Reklama

"Zbaw mnie ode złego": O PRODUKCJI

Bój się Rozpruwacza

Nazywam się Adam Hellerman, ale nazywają mnie Robal. Mieszkam w Riverton, Massachusetts, miasteczku znanym z wędkarstwa, turystyki i... Rozpruwacza z Riverton.

Robal

Wes Craven powraca do swych korzeni przerażającym thrillerem "Zbaw mnie ode złego", opowieścią o Rozpruwaczu z Riverton, kwintesencji zła, które sterroryzowało mieszkańców miasteczka. Historia ta długo kołatała się w głowie Cravena, nie pozwalając mu zasnąć, aż w końcu przelał ją na papier, tworząc scenariusz do swego nowego filmu. Zadaje w nim pytanie, co by się stało, gdyby zwykły człowiek we własnym domu natknął się na broń seryjnego zabójcy, który sterroryzował całą okolicę. Gdyby zdał sobie sprawę, że w rzeczywistości nóż należy do niego, gdyby zaczął składać w całość rozsypane elementy układanki... i przeraził się tym, co odkrywa. Na potrzeby tej opowieści, Craven wymyślił seryjnego mordercę cierpiącego na rozdwojenie osobowości. Raz jest Ablem Plenkovem, kochającym ojcem i mężem, raz - Rozpruwaczem, morderczym psychopatą. Wielorakie osobowości Plenkova nie giną wraz z jego śmiercią, lecz wchodzą w ciała siedmiorga dzieci urodzonych w chwili jego agonii. Istota tego mitu pochodzi z Haiti i tak jest tłumaczona przez reżysera: "Na Haiti nie mówi się, że ktoś ma wiele osobowości, lecz że ma wiele dusz. Po śmierci dusze mogą nadal żyć i wcielić się w nową postać, która staje się kolejną inkarnacją brutalnego zabójcy"

Reklama

Po napisaniu scenariusza, przyszła pora na dobranie obsady młodocianej Siódemki z Riverton, jak i pozostałych postaci zaludniających wynaturzony świat Rozpruwacza.

Przeklęte dusze

Pochodzę z Haiti. A tam, ktoś taki nie ma rozszczepienia osobowości. Tylko wiele dusz.

Jeanne-Baptriste, pielęgniarka

Dobierając odtwórców Siódemki z Riverton, filmowcy szukali nowych, nieznanych twarzy. "Chcieliśmy znaleźć młodych, nieopatrzonych aktorów, aby widzowie z nikim i niczym ich nie kojarzyli - tłumaczy producentka Iya Labunka. Musieliśmy skompletować taki zespół, który będzie tworzył jedność, jako że bohaterowie wywodzą się z jednej postaci. Każdy z siedmiu aktorów miał pokazywać inny aspekt osobowości Abla."

Adam "Robal" Hellerman jest głównym bohaterem filmu, lecz został obsadzony jako ostatni. Craven wspomina: "Aktor, którego wcześniej wybraliśmy musiał zrezygnować. Wtedy los się do nas uśmiechnął i znaleźliśmy rewelacyjne zastępstwo w osobie Maxa Thieriota". Max przyznaje, że obawiał się tej roli: "Wes jest królem tego gatunku i pamiętałem o tym, czytając scenariusz. To nie jest horror, w którym krew leje się strumieniami. Jest inny, ma głębię i jest bardziej thrillerem niż horrorem. A postać Robala ma w sobie cechy wielu osobowości, które objawiają się dość subtelnie, np. różnymi głosami".

Szansa pracy z mistrzem Cravenem była pokusą nie do odparcia dla większości młodych członków obsady. John Magro gra przyjaciela Robala, ofiarę domowej przemocy Alexa Dunklemana. Magro tłumaczy: "Ten film różni się od poprzednich obrazów Wesa. "Koszmar z ulicy Wiązów" bazuje na siłach nadprzyrodzonych, podczas gdy "Zbaw mnie ode złego" jest bliższy ludziom, bazuje na folklorze i legendzie".

"Wprost nie mogłam uwierzyć, że będę pracować z kultowym scenarzystą i reżyserem - komentuje Emily Meade, która wciela się w postać samozwańczej królowej szkoły, Żmii. "Postać Żmii nie jest karykaturalna, lecz prawdziwa. Widzimy jej różne strony". Denzel Whitaker gra Jerome'a Kinga, również należącego do Siódemki z Riverton. Był pełen obaw, ponieważ miał wcielić się w postać niewidomego chłopaka, lecz szybko je przezwyciężył: "Będę pracował z legendą horroru! Człowiekiem, który stworzył Freddy'ego!". Zena Gray gra żarliwie religijną Penelope Bryte, która przestrzega pozostałych przyjaciół z Siódemki o zbliżającym się Złu, a debiutantka Paulina Olszynski wciela się w sympatię Robala, Brittany Cunningham. Kolejny debiutant Jeremy Chu to szelmowski Jay Chan, a Nick Lashaway to agresywny członek drużyny futbolowej Brandon O'Neil.

Do roli Abla Plenkova - Rozpruwacza wybrano Paula Esparzę, uznanego aktora teatralnego, nominowanego do nagrody Tony za rolę w sztuce Davida Mameta "Przerżnąć sprawę". Esparza komentuje swój wybór: "Wiadomo, że Wes nie zrobi tradycyjnego horroru. Tak długo będzie kombinował, aż wyjdzie coś niekonwencjonalnego. Ma niezwykłą umiejętność grania na ludzkim strachu. W "Koszmarze z ulicy Wiązów" uderzył w strach rodziców, przed tym, że ktoś skrzywdzi ich dzieci. W "Zbaw mnie ode złego" bawi się odwrotnością, czyli strachem rodzica, który widzi, że zdolny jest skrzywdzić swoją rodzinę. Wes celuje w nasze najbardziej pierwotne lęki."

Po skompletowaniu obsady, ekipa pojechała do Connecticut, by filmować koszmarne przeżycia nieszczęśników z Riverton.

Rozpościerając skrzydła: realizacja filmu

Coś miedziano-czerwonego porusza się w oddali. Wygląda jak płomienie, które pojawiają się i znikają na wietrze.

Wes Craven

Przy "Zbaw mnie ode złego" Craven po raz pierwszy od 20 lat zatrudnił nową ekipę, ponieważ dotychczasowi współpracownicy byli zajęci. Operatorem filmu została Petra Korner, autorka zdjęć do "Informers" Gregora Jordana oraz świetnie przyjętego na Festiwalu w Sundance "The Wackness" Jonathana Levine'a. Scenografem filmu został Adam Stockhausen, kierownik artystyczny "Pociągu do Darjeeling".

Zdjęcia odbywały się w Connecticut, gdzie na początku lat 70. Craven kręcił "Ostatni dom po lewej". Zdjęcia trwały 47 dni, od kwietnia do czerwca. Reżyser tłumaczy, że zawsze chciał kręcić ten film w pierwotnej, dzikiej scenerii, którą odnalazł właśnie w Connecticut. Najtrudniejszym aspektem produkcji było 5 tygodni nocnych zdjęć w leśnych ostępach. "Cała ekipa z mozołem przedzierała się przez rzeki, pokąsana przez pszczoły i kleszcze" - wspomina reżyser.

Aby uzyskać pełną wizję reżyserską, zatrudniono Aarona Weintrauba, specjalistę od efektów wizualnych. Miał nadzorować ekipę, której zadaniem było stworzenie obrazu miasteczka po drugiej stronie rzeki. Weintraub: "Chodziło o rozgrywające się w lesie nad rzeką nocne sceny rytualnego zabijania Rozpruwacza. Po drugiej stronie rzeki miało być widoczne miasteczko, którego oczywiście nie było w żadnym naszym plenerze.". Ekipa od efektów specjalnych, natomiast, miała pole do popisu przy scenach obrazujących krwawą jatkę. Chodziło o to, by w postprodukcji stosować jak najmniej komputerowych efektów specjalnych.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy