"Zwyczajna historia": KRYTYCY O FILMIE
"Mój film pokazuje Tajlandię w pigułce - mówiła we Wrocławiu Anocha Suwichakornpong, przyjaciółka Apichatponga Weerasethakula, który w tym roku zdobył w Cannes Złotą Palmę. Ale jednocześnie to przypowieść o cykliczności świata i natury, zgodna z rytmem, w który wierzą buddyści. W filmie powracają więc widziane już wcześniej ujęcia, fantazje i wspomnienia z przeszłości, migawki zdrowego jeszcze, zbiegającego po schodach Ake, a wreszcie obrazy wybuchającej gwiazdy i rozmowy o supernowej. Ale powraca też polityka - dyskretnie przemycona, jak w finale, w którym widać demonstracje i transparent z napisem The Last War - polityka. Czy to nie ona stoi za wypadkiem Ake? Tak przecież rozumieć można jego opowieść z offu, w której metaforyczny lot w stronę nieba przeszywa pojedynczy strzał, ostry ból i zapach krwi."
Paweł T. Felis, Gazeta Wyborcza, 2.08.2010
"Wybitny debiut Tajki Anochy Suwichakornpong (...) zaskakuje wnikliwą obserwacją psychologiczną wykraczającą znacznie poza schematyczną doraźność. (...) Utrzymany w poetyce małego realizmu, film niepostrzeżenie zamienia się w symboliczną przypowieść nie tyle o współczesnej Tajlandii, co o ludzkiej egzystencji w ogóle, widzianej z perspektywy Wielkiego Wybuchu, ewolucji kosmosu i wygasania gwiazd. Niezwykle subtelne kino zapowiadające wielką indywidualność reżyserską na miarę Apichatponga Weerasethakula".
Janusz Wróblewski, Polityka, 15.05.2010
"W Zwyczajnej historii opowieść o intrygującej, erotycznie nieobojętnej relacji pomiędzy sparaliżowanym chłopakiem a jego opiekunem, zostaje wpleciona nie tylko w buddyjską przypowieść o nieustającym odradzaniu się życia w wymiarze indywidualnym i kosmicznym, staje się także metaforą politycznej sytuacji dzisiejszej Tajlandii, rozdartej napięciami społecznymi".
Anita Piotrowska, Tygodnik Powszechny, 8.08.2010
"Zwyczajna historia była wydarzeniem konkursu. Na pierwszy rzut oka to banalna opowieść o codzienności sparaliżowanego chłopca, który ma lepszy kontakt z pielęgniarzem, niż z oschłym, zamkniętym w sobie ojcem. Tyle że Anocha - łącząc paradokumentalne zdjęcia, olśniewające wizualnie sekwencje jak z teledysku i postpunkową muzykę - zbudowała wielowymiarową metaforę. Niewykluczone, że we Wrocławiu obejrzeliśmy narodziny nowej gwiazdy azjatyckiej kinematografii. Jej film jest metafizyczną refleksją nad światem, a także dyskretnym studium sytuacji politycznej i społecznej Tajlandii".
Rafał Świątek, Rzeczpospolita, 2.08.2010