Reklama

"Holy Motors": Chcesz się przejechać?

Najbardziej ekstrawagancki film festiwalu Cannes 2012. Groteskowy, miejscami szalony, pełen dynamiki. Balansuje na granicy dyscypliny i kompletnej nieprzewidywalności, pomiędzy horrorem a melodramatem, rodzinną psychodramą a komedią.

- Piękno jest w oczach patrzącego - przekonuje grany przez Michela Piccoliego bohater w mających duże szanse na status kultowych "Holy Motors" Leosa Caraxa. Ale czy jednocześnie oznacza to, że jest w nich również brzydota?

Dziesiątki osób stały w dwóch potwornie długich kolejkach już 30 minut przed rozpoczęciem seansu. Wszyscy byli pewni, że wejdą na pokaz, ale czy to z powodu chęci zajęcia jak najlepszego miejsca, czy też dlatego, że nie mogli się doczekać zrealizowanego po niemal 13-letniej przerwie kolejnego pełnometrażowego filmu Caraxa, tkwili w napięciu przed największą z sal wrocławskiego kina Helios.

Reklama

W mgnieniu oka rozeszły się zresztą wszystkie wejściówki na pokazy "Holy Motors", filmu, którym zachwycali się dziennikarze i publiczność tegorocznego festiwalu w Cannes (choć otrzymał na nim jedynie Nagrodę Młodych). To obraz zdecydowanie wyróżniający się spośród ugrzecznionego i realizowanego po bożemu kina, jakie dominuje ostatnio na najsłynniejszej europejskiej imprezie filmowej - mówiono o obrazie Francuza.

I czy to wyśpiewując pochwalne peany pod adresem "świętych motorów", czy też złorzecząc na ich narracyjno-fabularną miałkość, z tą ostatnią opinią nie sposób się nie zgodzić. Pretekstowy punkt wyjścia (biała limuzyna-garderoba przemierzająca ulice Paryża i dwójka pracowników pewnej firmy, która ma do wykonania szereg misji) od razu ukierunkowuje nas na konkretny typ wskazówek, jakimi wypełniona będzie trasa tej niemal dwugodzinnej podróży.

Wraz z Oscarem (Denis Lavant) i jego kierowcą, Celine (Edith Scob), będziemy przemierzać różne rzeczywistości, przybierać diametralnie odmienne tożsamości, wypełniać najwymyślniejsze zadania, a wszystko po to, by chociaż na chwilę oderwać się od codzienności, stać się kimś zupełnie innym, zrobić to, o czym zawsze marzyliśmy, nie zważając na czekające nas konsekwencje.

W postmodernistycznej rzeczywistości "Holy Motors" wszystko uchodzi bowiem na sucho. Można bez obaw zarówno odgryzać ludziom palce, jak i lizać zroszonymi krwią wargami ponętne pachy pięknej modelki (Eva Mendes), na łożu śmierci wydawać ostatnie tchnienie, by za chwilę uprawiać seks z najbardziej wygimnastykowaną kobietą świata...

A wszystko to odbywa się wśród niewyobrażalnej liczby - nie tylko filmowych - nawiązań, cytatów i inspiracji. Gatunki, style oraz motywy przenikają się tu tak mocno, że niemożliwością okazuje się stwierdzenie, co jest autorskim pomysłem, a co sprytnym odwołaniem. Uwznioślanie piękna i epatowanie brzydotą już dawno nie było sobie tak bliskie.

6/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"Holy Motors", reż. Leos Carax, Francja, Niemcy 2012, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa 11 stycznia 2013 roku.

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama