Reklama

Po francusku, rosyjsku, czesku...

"To pierwszy teledysk, w którym wystąpiłaś?" - pytam zaczepnie o jej rolę w "Tlenie" Iwana Wyrypajewa. Rozbawiona potwierdza. Udowadnia tym samym, że ma duży dystans do swojej osoby i do swoich ról. Ta w "Tlenie" była dla Karoliny Gruszki nie lada wyzwaniem - jak bowiem przyznaje sam reżyser, bohaterem jego obrazu jest... język. Rosyjski.

Współpraca z Wyrypajewem nie kończy się jednak dla Gruszki na tym filmie. W październiku w Teatrze na Woli odbędzie się premiera sztuki Wyrypajewa "Lipiec", w którym aktorka gra główną rolę. Zdążyła już też wystąpić w kolejnym - krótkometrażowym filmie rosyjskiego reżysera "Trzeba czekać". My czekamy na jej kolejne role - epizody w polskich produkcjach: "Mistyfikacja" Jacka Koprowicza (zagrała kochankę Witkacego) i "Trick" Jana Hryniaka oraz główną rolę w czeskiej produkcji inspirowanej życiem poety Egona Bondy'ego - "Trzy sezony w piekle" w reżyserii Tomasa Masina.

Reklama

O swojej znajomości języka rosyjskiego, przyspieszonym kursie nurkowania oraz recytacji kazachskiej poezji Karolina Gruszka podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty opowiedziała w rozmowie z Tomaszem Bielenia.

Tomasz Bielenia: Ty gawarisz pa ruski?

Karolina Gruszka: W tej chwili codziennie mówię po rosyjsku. Dopiero co wróciłam po dwóch miesiącach w Rosji. Przez dwa tygodnie jeździliśmy po różnych miastach, przedstawiając film. Byliśmy w: Irkucku, Nowosybirsku, Niżnym Nowgorodzie, w Permi [Gruszka wymienia nazwy miejscowości z wyraźnym rosyjskim akcentem] - konferencje prasowe, wywiady... Więc zauważyłam, że jak mam coś powiedzieć na temat tego filmu, to mam gotową odpowiedź po rosyjsku.

Ale nie miałaś rosyjskiego w szkole?

Karolina Gruszka: Pierwszy kontakt z językiem rosyjskim miałam z 10 lat temu, kiedy brałam udział w filmie "Córka kapitana" [2000 - przyp.red.] na podstawie Puszkina - wtedy w ogóle nie mówiłam po rosyjsku. Kręciliśmy ten film prawie pół roku, więc chcąc nie chcąc pewne zwroty sobie przyswoiłam. Pod koniec zdjęć podstawowe rzeczy mogłam już powiedzieć i coś tam rozumiałam.

Pamiętasz pierwsze spotkanie z Iwanem Wyrypajewem?

Karolina Gruszka: To było na festiwalu filmowym w Kijowie. Ja tam byłam z "Kochankami z Marony" a on tam prezentował "Euforię". Razem z panią Izą Cywińską [reżyserka "Kochanków z Marony" - przyp.red.] wybrałyśmy się na pokaz, obejrzałyśmy film i bardzo mi się spodobał. Kiedy więc zobaczyłyśmy, że przed pokazem naszego filmu Iwan stoi na korytarzu, postanowiłyśmy do niego podejść, podziękować mu i zaprosić go na nasz pokaz. Tak się złożyło, że akurat miał czas, przyszedł, zobaczył i w ten sposób się poznaliśmy, a później zaprzyjaźniliśmy.

Czy to prawda, że rolę w "Tlenie" otrzymałaś z własnej inicjatywy?

Karolina Gruszka: Niee... Jedyne co zrobiłam, to tyle, że z panią Izą - bez niej chyba bym się nie odważyła - podeszłyśmy do niego na tym festiwalu w Kijowie. Pół roku po tym spotkaniu Iwan wysłał mi na skrzynkę pocztową scenariusz z pytaniem: co ja o tym myślę. To był "Tlen". Pierwotnie miałam grać tylko rolę Saszy - czyli fragmenty, które nie wymagały ode mnie znajomości języka rosyjskiego, bo to była niema rola. Drugą partię miała grać rosyjska aktorka. Przeczytałam ten scenariusz - czytałam go bardzo długo, bo miałam wtedy jeszcze ogromne problemy z cyrylicą - i zgodziłam się bez wahania. Potem Wani zmieniła się jednak koncepcja - połączył dwie postaci w jedną i zaproponował mi, żebym to zagrała. Najpierw się przestraszyłam, ale dostałam trzy miesiące na pracę nad tekstem i zgodziłam się.

To jest dla mnie zadziwiające, biorąc pod uwagę jaką wagę reżyser przykłada w tym filmie do języka, że zdecydował się na nierosyjską aktorkę.

Karolina Gruszka: Wania liczył się z tym, że będzie mnie dubbingował. Pasowałam mu chyba do tej roli typem wrażliwości. A ja na tyle się zawzięłam, tak intensywnie pracowałam ze scenariuszem, że jak przyszłam na plan, to nie miałam już problemów z tekstem od strony językowej i mogłam skupić się na jego treści, na przebiegu emocjonalnym. W pewnym momencie Wania uznał, że dubbing jest niepotrzebny.

Jak nagrywaliście sceny w studio nagraniowym, to czy w słuchawkach, które macie na uszach, mieliście muzykę, czy robiliście to "na sucho"?

Karolina Gruszka: Wypowiadaliśmy tekst pod muzykę. Wszystko było tak jak podczas nagrywania albumu muzycznego, tylko dodatkowo była jeszcze kamera.

Wyrypajew przestrzegł polską publiczność, że z powodu bariery językowej - skazana jest na niezrozumienie jego filmu.

Karolina Gruszka: Reakcja widzów po pokazach w Rosji była tak diametralnie różna od tego, co zobaczyłam tu w Polsce. Bardziej emocjonalna - widać było, że film trafiał prosto do serc. We Wrocławiu widzowie musieli niestety dodatkowo nadążać za napisami.

Próbuję wyobrazić sobie jak "Wojnę polsko-ruską" odebrałaby rosyjska publiczność.

Karolina Gruszka: No właśnie, to jest ten problem...

Jak Rosjanie reagowali na twój rosyjski?

Karolina Gruszka: Polski akcent jest słyszalny, ale podobno udało mi się zrobić z tego atut.

Czy podwodne sceny, które widzimy pod koniec filmu, rzeczywiście realizowane były pod wodą?

Karolina Gruszka: Dwa dni, od rana do wieczora, byliśmy pod wodą. To było dosyć ciężkie przeżycie, bo nigdy nie zajmowałam się nurkowaniem. Na potrzeby filmu mieliśmy przyspieszony kurs, otrzymałam nawet dyplom dla aktorki, która może brać udział w zdjęciach podwodnych.

Kiedy kręciliśmy podwodną scenę, mieliśmy ustalone pewne znaki. Jak pokazałam tak [Gruszka przystawia dwa palce do ust, jakby paliła papierosa], to znaczyło, że brakuje mi powietrza i instruktor podpływał do mnie z aparatem tlenowym. Pewnego razu podał mi ten aparat złą stroną, więc zamiast powietrza do płuc dostała mi się woda. Wpadłam na tych sześciu metrach pod wodą w taką histerię, że chyba z godzinę zajęło mi uspokojenie się. Najlepsze było to, że od razu musiałam wrócić do wody i kręcić dalej. Ale udało się.

Doświadczyłaś więc naprawdę braku tlenu. Tego słowa-wytrychu Wyrypajewa.

Karolina Gruszka: Tlen to jest to, bez czego nie da się w żaden sposób żyć. Pytanie o tlen jest pytaniem, na które można poświęcić całe życie i nie zaleźć odpowiedzi, ale trzeba to robić. W tym tkwi sens. Tlen jest dla mnie przestrzenią miłości, współczucia...

Po "Tlenie" zdążyłaś już wystąpić w kolejnym - tym razem krótkometrażowym filmie Iwana Wyrypajewa.

Karolina Gruszka: To jest część większego filmu "Krótkie spięcia", złożonego z pięciu krótkometrażówek młodych rosyjskich reżyserów. Film miał na razie jeden pokaz na otwarcie festiwalu w Soczi, wiem, że będzie też prezentowany na festiwalu w Wenecji. Ja go jeszcze nie widziałam. Nowela Wyrypajewa nosi tytuł "Doświadczać" - to rzecz o dziwnym spotkaniu mężczyzny i kobiety. Gram Polkę, która przyjeżdża do Moskwy i przypadkowo wpada na podwórku na mężczyznę, który mówi jej takie rzeczy i w taki sposób, że to przewartościowuje jej wszystko w głowie - takie "krótkie spięcie".

Co Ci się właściwie tak podoba w tym Wyrypajewie?

Karolina Gruszka: Ivana naprawdę niepokoi to, o czym opowiada. Dla niego to jest naprawdę ważne. Dzięki jego energii, na planie wytwarza się bardzo twórcza atmosfera - wszyscy mają poczucie, że chcemy poruszyć jakiś ważny problem i wejść w prawdziwy, poważny dialog z widzem. Czy to w kinie, czy w teatrze. Ujęło mnie też to, że pracujemy wspólnie. To nie jest tak, że przychodzi reżyser i trzyma się kurczowo swojej wizji albo przychodzi reżyser bez wizji. Wyrypajew szuka dla tematu, który przyniósł, odpowiedniej formy wyrazu wspólnie z aktorami, z operatorem, ze scenografem. Taki kolektywny proces, to jest dla mnie ciekawe - ja tak najbardziej lubię pracować. Poza tym dba o swoich aktorów... Bardzo dużo rozmawiamy, staramy się jak najgłębiej poruszyć tematy, którymi się zajmujemy. A zajmujemy się tematami, które mnie osobiście także niepokoją.

Czy jesteś już w stanie określić, co dało Ci jako aktorce spotkanie z Wyrpajewem?

Karolina Gruszka: Zazwyczaj aktor w teatrze koncentruje się na relacjach między sobą a drugim aktorem, na swoich wewnętrznych przeżyciach, nie wychodzi poza scenę. Ivan nauczył mnie, żeby swoją uwagę skupiać przede wszystkim na widzu, w konkretny sposób organizować jego postrzeganie tego, co dzieje się na scenie. Lekkie, ale znaczące przesunięcie proporcji.

Grałaś ostatnio po francusku, rosyjsku, czesku...

Karolina Gruszka: Jeszcze po kazachsku...

???

Karolina Gruszka: To był moskiewski spektakl w reżyserii Wyrypajewa, oparty na poezji Abaja Kunanbajewa. Granie w teatrze po kazachsku.... To jest odlot. Uwalnia się w człowieku zupełnie inna energia - to dosyć twardy język, coś pomiędzy arabskim a chińskim.

Czy Wyrypajew ma w planie kolejny film?

Karolina Gruszka: Planuje polsko-rosyjsko-francuską koprodukcję. Na razie jest na etapie szukania pieniędzy ale chcielibyśmy, żeby zdjęcia ruszyły już w marcu 2010 roku. Nie wiem tylko czy to się tak szybko uda.

Chcielibyśmy?

Karolina Gruszka: Wszystko wskazuje na to, że będzie to nasz kolejny wspólny projekt.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Karolina Gruszka | Tlen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy