Reklama

Greckie kino szczerzy kły

Gdyby pokusić się o wskazanie europejskiej kinematografii, która w bieżącym sezonie była odkryciem największych festiwali, oczy całej filmowej Europy powinny zwrócić się w stronę Grecji . Znalazło to odzwierciedlenie w programie Konkursu Nowe Horyzonty, w którym o Grand Prix rywalizują w tym roku aż dwie greckie produkcje.

Zarówno "Attenberg" w reżyserii Athiny Rachel Tsangari, jak i "Ojczyzna" Syllasa Tzoumerkasa zrobiły furorę na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji. Ale to niejedyne greckie tytuły, które utorowały sobie drogę do światowej widowni. Dość wspomnieć jeszcze pokazywany w naszych kinach "Kieł" Giorgosa Lanthimosa (tegoroczna nominacja do Oscara w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny"), czy prezentowaną również na Nowych Horyzontach opowieść o subkulturze deskorolkowców "Wasted Youth" w reżyserii Argyrisa Papadimitropoulosa i Jana Vogela. Wczoraj zaś, kiedy festiwal w Wenecji ujawnił listę konkursowych filmów, okazało się, że znalazła się na niej najnowsza produkcja Lanthimosa "Alps".

Reklama

"Attenberg", który jeszcze w tym roku trafi na ekrany polskich kin, to opowieść o 23-letniej Marinie (nagrodzona w Wenecji wspólnie z Vincentem Gallo Ariane Labed), niedojrzałej emocjonalnie, aspołecznej dziewczynie, która opiekując się umierającym na raka ojcem doświadcza równocześnie seksualnej inicjacji. Tytuł filmu to nazwiązanie do dokumentalnych filmów Sir Davida Attenbourougha; w upraszczającym przekręceniu nazwiska brytyjskiego twórcy, który zasłynął jako realizator popularnych filmach o obyczajach zwierząt, Tsangari odnajduje symbol do świata intuicji. Nie logika ekranowych wydarzeń, tylko instynktowna, pozaracjonalna natura człowieka napędza akcję tego niezwykle ciekawego filmu.

Tsangari wprowadza do "Attenberg" szereg parateatralnych chwytów, zaczerpniętych ze świata sztuki performance. Jednym z nich są powtarzające się przez cały film "taneczne" sekwencje z udziałem głównej bohaterki i jej najlepszej przyjaciółki. Te umyślnie wykoślawione choreograficznie wyczyny pełnią tu podwójną rolę: można traktować je tak, jak ogląda się w musicalu piosenki. Ale też znaczenie tych sekwencji może mieć o wiele większą wagę, kiedy przypomnimy sobie, że równie dobrze spełniać mogą one funkcję greckiego chóru.

Nie wszystko, o czym chce się powiedzieć poprzez kino, trzeba wyrażać słowami głównych bohaterów - zdaje się myśleć Tsangari. Jeśli już musimy włożyć im w usta jakieś słowa, najlepiej niech to będą imitacje odgłosów wydawanych przez różne zwierzęta. Świat "Attenberg" jest światem izolacji i emocjonalnej niedojrzałości. Tsangari próbuje więc zdefiniować człowieka przy użyciu komunikacyjnych kodów świata zwierząt. W ramach takiego instynktownego zachowania znajdzie się również miejsce na łamanie tematów tabu. "Tato, czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie mnie nagą?" - Marina pyta ojca, który w "Attenberg" jest reprezentantem umierającego XX wieku. Czy dzieci XXI wieku będą w stanie poradzić sobie w świecie, pozostawionym dla nich przez poprzednie pokolenia? Oto wielkie, przepełnione pesymizmem pytanie, z którym zostawia nas Tsangari.

Posiadająca patetyczny tytuł "Ojczyzna" to z kolei wielowątkowa i rozgrywająca się w kilku planach czasowych opowieść o dwóch dysfunkcjonalnych rodzinach, których gęsto splatające się losy osadzone są w kontekście najnowszej historii Grecji. Z jednej strony mamy więc anarchistyczną rodzinną epopeję, z drugiej - próbę diagnozy rozdzierającego dzisiejszą Grecję kryzysu. Upadkowi rodziny towarzyszy w filmie Tzoumerkasa upadek państwa. Historia polityczna odbija się jak w lustrze w rodzinnych mikrohistoriach.

Schemat fabularny "Ojczyzny" jest niezwykle skomplikowany, reżyser nie ułatwia jednak widzowi zadania połapania się w tej wielowymiarowej narracji, notorycznie stosując gęsty montaż równoległy. Z natłoku postaci z czasem wyłania się jednak obraz wstrząsającego rodzinnego dramatu, napędzanego nerową litanią zadawnionych żali i niezabliźnionych resentymentów. W centrum zaś tego posiadającego ciężar mitologicznej przypowieści filmu znajduje się edypalna tematyka porzuconego syna. Ktoś kiedyś po latach wróci, zabije swych ojców i poślubi matki swoje?

Ogląda się "Ojczyznę" z mieszaniną obojętnej irytacji i podziwem dla reżyserskiej konsekwencji. W warstwie formalnej film Tzoumerkasa to bowiem esencja przepełnionej obywatelską wściekłością anarchizującej estetyki, charakterystycznej dla najlepszych politycznie zaangażowanych dokumentów. W trakcie seansu "Ojczyzny" można jednak dostać lekkiej zadyszki. Tzoumerkas nakręcił bowiem film na granicy "utraty tchu". Pierwszy z brzegu przykład? Kiedy jedna z bohaterek chce odebrać telefon, zanim podniesie słuchawkę do ucha, reżyser serwuje nam montażowe cięcie. Byle szybciej! W tej chaotycznej nerwowości zawiera się jednak polityczna aktualność "Ojczyzny".

Najbardziej oczekiwanym filmem Konkursu Nowe Filmy Polskie okazał jedyny premierowy tytuł w zestawie "Z daleka widok jest piękny" w reżyserii Wilhelma i Anki Sasnal. W rozgrywającej się na zabitej dziurami polskiej wsi małżeństwo Sasnal opowiada nam surową, pozbawioną dialogów historię pewnej zbiorowej zbrodni. Kiedy grany przez Macieja Czarnika bohater, który na codzień zajmuje się złomowaniem starych samochodów, opuszcza niespodziewanie wieś, miszkańcy od razu wykorzystują nadarzają się okazję i plądrują jego dom.

Mimo że w "Z daleka widok jest piękny" nie ma żadnych bezpośrednich odwołań do książki "Sąsiedzi" Jana Tomasza Grossa, podskórnie czujemy, że Sasnalowie nawiązują kinematograficzny dialog z tezami kontrowersyjnego socjologa. Komu obce są podobne asocjacje, znajdzie w "Z daleka widok jest piękny" interesujące wizualnie kino, pokazujące polską wieś w estetyce, której mistrzem pozostaje u nas Wojtek Smarzowski. Gdyby szukać podobieństw w światowym kinie, film Sasnalów trzeba by ustawić w jednym rzaędzie z twórczością Beli Tarra.

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kiel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy