Reklama

"Życie jest cudem": WYWIAD Z EMIREM KUSTURICĄ

Co skłoniło cię do nakręcenia tego filmu?

Coś, co wydarzyło się podczas ostatniej wojny w moim kraju: miłość pomiędzy serbskim mężczyzną i bośniacką kobietą, których połączyło przeznaczenie. Jak zwykle ukazuję ją z perspektywy komiczno-tragicznej. Doszedłem do wniosku, że moim obowiązkiem było nakręcenie filmu o tym okresie.

Czy łatwiej jest mówić o wojnie po upływie 10 lat?

Idea takiego konfliktu – miłości pomiędzy Serbem i bośniacką muzułmanką – zawsze będzie świetnym materiałem na film. Wierzę, że jest to opowieść ponadczasowa. Mój film nie stara się wyjaśnić wojny z historycznego punktu widzenia nawet, jeśli zawarłem w nim parę odniesień do historii. Opowiada on raczej o krzyżowaniu się ludzkich losów.

Reklama

Czy uważasz, że ta opowieść zyskała na znaczeniu wobec tego, co się obecnie dzieje na świecie?

Mój film koncentruje się na historii miłosnej, która odzwierciedla prawie wszystko, co tylko ludziom może przynieść wojna. Ból, który czuje człowiek zrzucający bombę może być czasem silniejszy, niż ten, który towarzyszy śmierci spowodowanej jej wybuchem.

Gdzie kończy się prawda, a zaczyna fikcja?

Najbardziej we współczesnym kinie nie znoszę tego, jak ktoś mówi „to takie rzeczywiste”. Filmy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Są sztuczne, a naszym celem jest uczynienie ich naturalnymi i logicznymi, przybliżenie ich widzowi - najpierw jego sercu, a następnie umysłowi. To, co dzieje się w życiu ma bardzo niewiele wspólnego z tym, co jest napisane w scenariuszu. A to, co wydarzy się w tym filmie ma z kolei bardzo niewiele wspólnego z tym, co widniało w scenariuszu. Tak właśnie kręcę filmy. Nie wierzę, żeby film był skończony już na etapie, w którym producent mówi ci, że to piękny scenariusz.

Co łączy ten film z twoimi poprzednimi dziełami?

Gdyby ktoś zapytał mnie, co robiłem przez ostatnie 20 lat, to powiedziałbym, że jestem twórcą koncentrującym się na ukazaniu procesu rozkładu i demistyfikacji rodziny. Według mnie we wszystkich krajach stanowi ona nadal centralny motyw sztuki.

Czy ostateczny rozkład rodziny jest nieunikniony?

Ojciec wszędzie jest ojcem, a syn wszędzie synem, ale potem dochodzą szczegóły. Na przykład w Anglii bardzo łatwo o sytuację, w której ojciec musi wybrać między synem i młodszą kobietą, w której się zakochał. Te właśnie szczegóły składam się połączyć w coś uniwersalnego.

Zaczęło się od chęci zrobienia filmu o tych uniwersalnych wartościach czy od obrazu osła na torach kolejowych?

Nigdy nie przestałem wierzyć w to, że można nakręcić film tak, jak to robił Frank Capra. Hollywood był jednym z głównych nurtów filmowych XX wieku, bo popierał pewien rodzaj idealizmu, który podoba mi się z filozoficznego i kinematograficznego punktu widzenia. W swoich filmach staram się zgłębić ludzkie instynkty, a zwierzęta stanowią część tych poszukiwań... Osioł stale stara się odebrać sobie życie - co nie jest zbyt często spotykane - a ostatecznie w gruncie rzeczy ratuje je innemu samobójcy.

Martwisz się o to, jak twoje filmy są postrzegane w twym kraju ojczystym?

Myślę raczej o całym świecie. Według mnie najpotężniejszą bronią – tym, co zabija ludzi – są emocje, a tych mojemu filmowi nie brakuje. Dla przeróżnych ultra-nacjonalistów, którzy rozpoczęli tę wojnę, prawdopodobnie będzie on nie do przyjęcia, lecz reszta publiczności powinna wynieść z niego coś, czego potrzebuje. Ludzie mają potrzebę identyfikowania się z uczuciami, które wywołała zakończona właśnie wojna.

Czy była ona nieunikniona?

Według mnie cywilizację napędza cykl zysk-kapitał-wojna-zysk-kapitał-wojna. Niestety żaden kraj świata - a zwłaszcza te najpotężniejsze - nie byłby najbardziej znaczącym np. w dziedzinie komputerów, gdyby nie budował jednocześnie swej potęgi militarnej. Gdy więc nadchodzi czas wielkich przemian, jak to było na przykład po upadku muru berlińskiego, powstaje trzęsienie ziemi, które podkopuje małe, nie do końca wykształcone społeczności, takie jak kraje Półwyspu Bałkańskiego. Według mnie jest to nieuniknione. W filmie cierpiąca na paranoję i schizofrenię żona Luki ciągle powtarza, że nadchodzi wojna, a Luka – trzeźwo myślący inżynier – za każdym razem odpowiada „Na świecie jest zbyt wielu normalnych ludzi. Wojna nigdy nie nadejdzie.” W końcu jednak okazuje się, że my, którzy podobnie jak Luka wierzyliśmy, że wojna nigdy nie wybuchnie, byliśmy w błędzie. I wtedy trzeba już przyznać, że najwyraźniej była ona nieunikniona.

Jak byś opisał swoje podejście do kręcenia filmów?

Kino jest jedyną dyktaturą, jaka się ostała. Wszystko inne staje się demokracją. Gdy więc urządzam casting, to robię to jako dyktator. Gdy kręcę film, jestem kochanym dyktatorem. Gdy zaś go kończę, kocham wszystkich, którzy przy nim pracowali. W pewnym sensie czuję się jak szaman prowadzący grupę ludzi, którzy porzucają swe dotychczasowe życia i podążają tam, gdzie im wskażę. Wszystko, co widzicie na ekranie, zrodziło się w moim mózgu. Mam nadzieję, że Dostojewski cierpiał podczas pisania swych powieści tak bardzo, jak ja podczas kręcenia filmów.

Co było trudniejsze do sfilmowania: zgiełk wojny, czy miłość?

Historie miłosne... Najtrudniejszą sprawą jest zbliżyć aktorów do siebie w sposób wiarygodny, a następnie sprawić, by tych dwoje ludzi stało się częścią pięknej scenerii, w której kręcimy film. Scenerii, która potwierdza lub kontrastuje z tym, co czują względem siebie i względem życia. To naprawdę trudne, bo musisz ciężko pracować i przez 6 miesięcy budzić się o szóstej nad ranem, by wykorzystać najlepszą część dnia.

Czy myślisz, że teraz ludzie z większym cynizmem będą podchodzić do kwestii miłości ponad podziałami, miłości pomiędzy muzułmańską kobietą i serbskim mężczyzną?

Tak, ale tylko jeśli nie sprawisz, że w nią uwierzą. Możesz być cyniczny w każdej kwestii, lecz gdy widzisz kobietę równie piękną, co ta, która gra w filmie, i mądrego mężczyznę, jakim jest Luka, to zapominasz o wszystkich innych szczegółach.

Czy jesteś zadowolony z efektów swojej pracy?

Jestem przekonany, że udało mi się tchnąć w celuloid uczucie przy jednoczesnej dbałości o strukturę filmu. Myślę też, że uda mi się urzeczywistnić swą wizję wolności, gdy zobaczę jak mój film podnosi temperaturę na salach kinowych i ciśnienie krwi u ludzi go oglądających. Wierzę, że ten film tego dokona.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Życie jest cudem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy