"Żołnierze mafii": AKTORZY O FILMIE
Benoît Magimel, przyjął proponowaną mu rolę Francka natychmiast po przeczytaniu scenariusza. O swoim pierwszym wrażeniu opowiada się następująco:
Bardzo spodobała mi się konstrukcja filmu, w której każda z postaci zostaje w danym momencie filmu rzucona w sam środek historii. Drugą rzeczą jest realistyczny opis mafijnego świata. "Żołnierze mafii" to bardzo szczegółowe spojrzenie w głąb środowiska, które uległo zmianom. Złe charaktery zawsze fascynowały kino i jego odbiorców (?)
Kino i świat przestępczy zawsze stanowiły swego rodzaju naczynia połączone. Przestępcy inspirują się tym, co widzą na ekranie, kino zaś czerpie inspirację ze środowiska mafijnego. Na przykład niektórzy gangsterzy z Little Italy chcą wystąpić w choć jednym odcinku "Rodziny Soprano" ponieważ pragną być rozpoznawani.
Z drugiej strony, niektóre fikcyjne postaci, jak Tony Montana czy Michael Corleone, stały się wzorami czy też symbolami sukcesu dla wielu młodych z mojego pokolenia. Ich władza, siła, umysł, charyzma czy sukcesy sprawiały, że chcieliśmy się z nimi identyfikować, z racji tego, że sami byliśmy mało rozpoznawalni i brakowało nam pewności siebie.
Prawo silniejszego obowiązuje od zarania dziejów i ogólnie rzecz biorąc, metody stosowane przez człowieka niewiele się zmieniły. "Żołnierze mafii" to odbicie naszego społeczeństwa. Lubię ten rodzaj filmów, ponieważ podobnie jak w westernie, podejmuje się tematykę uniwersalnych mitów. Tak jak "Człowiek z blizną" jest tragedią, tak i "Żołnierze mafii" to o wiele więcej niż zwykła opowieść o gangsterach. Ten film tłumaczy wiele rzeczy dotyczących najbardziej pierwotnych ludzkich instynktów, chęci dominacji, władzy, chciwości, pieniądza, przemocy, świata,
w którym żyjemy.
Także Philippe Caubere podkreśla, że podobnie jak dramat szekspirowski, film Schoendoerffera nie boi się pokazać skrajnej gwałtowności. Tytus Andronikus obcina sobie ręce, nogi, nos. Przemoc jest stara jak świat, ale dziś największą siłę oddziaływania ma pieniądz. Frédéric ukazał to wszystko z chłodnym dystansem oraz klasycznym tragizmem.
"Żołnierze mafii" to duży powrót na ekrany Caubere'a, legendy francuskiego teatru. Po 15 latach nieobecności na ekranach, wielu odrzuconych ofertach, zaskoczył wszystkich - postanowił przyjąć propozycję Schoendoerffera i wcielił się w rolę Cortiego.
Nie mogłem odrzucić takiej roli. Więcej - miałem dziką ochotę ją zagrać. Każdy aktor chce pewnego dnia zagrać czarny charakter. Moje pokolenie zachwycało się filmami Coppoli, Lumeta, Pollacka, De Palmy. "Ojciec chrzestny", "Serpico", "Pieskie popołudnie", "Człowiek z blizną". Marzyłem o tego rodzaju kinie, w którym można się kompletnie zatracić, ale monopol na nie mieli Amerykanie. Kiedy oglądałem "Sceny zbrodni" uderzyło mnie mistrzostwo i oryginalność pracy Frédérica Schoendoerffera, byłem też pod wrażeniem tego, jak pokierował Monicę Bellucci w "Tajnych agentach". Od pierwszego spotkania nadawaliśmy na tych samych falach. Frédéric powiedział mi wtedy "Uprzedzam, to brutalny film". Odpowiedziałem mu na to: "Mam taką nadzieję!"