Reklama

Królewna Śnieżka i złodzieje rowerów

"Chłopiec na rowerze" ("Le gamin au velo"), reż. Luc Dardenne, Jean-Pierre Dardenne, Belgia, Francja, Włochy 2011, dystrybutor Carisma, premiera kinowa 11 listopada 2011 roku.

Wobec kina braci Dardenne nieodmiennie odczuwałem szacunek. Filmy Luca i Jean-Pierre'a obchodziłem z należytą atencją, doceniając konsekwencję, spójność wizji i wirtuozerię w pracy z aktorami, ale poza "Rosettą" i w jakimś stopniu "Synem" nigdy nie potrafiłem się nimi zachwycić.

W mojej głowie powstało coś na kształt wzorca z Sevres - wyabstrahowana z filmów braci idea określająca moje oczekiwania względem, kolejnych sygnowanych przez nich tytułów. Od Dardennów chciałem przede wszystkim naturalizmu, człowieka określanego przez jego pracę, pochodzenie i środowisko, bohaterów z krwi i kości, konfrontowanych z wiarygodnymi, choć udramatyzowanymi przeszkodami. To wszystko musiało dodatkowo mieć pewien dokumentalny, choć odpowiednio chłodny sznyt relacji uczestniczącej.

Reklama

Kino Dardennów nie wywoływało łatwego współczucia, które po wyjściu z kina pchnęłoby nas do wrzucenia kilku groszy do puszki Caritasu. Godząc się na podglądanie historii, na które zazwyczaj przymykamy oko, musieliśmy jednocześnie oswoić się z poczuciem bezsilności. Forma filmów braci była nieodmiennie komplementarna wobec treści - upadki bohaterów nie wyglądały spektakularnie, nie odbywały się przy akompaniamencie fanfarów, ale wobec całkowitej ciszy w ogóle. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy przed oczami stają mi pierwsze seanse "Dziecka" i "Milczenia Lorny", przypomina mi się poczucie podwójnego, nieco schizofrenicznego rozczarowania, gdyż raz - nie było rewolucji, ale dwa - coś nie zgadzało się z ukutym przeze mnie wzorcem. Irytowało mnie pewne asekuranctwo, ewolucyjna metoda małych kroczków prowadząca ku konwencjonalizacji i większemu nasyceniu fantazją.

Francois Ozon, realizując "Ricky'ego", który stanowił swoisty pastisz filmów braci Dardenne, (ze wskazaniem na "Dziecko") rozpoznał paradoksalny element ich konsekwentnego naturalizmu. Otóż filmując swoje paradokumentalne historie z proletariackich campingów i podwórzy, utrwalali oni jedynie pewną fantazję, tym bardziej zwodniczą, im bliżej było jej do rzeczywistości. Dardennowie wynieśli konwencję realistyczną w filmie fabularnym na wyższy poziom, zmuszając nas do uwierzenia w Rosettę, czy Oliviera. Patrząc z tej perspektywy na zakończenie "Milczenia Lorny", które przez długi czas wydawało mi się paranoidalnym przeobrażaniem bohaterki w Królewnę Śnieżkę, dostrzegam logikę podobnego ruchu. Nasycając opowieści o swoich bohaterach baśniową, surrealną nutą, Dardennowie wykazują się rosnącym stopniem samoświadomości - dekonstruują stworzoną przez siebie konwencję, która mając przybliżać nas do rzeczywistości, ostatecznie sprawiła, że wierzyliśmy w nią samą, a nie w modelowany przez nią świat.

"Chłopiec na rowerze" jest najbardziej radykalnym krokiem braci w zakreślonym powyżej kierunku. Ze starych Dardennów pozostaje sam trzon, czyli niezwykle fascynująco nakreślona sylwetka Cyrila - irytującego, porzuconego przez ojca małolata, który mógłby być nastoletnią wersją niemowlaka z "Dziecka" (ojca Cyrila gra znany z dziecka Jeremie Renier). Cała innowacja polega na tym, że tę pieczołowicie, realistycznie nakreśloną postać, Dardennowie umieszczają w narracji o dobrej wróżce, wyczarowującej dla Kopciuszka karetę, suknię i buciki, albo żeby trzymać się bliżej filmu - rower. Rolę fryzjerki, matki cierpiętniczki i chodzącej wyrozumiałości gra Cecil de France, co jest dość dużym zaskoczeniem, gdyż bracia zazwyczaj konsekwentnie unikali angażowania gwiazd. Jednocześnie zderzenie naturszczyka Thomasa Doret (Cyril) z jedną z największych gwiazd kina francuskiego wzmacnia surrealne wrażenie towarzyszące projekcji filmu. Ciągłe krótkie spięcia pomiędzy krnąbrnym podrostkiem, a wcieleniem wszelkiego dobra i poświęcenia jakim jest Samantha tworzą z "Chłopca na rowerze" współczesną baśń.

Nie wiem jeszcze, czy podoba mi się ten, ocierający się o późny, fantazjujący neorealizm, kierunek w rozwoju braci. Dziwaczne poplątanie baśni z żywym, jakby podebranym prosto z ulicy bohaterem powoduje, iż to właśnie postać Cyrila pozostaje w pamięci widza. Cała historia, jakoś blaknie, rozmywa się i znika. Ciekawa, ocalająca wrażenie spotkania z kimś niepowtarzalnym i istotnym strategia. Nie polubiłem Cyrila i nie wpadłem w zachwyt nad "Chłopcem na rowerze", ale jednocześnie wyzbyłem się obojętnego szacunku wobec braci Dardenne, który sprawiał, że zamiast oglądać ich filmy, przeglądałem się raczej w moich własnych, wobec nich, oczekiwaniach. Czekam na więcej.

6,5/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy