"Żona doskonała": WYWIAD Z REŻYSEREM
POCZĄTKI. Od dawna chciałem nakręcić film o miejscu kobiet w społeczeństwie i polityce. Jakieś 10 lat temu zobaczyłem sztukę "Potiche" Barilleta i Grédy'ego i od razu pomyślałem, że to doskonały materiał na film. Jednak opracowanie jej na swoją modłę, adaptacja i uwspółcześnienie materiału zajęły mi sporo czasu. Czułem, że można nadać jej ton i tempo zwariowanych komedii, ale nie chciałem, by film był nieaktualny i oderwany od współczesnych realiów. Do rozpoczęcia realizacji skłoniły mnie dwa wydarzenia: spotkanie z braćmi Altmayer, którzy zaproponowali nakręcenie politycznego filmu o Nicolasie Sarkozym w duchu "Królowej" Stephena Frearsa, oraz wybory prezydenckie we Francji w 2007 roku, podczas których z zainteresowaniem śledziłem kampanię Ségol?ne Royal.
ADAPTACJA SZTUKI. Szybko zrozumiałem, że zaadaptowanie tej sztuki będzie zupełnie innym procesem, niż w przypadku dwóch poprzednich dramatów, które przeniosłem na ekran. Tamte rozgrywały się w zamkniętej przestrzeni, dlatego cechowała je zamierzona teatralność. "Krople wody na rozpalonych kamieniach" opowiadały o emocjonalnej alienacji i poczuciu uwięzienia w związku. "8 kobiet" było z kolei okazją do zamknięcia grupy kobiet - aktorek - w klatce i obserwacji ich zachowań. Natomiast "Potiche: Żona doskonała" to opowieść o wyzwoleniu. O wyjściu Suzanne z klatki i jej próbie zmierzenia się ze światem. Dlatego nakręciłem go głównie w plenerach, choć poprzednio wspomniane produkcje w całości powstały w studio. Podczas pracy nad adaptacją zdałem sobie sprawę, że wystarczy podrasować kilka szczegółów już obecnych w tekście, by stworzyć nawiązania do współczesnego społeczeństwa i bieżącego klimatu politycznego. Dziś znacznie więcej kobiet prowadzi przedsiębiorstwa i ubiega się o urzędy, ale wiele problemów i zachowań, z jakimi się spotykają, nie zmieniło się od 30 lat. Sztuka kończy się przejęciem fabryki przez Suzanne, która porzuca zarówno męża, jak i kochanka - komunistę. Ja dodałem trzeci akt, w którym mąż ponownie obejmuje kontrolę nad zakładem. Sfrustrowana, upokorzona Suzanne postanawia wejść w świat polityki i zemścić się na mężu. Pomysł politycznej kariery pojawia się już w oryginalnym tekście sztuki, gdzie Suzanne żartem zapowiada: "Pewnego dnia będę kandydować na prezydenta. Skoro kieruję fabryką, mogę pokierować i Francją!".
Podczas pracy nad scenariuszem regularnie spotykałem się z Pierre'em Barilletem i dawałem mu do przeczytania kolejne wersje tekstu. Pierre był skory do pomocy, podsunął mi wiele pomysłów i nie sprzeciwiał się zmianom, które wprowadzałem. Przeciwnie: cieszył się, że jego sztuka zyskuje nowe życie. Nie traktował moich poprawek jako zdrady wobec oryginału, lecz nadanie mu nowego wymiaru.
ZACHOWANIE KONTEKSTU LAT 70. Pozostawienie czasu akcji w latach 70. pozwoliło na odrobinę dystansu i aluzje do obecnego kryzysu gospodarczego podane w żartobliwym tonie, na którym bardzo mi zależało. Przeniesienie fabuły do współczesności pozbawiłoby film lekkości. A postać Babina nie odgrywałaby w intrydze większej roli, podczas gdy w tamtych czasach Partia Komunistyczna cieszyła się 20-to procentowym poparciem. Warto również zauważyć, że francuskie społeczeństwo było wtedy znacznie bardziej podzielone. Prawicowcy nie zadawali się z lewicowcami, i odwrotnie. Żyli w dwóch odrębnych światach, szczególnie na prowincji. Żona właściciela fabryki sypiająca z komunistycznym posłem popełniała niewybaczalne wykroczenie!
Odtworzenie lat 70. sprawiło mi ogromną frajdę. Byłem wtedy dzieckiem i grzebanie we wspomnieniach dało mi dużo radości. Nie chciałem jednak uderzyć w nostalgiczny ton, ani popadać w stereotypy w rodzaju spodni dzwonów, psychodelicznego oranżu i rewolucji seksualnej. Chciałem stworzyć stosunkowo realistyczny obraz lat 70. Tym bardziej, że historia rozgrywa się w małym miasteczku, gdzie nie zawsze nowe mody i postawy przyjmują się natychmiast. Suzanne ubiera się raczej w stylu lat 60., a nawet 50.
OD THÉÂTRE DE BOULEVARD DO MELODRAMATU. Sztuka wydała mi się bardzo zabawna, ale najbardziej poruszyła mnie w niej niemal tragiczna więź pomiędzy Suzanne i Babinem. Ma duży potencjał melodramatyczny: upływ czasu, starzenie się, rozczarowanie miłością, swoista melancholia... Bardzo mi się podobała scena, w której Babin proponuje Suzanne wspólne życie, ale ona odpowiada, że są za starzy na takie rzeczy. Czułem, że warto ten moment nieco pozbawić ironii i komizmu, potraktować trochę bardziej poważnie. Sztuka została napisana z myślą o aktorce komicznej Jacqueline Maillan, która grała ją zgodnie ze swoim emploi. Widzowie szli na nią do teatru, by się pośmiać, dlatego jej Suzanne od początku charakteryzował humorystyczny dystans: nie przejmowała się, gdy jej mąż lub córka robili jej przykrość. I tak zawsze miała ostatnie słowo.
Chciałem jednak, by w filmie jej postać czuła ból i upokorzenie z powodu zniewag i psychologicznego maltretowania, którego pada ofiarą; by aktorka grała na poważnie. Dlatego pierwsze sceny - podczas których w teatrze publiczność zrywała boki - są w filmie znacznie okrutniejsze. Pozbawienie ich żartobliwego ujęcia sprawia, że czujemy większą satysfakcję, gdy Suzanne zrzuca kajdany. Chciałem, by widz utożsamiał się z tą "żoną paprotką, która nie chce już ozdabiać półki", by przejmował się jej losem. Pod tym względem "Potiche" jest filmem feministycznym: emocjonalna podróż postaci nie jest tu przedmiotem drwin. Jako publiczność lubimy Suzanne, kibicujemy jej i cieszymy się, gdy rozkwita, jak w amerykańskich historiach o sukcesie.
We Francji théâtre de boulevard (teatr bulwarowy) to gatunek obejmujący lekkie, rozrywkowe, nierzadko skandalizujące komedie. Bohaterowie łamią wszelkie możliwe normy - społeczne, rodzinne, emocjonalne i polityczne - by na końcu i tak spaść na cztery łapy. Pochodząca z klasy średniej publiczność lubi pośmiać się z frywolnych i nieco zatrważających zwrotów akcji, byle w finale wszystko wróciło do normy. W mojej adaptacji starałem się na serio poruszyć widza: Suzanne jako kobieta osiąga swoją prawowitą pozycję w społeczeństwie, a jej syn żyje w kazirodczym związku.
CATHERINE DENEUVE JAKO POTICHE. Zamiast szukać marnej imitacji Jacqueline Maillan, postanowiłem obsadzić rolę Suzanne nietypowo i zaproponowałem ją Catherine Deneuve, która podczas współpracy przy "8 kobietach" udowodniła mi, że potrafi oddać wielowymiarowość postaci i nadać jej głębię, która pozwoli widzowi utożsamić się z bohaterką. Catherine jest świetną aktorką: urzeczywistnia odgrywane sytuacje, a jej postaci budzą empatię. Na początku Suzanne jest karykaturalna, podobnie jak pozostali bohaterowie filmu. To miła, pokorna żonka małomiasteczkowego właściciela fabryki, ale z czasem uwalnia się od tego stereotypu i przechodzi kolejne przemiany, by stać się inną kobietą. Postać ze sztuki to tylko punkt wyjściowy: chciałem przyjrzeć się jej z bliska i w ostatniej scenie pokazać w niej aktorkę.
Ponowna współpraca z Catherine była prawdziwą przyjemnością. Na planie "8 kobiet" panowała bardziej napięta atmosfera, a poza tym tam aktorki stanowiły zespół, dlatego narzuciłem sobie pewnego rodzaju neutralność - Catherine była jedynie jedną z ośmiu. Nie mogliśmy stworzyć bliższej relacji, jaka odpowiadałaby nam obojgu. Natomiast przy "Potiche" od początku trzymaliśmy sztamę. Spotkałem się z nią na samym początku pracy nad filmem, jeszcze zanim znalazłem producentów. Zapytałem "Chciałabyś zagrać taką 'paprotkę'?". Bardzo się zapaliła do projektu. A dla mnie było ważne, by uzyskać jej zgodę zanim ruszy machina realizacyjna. Catherine uczestniczyła w kolejnych fazach pracy: opracowaniu scenariusza, produkcji, dobieraniu obsady. Bardzo silnie zaangażowała się w swoją postać, którą pokochała. Mieliśmy mnóstwo frajdy podczas zdjęć.
MĘŻCZYŹNI SUZANNE. Do towarzystwa dla mojej Suzanne potrzebowałem dwóch zawodników wagi ciężkiej: silnych mężczyzn, którzy będą dla siebie godnymi rywalami. Dwóch francuskich aktorów o różnych technikach aktorskich.
Pytanie o ekranowego kochanka dla Catherine Deneuve natychmiast przywołuje na myśl Gérarda Depardieu. Tak wiele razy grali parę, że ten pomysł nie mógł nie wypalić. Jest między nimi wprost niezwykła chemia. Wiedziałem, że wspólne spędzanie czasu ich ucieszy, a widzowie chętnie ich obejrzą w roli dawnych kochanków odnawiających romans. Babin jest jedną z moich ulubionych postaci. To beznadziejny romantyk, żyjący przeszłością i ożeniony ze swymi poglądami politycznymi. Jednocześnie to najbardziej poruszająca postać: chce zmienić swoje życie, zostać ojcem, być z Suzanne, zaznać komfortowej egzystencji klasy średniej. "A mnie nie wolno być szczęśliwym?". Nie wyobrażam sobie nikogo prócz Gérarda Depardieu w roli tego silnego, niezgrabnego mężczyzny, który zaskakuje wrażliwością i sentymentalizmem. Gérard z miejsca odnalazł w tym bohaterze komizm i znajome cechy. Fryzurę Babina zainspirowało słynne uczesanie francuskiego działacza związków zawodowych Bernarda Thibaulta.
Fabrice Luchini był oczywistym kandydatem do roli Roberta Pujola. Pomyślałem, że zestawienie go z Catherine Deneuve będzie ryzykownym, ale ciekawym eksperymentem. Mają zupełnie odmienny styl pracy i podejście do aktorstwa, występowali w bardzo różnych filmach. Tworzą przedziwną parę, podobnie jak Robert i Suzanne. Pomyślałem, że to doda ich interakcjom komizmu.
W sztuce Robert jest stereotypowym podłym mężem i szefem. Zachowuje się w sposób kołtuński, nieszczery i despotyczny w stosunku do swoich pracowników i rodziny, podobnie jak postacie grywane przez Louisa de Fun?sa w latach 70. Z przyjemnością nadałem mu jeszcze inny, bardziej dziecinny rys osobowości. Pod koniec filmu ten mężczyzna reprezentujący bezkompromisowe zarządzanie i męski szowinizm zamienia się w małego chłopca pokonanego przez żonę - wślizguje się do jej sypialni i błaga o pocałunek. Fabrice wiedział, jak bardzo cenię jego role w filmach Erica Rohmera, dlatego z początku zdziwił się, że proponuję mu zagranie tak nietypowej dla niego postaci. Ale wkrótce ją docenił i film wzbogacił się o żywe, przerysowane, zwariowane aktorstwo Luchiniego. To nieustraszony aktor, który potrafi odnaleźć humor w najdrobniejszych detalach.
DZIECI SUZANNE. Trzy pozostałe postaci - dzieci i sekretarka - nie były zanadto rozwinięte w sztuce i nie istniały niezależnie od głównej bohaterki. Dlatego postanowiłem opisać ich historie, wzbogacić je.
Podobnie jak to czynił Douglas Sirk w swoich filmach, pragnąłem pokazać sytuacje, w której dzieci bywają bardziej konserwatywne od rodziców. Zwłaszcza w przypadku córki Suzanne, Joëlle, która nie przechodzi w filmie wielkiej przemiany, ale ujawnia swój prawdziwy charakter. Na początku ta córeczka tatusia uważa się za kobietę nowoczesną i krytykuje matkę za staroświeckość. Ale gdy ta wyzwala się z jarzma dotychczasowego życia, Joëlle gubi się w nowej sytuacji: okazuje się, że to ona jest konserwatystką, niewolniczką konwenansów, niezdolną do wzięcia rozwodu albo podjęcia decyzji o aborcji, niepotrafiącą odnaleźć swojej wolności.
Już podczas zdjęć próbnych Judith Godr?che pojęła, że Joëlle musi być rozpuszczoną smarkulą, która potrafi mimochodem rzucać najokrutniejsze uwagi i się przy tym uśmiechać. Judith nie przejmowała się, czy jej postać da się polubić: z radością wcieliła się w czarny charakter. Bawiła ją też metamorfoza zewnętrzna: stylizacja na Farrah Fawcett, układanie jej blond włosów w kaskadę pukli i niezwykle promienny uśmiech. Joëlle wygląda na najbardziej postępową postać filmu, ale w głębi duszy jest najbardziej konserwatywna.
Syn Suzanne, Paul, to postać rodem z komedii Moliera. Zgodnie z tradycją znaną choćby z filmów Jacques'a Demy'ego, młodzi ludzie niewinnie inicjują związek kazirodczy, a napięcie rozładowywane jest deus ex machina. Z początku nie planowałem uczynić Paula homoseksualistą, ale potem pomyślałem, że to ciekawy zwrot akcji - jeśli kazirodcze relacje łączą dwóch mężczyzn, pojawia się pytanie: czy to nadal kazirodztwo, skoro nie ma ryzyka spłodzenia potomstwa? Zaskakującym obrotem sprawy nie jest to, że Paul okazuje się być gejem - to dość oczywiste niemal od samego początku - lecz, że nieświadomie wdał się w romans z przyrodnim bratem. Lub kimś, kto może nim być.
Cieszę się, że znów miałem okazję pracować z Jérémiem Renierem, dziesięć lat po "Zbrodniczych kochankach" (1999). Z uwagą śledzę jego karierę i podziwiam go jako aktora. W tym filmie chciałem, by był roześmiany, promienny, radosny i seksowny, choć zazwyczaj grywa mroczniejsze postacie. Jego blond włosy i smukła sylwetka idealnie pasowały do stylizacji na lata 70.
SEKRETARKA. Karin Viard stwierdziła, że jej bohaterka też powinna zdobyć świadomość polityczną i się wyemancypować, a nie tylko kserować dokumenty, jak w sztuce. Gdy szefa zastępuje szefowa, sekretarka zaczyna dojrzewać wewnętrznie. "Teraz już wiem, że nie trzeba rozkładać nóg, żeby dokądś zajść!". Jej przemowę ze słowami "wtedy będziesz sekretarką" nawiązującymi do wiersza Rudyarda Kiplinga "Jeżeli" usłyszałem w programie telewizyjnym o szkołach sekretarek . Aż do etapu montażu nie byłem pewien, czy ją wykorzystać. Jest dość surrealistyczna i pozbawiona uzasadnienia narracyjnego - poza tym, że odnosi się do społecznej pozycji kobiet - ale Karin tak wspaniale ją zagrała, że postanowiłem ją zachować. Karin nie obawia się grania stereotypów, którym i tak się wymyka dzięki głębi i sile emocji. Była idealna do tej roli.
MUZYKA I PIOSENKI. Nie widziałem powodu, by robić ze sztuki musical, ale chciałem podkreślić czas akcji poprzez wykorzystanie ówczesnych piosenek i muzyki.
Poprosiłem Philippe'a Rombi, autora ścieżki dźwiękowej, by nawiązał stylistyką do komedii z lat 70. i twórczości Vladimira Cosmy czy Michela Magne. A także, by stworzył dwa typy ilustracji muzycznej - jedną komiczną, powiązaną z Robertem Pujolem, a drugą sentymentalną, towarzyszącą miłości Suzanne i Babina. Film sunie w dwóch różnych kierunkach - do Fabrice'a Luchiniego i do Gérarda Depardieu. Catherine Deneuve stoi po środku, więc całość oscyluje między komedią a melodramatem.
Utwór "Emm?ne-moi danser ce soir" Mich?le Torr był w latach 1977-78 najpopularniejszą piosenką we Francji. Opowiada o kobiecie, która prosi męża, by poświęcał jej tyle uwagi, co kiedyś. Właśnie tak czuje się Suzanne na początku filmu. Pokazując Catherine tańczącą i śpiewającą w kuchni chciałem przedstawić rzeczywistość bohaterki, jej codzienne zajęcia. I zasugerować, że ona mimo wszystko jest szczęśliwa w tej swojej kuchni. Gdy skończyliśmy kręcić tę scenę, po nastym opróżnieniu zmywarki Catherine powiedziała: "Przypomniała mi się scena z ciastem miłości z 'Księżniczki w oślej skórze'". Nie odkryłem wcześniej tego podobieństwa, ale Catherine wzruszyła mnie tą uwagą.
Do sceny tańca w Badaboum Benjamin Biolay zasugerował piosenkę, której nie znałem: wykonuje ją zespół Il était une fois i nosi tytuł "Viens faire un tour sous la pluie". Utwór miał dwie podstawowe zalety - pochodzi z przedstawionych czasów i ma dwa różne tempa: wolne i szybsze dyskotekowe, w duchu Bee Gees. Taniec Suzanne i Babina jest właściwie hołdem dla legendarnej pary Deneuve/Depardieu. Jest celowo nienaturalny. Aktorzy patrzą w kamerę. To taka chwila istniejąca w zawieszeniu, odrobina magii. Nie dążę tutaj do realizmu, chcę wydobyć kwintesencję radości tych dwojga ze wspólnie spędzanego czasu i wzajemnych uczuć.
Piosenkę "C'est beau la vie", którą Suzanne śpiewa na koniec filmu, napisał w latach 60. Jean Ferrat dla Isabelle Aubret po jej poważnym wypadku samochodowym. Umieszczenie utworu w kontekście politycznym - podczas zwycięskiego wiecu, u kresu drogi Suzanne ku wyzwoleniu - nadaje jej innego wydźwięku. Obaj z Benjaminem Biolayem chcieliśmy, by głos Catherine wybijał się z tła: naturalny, nieupiększony, prawdziwy i kruchy.
W scenariuszu nie było wzmianki o Babinie słuchającym Suzanne w radio, ale zaimprowizowaliśmy tę scenkę z Gérardem pod koniec zdjęć. Chciałem pokazać go na ekranie ostatni raz, już po rozmowie telefonicznej, więc włączyłem muzykę, by zobaczyć, co wtedy zrobi. Moment, w którym słucha głosu Catherine i wtóruje jej podśpiewując piosenkę, był jedną z najbardziej wzruszających chwil na planie.