Reklama

"Zodiak": ROZMOWY

Filmowcy współpracowali blisko z Bryanem Hartnellem i z policjantami, którzy zajmowali się sprawą, by zrozumieć, co wydarzyło się nad jeziorem Berryessa 27 września 1969 r.

Szeryf okręgu Napa, detektyw Ken Narlow nie był jednym z oficerów dyżurnych obecnych na miejscu zbrodni tego dnia - byli nimi policjanci John Robertson i David Collins. Ale Narlow, wówczas sierżant śledczy, nadzorował wtedy śledztwo w sprawie zabójstwa. Obecnie jest już na emeryturze i wciąż pełni rolę konsultanta wydziału szeryfa okręgu Napa w sprawie Zodiaka, do dziś otrzymując wskazówki. "Myślę, że on mnie nigdy nie opuści" - mówi.

Reklama

"Byłem wtedy nad jeziorem Berryessa, gdy kręcili scenę zadźgania i kiedy pracowali nad sceną pisania (przez Zodiaka) ręką na samochodzie" - mówi. - "Pamiętam, że była godzina 18.00 w sobotę" - czas napadu. - "Bolało, gdy to oglądałem. Zamiast pistoletu, do zabicia tych dzieciaków użył noża. Moim skromnym zdaniem, Cecylia otrzymała dwa razy więcej ciosów niż Bryan Hartnell, a życie uratował mu krzyk Cecilii, który spłoszył zabójcę. Ugodził ją nożem 10 razy - 5 ciosów z przodu i 5 ciosów w plecy. Oczy napełniły mi się łzami, gdy widziałem, jak odgrywali tę scenę. Jestem raczej twardym facetem i nigdy, nawet w najśmielszych przypuszczeniach, nie spodziewałem się, że to tak na mnie wpłynie. Po tych 37 latach. Stałem tam, patrzyłem na kręconą scenę i zastanawiałem się, przez co przeszły te dzieciaki. Zareagowałem na to chyba dość osobiście. Powinniśmy byli złapać tego gościa".

To Collins, obecnie emeryt, jako ostatni rozmawiał z Cecilią, zanim zmarła. "Mojej roli nie ma filmie, ale przeprowadzono ze mną wywiad do wydania na DVD, więc widziałem film. To było przerażające, znieruchomiałem przed ekranem. Poczułem niepokój podczas oglądania, ponieważ film bardzo przypominał rzeczywistość. Trudno mi było go oglądać. Wtedy, gdy byłem z Cecilią tego dnia, cały czas powtarzała "Zimno mi". Zaczynał się u niej wstrząs, więc otuliłem ją płaszczem i tak czekaliśmy na przybycie karetki. Płakała, cała potwornie poraniona. Powtarzała: "Wszystko mnie boli. Daj mi coś przeciwbólowego". Ale nic takiego nie miałem przy sobie".

Zodiak dźgał Bryana, dopóki jego ciało nie zwiotczało, potem zaczął dźgać Cecilię, dopóki nie udała, że nie żyje. Wtedy przestał i odszedł - tak Cecilia powiedziała Collinsowi. "Leżeli związani na kocu. Niedaleko nad jeziorem był rybak. Oboje zaczęli krzyczeć, wzywając pomocy. Początkowo rybak zignorował wezwanie. Potem pomyślał, że może ktoś próbuje go zwabić, żeby go zaatakować. Zaczekał więc około 10 minut, a potem zdał sobie sprawę, że ktoś rzeczywiście potrzebuje pomocy. Oni krzyczeli do niego, mówiąc, że zostali poranieni nożem, i prosząc, by przyszedł im z pomocą. Powiedział im, że pójdzie po pomoc. Nie chcieli, żeby odchodził. On jednak poszedł do właścicieli pobliskiego ośrodka wypoczynkowego zwanego Rancho Monticello Resort. Kiedy poszedł, oni zostali związani na kocu. Nie myśleli, że wróci, więc ich jedyną nadzieją było podjęcie próby wydostania się stamtąd. Cecilia powiedziała mi, że rozwiązali się wzajemnie, ale dopiero gdy ta scena była nagrywana, udało mi się porozmawiać z Bryanem i uzyskać odpowiedź na pytanie, które męczyło mnie przez tyle lat - jak udało im się rozwiązać, skoro stopy i ręce mieli tak mocno związane z tyłu? Byli osłabieni z powodu przebywania w tej pozycji, z powodu utraty krwi i z przerażenia. Bryan powiedział mi, że położyli się plecami do siebie na kocu i dziewczynie udało się rozluźnić więzy. Spróbował poczołgać się po pomoc, ale kiedy dotarliśmy na miejsce, leżał w odległości zaledwie 9 metrów od niej, zanim zasłabł".

Zanim Collins i Robertson przyjechali, na miejscu na przybycie policji i karetki czekali właściciel ośrodka, strażnik leśny, rybak i jego syn. Dojazd na miejsce zajął policjantom 30 minut z powodu natężenia ruchu na górskiej krętej drodze; karetka przyjechała po kolejnych 20 minutach. Od momentu ataku ofiary czekały na ratunek półtorej godziny. Cecilia zmarła w drodze do szpitala.

"Nie udało mi się porozmawiać z Bryanem tamtego dnia. Cecilia nie pozwalała mi się zostawić ani na chwilę" - mówi Collins. - "Wystarczyło na nią spojrzeć, by wiedzieć, że nie mogłaby skrzywdzić nikogo. Była ładną, delikatną młodą damą. ... Sprawca niczego nie zabrał. Chciał tylko zabić".

Choć Cecilia jako jedyna z dwojga widziała twarz Zodiaka tego dnia, zanim założył kaptur, powiedziała Collinsowi, że nigdy wcześniej nie widziała tego napastnika. "Osobiście nie wierzę, by podejrzany został zidentyfikowany" - mówi. - "Jeśli jeszcze żyje, nadal jest na wolności".

Mimo tych wszystkich szczegółów i wszystkich dowodów zebranych przez lata, jedno jest, zdaniem Fischera, zaskakująco jasne. "Pamięć jest subiektywna z natury i choć upływ czasu rzadko służy wyostrzeniu traumatycznych wydarzeń, to wspomnienia tych, którzy uczestniczyli w takich wydarzeniach, są bezcenne" - mówi. - "W jednym przypadku raport policyjny zmylił pamięć policjanta z Vallejo, który był całkowicie pewien, że Mike Mageau opisał broń Zodiaka jako głośną, bez tłumika. Kiedy przeczytałem mu raport tego emerytowanego już oficera, według którego Mageau powiedział: że "usłyszał przytłumione dźwięki, podobne do pistoletu z tłumikiem", policjant powiedział, że zapamiętał te słowa inaczej, ale przyznał, że fakty były prawdziwe. Ze swojej strony Mageau pamiętał dość dobrze, że dźwięk był przytłumiony. W rzeczywistości zdał sobie sprawę, że ktoś strzela, dopiero gdy trafiła go druga czy trzecia kula. Powiedział mi, że kiedy poczuł nagły ból w karku w wyniku pierwszego strzału, wydawało mu się, iż napastnik uderzył go latarką". Do znalezienia Mageau Fischer zatrudnił prywatnego detektywa. Mageau siedział w więzieniu za włóczęgostwo, a Fischer rozmawiał z nim przez więzienny wideofon. "Fascynująca była możliwość porozmawiania bezpośrednio z kimś, kto tam był, kto spotkał Zodiaka twarzą w twarz" - mówi Fischer. Mageau i Hartnell - jedyni, którzy przeżyli - strawili swe życie, lawirując w prawnej rzeczywistości, choć ich doświadczenia były zupełnie odwrotne.

George Bawart, obecnie emeryt, został poproszony przez wydział policji w Vallejo o współpracę z filmowcami. "Wydział policji w Vallejo współpracuje z nimi w 100 procentach, ponieważ ma nadzieję, że kiedy film się ukaże, ktoś wskaże coś konkretnego, co pozwoli raz na zawsze rozwiązać tę sprawę".

W dniu 4 lipca 1969 r. Bawart był w policji sierżantem. Jego przełożony, nieżyjący już Jack Mulanax, był detektywem prowadzącym tę sprawę. Kilka lat później to Bawart miał nadzorować trwające śledztwo w sprawie Zodiaka. Atak na Ferrin i Mageau Bawart komentuje tak: "Wtedy nie było to jeszcze śledztwo w sprawie seryjnego mordercy. Chodziło o zabójstwo dwojga młodych ludzi na dróżce dla zakochanych i było ono traktowane jak każde inne zabójstwo. Sprawcą mógł być zazdrosny chłopak. Wszystko jednak się zmieniło po zabójstwach nad jeziorem Berryessa. Krótko potem zaczęły nadchodzić listy. Kiedy zaczął się szum medialny, wszyscy zaczęli się obawiać, że możemy mieć do czynienia z seryjnym mordercą". Bawart nie był jednym z oficerów dyżurnych, którzy dotarli na miejsce zbrodni, a w sprawę zaangażował się dopiero w 1971 r., gdy rozpoczął dochodzenie w sprawie Arthura Leigh Allena, który był głównym podejrzanym. To właśnie Bawart rozmawiał z Mageau 25 lat później na lotnisku, gdy ukazała się książka Graysmitha. "Wszyscy przejęli się tym, że Mageau zidentyfikował Leigh Allena jako Zodiaka" - mówi. - "Kiedy spotkałem się z nim na lotnisku, powiedziałem: "To zestaw zdjęć" i tyle. A on go wskazał. Zapytałem, skąd u niego taka pewność, a on odpowiedział: "Wiem. Spojrzał na mnie i strzelił. Jestem pewien"". Nawet mimo zeznania Mageau jako naocznego świadka Bawart jest przekonany, że dziś obrońca poważnie podważyłby zeznanie Mageau z powodu upływu czasu.

"Dla mnie najlepszym dowodem jest to, co znaleźliśmy w domu Leigh Allena" - mówi Bawart. - "Znaleźliśmy bomby i wiele rzeczy, o których wspominał Zodiak w swoich listach. Zanim uzyskałem nakaz przeszukania, pojechałem do Napy i porozmawiałem z Kenem Narlowem. Zbliżała się rocznica jednego z zabójstw Zodiaka. Media zwietrzyły nasze plany i wydrukowały serię artykułów. Miało to dobre i złe strony. Dobre było to, że pewna kobieta, która o tym przeczytała, zauważyła nazwisko Roberta "Hipisa" Emmetta i powiedziała: "Mój Boże, przecież ja go znam". Do 1992 roku nikt nie wiedział, kim był Robert "Hipis" Emmett Był to Robert Emmett Rodifer, homoseksualista, który kiedyś kierował drużyną pływacką. Arthur Leigh Allen był nurkiem w tej drużynie. Był nieśmiały i cichy, a Rodifer był otwarty. Dlatego poleciałem do Niemiec na rozmowę (z Rodiferem). Powiedział, że pamięta Leigh Allena. "To był ten, co mnie nienawidził" - powiedział. To właśnie przekonało mnie, że Leigh Allen był Zodiakiem. To, jak go opisał i jak na niego reagował".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zodiak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy