mimo wydawniczego pośpiechu Mazierskiej udało się sprawne, chronologiczne przeprowadzenie czytelnika przez najważniejsze etapy twórczości francuskiego reżysera. W tym sensie jest to "wprowadzenie do Godarda", niezwykle potrzebny, ale jednak "Godard w pigułce". Mimo niewątpliwych przymusowych skrótów i uproszczeń książka Mazierskiej zawiera jednak w sobie wspaniałą cechę, charakteryzującą najwybitniejsze pozycje filmoznawcze: twórczość Godarda polska autorka traktuje kompleksowo, czego najbardziej emblematycznym przykładem jest tłumaczenie jednego filmu innymi tytułami francuskiego twórcy.

Znaczenie twórczości Godarda wychodzi na jaw w pełni dopiero, kiedy przyjrzymy się całemu dorobkowi "papieża Nowej Fali". Nie chodzi nawet o holistyczną analizę Godardowskich tematów, czy typów bohaterów, ale o tak drobny przykład, jak ten, gdy do pełnego zrozumienia epizodycznego motywu zabójstwa z filmu "Detektyw" potrzebna jest Mazierskiej znajomość wcześniejszej "Chinki". Znać podczas lektury książki, że autorka nie tylko obejrzała filmy Godarda po kilkakroć, ale też zrozumiała łączące je relacje.

Mazierska prezentuje również podszytą zafascynowaniem twórczością reżysera niezwykłą wrażliwość w analizie filmów Godarda, kiedy np. przykład wyjaśnia powody zastosowania przez twórcę efektu "slow motion" w filmie "Ratuj się kto może". Jak trudnym zadaniem jest interpretacja jego filmów niech świadczy wyznanie autorki, która przyznaje, że przy seansie tego tytułu musiała zawiesić całą swoją dotychczasową wiedzę i filmoznawcze doświadczenie - projekcja "Ratuj się kto może" była dla niej przeżyciem w równym stopniu inicjacyjnym, jakim było dla pierwszych widzów oglądanie filmów braci Lumiere w sali Grand-Cafe w 1895 roku.

Zarzuty wobec tej książki wymienia w przedmowie sama autorka, nie ma sensu ich więc tu powtarzać. (jedno trzeba wszak dodać: dlaczego wydawca Korporacja Ha!art powtarza typograficzny grzech innego filmoznawczego wydawnictwa - Rabid, ozdabiając książkę czarno-białymi ilustracjami, w których trudno się rozeznać bez szkła powiększającego?). Za motto i przestrogę niech posłuży zaś czytelnikom i przyszłym widzom następująca uwaga Mazierskiej: "jak zwykle u Godarda, dopiero wielokrotne oglądanie przynosi korzyść". Myślę, że jednokrotne przeczytanie książki Mazierskiej też zrobi swoje.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jean-Luc Godard | era nowe horyzonty | nazwisko | książki | filmy | autorka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy