Reklama

"Złodziejaszek": WYWIAD Z REŻYSEREM

Dlaczego Marsylia?


Nakręciłem 'Wyśnione życie aniołów' w Lille, gdyż nie znałem tego miasta. W tym przypadku podobna chęć odkrycia miasta spowodowała, że wybrałem Marsylię jako scenerię wydarzeń 'Złodziejaszka'. Istniały jednak i inne czynniki, które pokierowały moim wyborem. Dla tej opowieści, która sama w sobie jest dość ciężka, potrzebowałem otoczenia, które nie podkreślałoby owego ciężkiego, społecznego aspektu. Potrzebowałem otwarcia na słońce, na morze, choć nie widzimy go w filmie praktycznie ani przez chwilę. Miałem też chęć pracować z innym światłem. Poza tym S. pochodzi z centralnej Francji i życzyłem sobie, żeby pojechał do miasta, w którym miałby możliwość spotkania bardzo różnych osób. Marsylia będąca bardzo kosmopolitycznym miastem, umożliwia spotkania wszelkiego rodzaju. Powodem było może również i to, że w wyobraźni S. Marsylia jest miastem szajek, miastem, które w pełni posłuży realizacji jego projektów. No i wreszcie jest to miasto magiczne, urzekające. I gorące, koszmarnie gorące.

Reklama


Jak znalazł pan swoich aktorów?


S. (Nicolas Duvauchelle) został odkryty przez mojego kierownika castingu, Antoine'a Carrdard, w klubie bokserskim w rejonie Paryża. To on również odnalazł Natachę Regnier i Jo Prestię do 'Wyśnionego życia aniołów'. Nicolas uprawiał boks, gdyż był mniej więcej na bezrobociu. Zaczął kursy farmaceutyczne, przerwał je jednak po trzech dniach. Trenował w tym klubie, żeby znaleźć sobie jakieś zajęcie. Nie myślał tak naprawdę, że pewnego dnia zacznie pracować w filmie. Przyszedł na ów casting bez specjalnego przekonania. Spodobało mi się w nim to, że bardzo niewiele mówił, że trudno mu było się wysłowić. Nie będąc profesjonalnym aktorem, Nicolas miał na początku pewne trudności z zachowywaniem się tak, jakby niczego nie wiedział o boksie. Przypominał mi młodego Paula Newmana czy Jamesa Deana. Ma piękny, wyjątkowy głos. Portret Jamesa Deana, który widzimy na początku filmu to przymrużenie oka i co ciekawe, znajdował się już w tym miejscu, nim my do niego dotarliśmy i zmieniliśmy je w plan filmowy. Wszyscy pozostali aktorzy pochodzą z Marsylii, z małymi wyjątkami jak młoda dziewczyna z początku rozgrywającego się w Orleanie, odtwarzana przez Emilie Lafarge. Emilie uczy się w konserwatorium i dostała tę rolę dzięki castingowi. Szukałem bardzo otwartej dziewczyny, mającej w sobie wiele spontaniczności, kogoś niezwykle ludzkiego. I to była dokładnie ona. Jean-Jerome Esposito, filmowy Oko, jest profesjonalnym aktorem pracującym w Marsylii, gdzie prowadzi własny, niewielki zespół teatralny. Jean-Jerome od razu zrozumiał, co może wnieść do filmu. To niezwykle wszechstronny aktor. Chacal (Martial Bezot) nie jest aktorem. Z początku miałem zamiar skontaktować się z zawodowym marsylskim aktorem, którego kiedyś poznałem, ale nie miał on w sobie okrucieństwa Martiala. Zdałem sobie również sprawę, że to czego szukałem w owej postaci, mogłem znaleźć jedynie u amatora. Martial pochodzi z północnej dzielnicy Marsylii i w ciągu kilku minut wiedziałem, że to on. Ma niezwykłą siłę. Doceniam w nim ten rodzaj pasji w dążeniu do realizacji celu. Wśród aktorów grających mniejsze role, znajduje się Zeff, czarnoskóry członek grupy, który jest mistrzem boksu angielskiego i pochodzi z Marsylii. Odkrył, co to są zdjęcia do filmu i wspaniale się w tym odnalazł. Jeśli chodzi o Jo Prestię, starszego brata, tego, którego początkujący złodzieje uważają za swój wzór przestępcy, jest to mój przyjaciel, z którym miałem wielką ochotę znów pracować. Zawsze fascynowali mnie bokserzy, ich spojrzenie, które nigdy nie przestaje być skupione, ich koncentracja, kiedy są na ringu, co Joe wykorzystuje cały czas podczas grania. Jo dwukrotnie był mistrzem boksu tajskiego, uchodził za niezniszczalnego, ale zaprzestał uczestnictwa w zawodach. Jestem przekonany, że jest wielkim aktorem i że ma ogromną siłę dramatyczną. W klubie bokserskim wszyscy statyści to bokserzy, którzy rzeczywiście tam trenują. Odpowiedzialny za salę jest konkurentem mistrza Francji w boksie i w filmie gra rolę sędziego. Był on naszym trenerem na planie.


Jakie stosunki panowały pomiędzy aktorami?


Jo Prestia, znana postać w środowisku bokserów, zrobił duże wrażenie na Nicolasie, bardzo młodym adepcie tego sportu. To pomogło ustalić między nimi wspaniałe stosunki. I tak na przykład, mając na niego wpływ, Jo zdołał sprawić, że Nicolas poczuł zaufanie do samego siebie, które pozwoliło mu zagrać bardzo trudną scenę. Na początku zdjęć Nicolas zachowywał się z dużą rezerwą wobec członków ekipy i innych aktorów, ale minęła ona z końcem pierwszego tygodnia pracy. Okazało się, że to ktoś, kto dużo mówi, ktoś niezwykle fizyczny, czasem dosyć natarczywy. Zdarzyło się nawet raz, że się ze sobą starliśmy. Kręciliśmy scenę treningu w klubie bokserskim i w pewnym momencie Nicolas opuścił plan mówiąc, że chce wracać do Paryża. Nawymyślaliśmy sobie, Nicolas udał, że nie chce więcej przyjmować ciosów, że są bolesne. Przedyskutowałem to z Jo Prestią - zaprzeczył. Zamiast powrotu do Paryża, Nicolas zaszył się jednak w barze naprzeciwko. Po trzech kwadransach poszedłem go odszukać i wyjaśniłem mu spokojnie, na czym polega rola aktora, a na czym rola reżysera. Powiedziałem mu, że to co robię, robię dla niego, dla filmu i to w pełni trafiło mu do przekonania. Od tego momentu nie było w nim więcej rezerwy. Podjął pracę nad sceną od miejsca, w którym została przerwana, z uśmiechem na twarzy, którego tak potrzebowałem. W oka mgnieniu rzeczywiście stał się S. i kiedy kręciliśmy scenę bójki w porcie, Nicolas bił się naprawdę, naprawdę poranił sobie ręce.


Nakręcił pan ten film w ciągu 4 tygodni. Czy był to świadomy wybór?


Nie. 'Złodziejaszek' to film, którego budżet nie przekracza 3.5 miliona franków. Co dziwne, mimo tak niewielkiej ilości czasu, nie przekroczyłem go. Nie chciałem, żeby stało się inaczej. Zdjęcia poszły sprawnie, ale muszę przyznać, że bardzo mi w tym pomogli Pierre Milon, operator, oraz Virginie Wagon, współautorka scenariusza i konsultantka od spraw artystycznych, z którą pracuję od mojego pierwszego filmu krótkometrażowego. Pierrowi i mnie niezwykłą przyjemność sprawiła praca z wykorzystaniem zmiennej ostrości obrazu, z kamerą prowadzoną z ręki. Wiedziałem, że kiedyś zrobię taki film. To był mój punkt widzenia, moja potrzeba artystyczna. Robiliśmy próby z moją kamerą wideo zaopatrzoną w niewielki ekran kontrolny. Niektóre sceny kręciliśmy z Virginie na próbę, w dekoracjach i pokazywaliśmy je Pierrowi lub odwrotnie. Efekt finalny jest rezultatem przemyśleń całej naszej trójki. Na planie starałem się uchwycić na bieżąco zdarzenia. Jeśli wszystko jest z góry ustalone, nie ma miejsca na twórczość.


Jaka jest geneza powstania 'Złodziejaszka'?


Film został nakręcony na zamówienie stacji telewizyjnej Arte na potrzeby cyklu Gauche/ Droit (Lewica / Prawica). Wspólnie z Virginie napisaliśmy scenariusz tuż przed prezentacją 'Wyśnionego życia aniołów' na festiwalu w Cannes, zdjęcia zaś odbyły się tuż po tym wydarzeniu. Wszystkie dialogi zostały napisane. Jedynie Chacal zastąpił pewne słowa ze swych kwestii wyrażeniami, których używa na co dzień. Kiedy rozpocząłem redagowanie scenariusza 'Wyśnionego życia aniołów', napisałem jedną scenę, w której młody adept zawodu piekarza rzuca nagle pracę, ale nie zachowałem jej. Wyobraziłem sobie, że ów młody człowiek wpada w środowisko przestępcze. Z tego pierwszego zalążka pomysłu, nie zachowałem nic prócz początku filmu oraz napadu na staruszkę. Tytułem anegdoty dodam, że postać ta inspirowana była pewnym mężczyzną, którego poznałem, kiedy miałem 20 lat. W służbówce kamienicy, w której wówczas mieszkałem, żył stary Hiszpan, który walczył jeszcze w wojnie hiszpańskiej. Po klęsce owej wojny osiedlił się we Francji. Widząc ciasnotę służbówki, obiecał sobie, że tam nie zostanie. Żył w niej aż do śmierci. Pokazał mi zdjęcia z młodości, kiedy był żołnierzem. To zainspirowało pomysł postaci starej kobiety, która również walczyła o coś, czego S. w swej ignorancji w ogóle nie rozumie, ale robi to na nim wrażenie.


Czy zakończenie filmu oznacza, że czyny złodziejaszka są odkupione?


Absolutnie nie. S. nie ma wyboru: albo pozwoli się zniszczyć, albo zacznie żyć jak wszyscy. A to drugie oznacza dla S. powrót do pracy, którą rzucił. Zaś bycie piekarzem nie jest łatwe, nie jest to już praca rzemieślnicza, ale przemysłowa. Całymi dniami wykonuje się te same ruchy. Nie produkuje się, nie robi już nic. W dzisiejszych czasach nie można już otworzyć piekarni, a stolarze nie robią już mebli, ale całymi dniami przycinają sklejkę. Jest to pozbawione wszelkiego uroku . S. nie chce żyć w ten sposób, ale czy ma jakiś wybór? Być może zdoła odnaleźć własną drogę. Wierząc w to, S. myśli, że może coś osiągnąć stając się członkiem szajki drobnych złodziei. W końcu jednak traci tę pewność. Dlatego wraca w znane już miejsce i być może ponownie zdoła się odnaleźć. Historia S. przypomina podróż kończącą się powrotem w miejsce, z którego się wyruszyło. Chciałem opowiedzieć historię młodego człowieka, który jest niezadowolony z jakości swego życia, którego pociąga przemoc i który szuka samopotwierdzenia. Niestety wybór, jakiego dokonuje wkraczając na drogę przestępstwa, odwraca się przeciw niemu i gdy wraca do punktu wyjścia, okazuje się, że kompletnie nic nie zyskał. Aspekt psychologiczny sprawy w ogóle mnie w tym wypadku nie interesuje. Chciałem pokazać kamienie trące o kamienie. Istnieją tysiące takich młodych ludzi jak S.


Nie obawia się pan oskarżenia, że lubuje się pan w ukazywaniu przemocy?


Z pochodzenia jestem Włochem i cenię kino takich filmowców jak Scorsese. Kiedy robi się film o mafii, pokazuje się strzelającą broń, ale też skutki jej użycia. Pokazuje się wszystko. Tak więc robiąc film o młodym człowieku, który szuka potwierdzenia swojego ja w przemocy, trzeba tę przemoc pokazać. To jest temat filmu.


Jakie są pańskie plany?


Mam już pomysł na kolejny film, ale nie napisałem jeszcze scenariusza. Tym razem będzie to opowieść o ludziach dorosłych, ale wszystko może się jeszcze zmienić w trakcie pisania.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Złodziejaszek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy