Reklama

"Zakochany bez pamięci": REŻYSER NA PLANIE

Zakochany bez pamięci powstał przy bardzo małym udziale nowoczesnych technik komputerowych. Zamierzeniem reżysera było osiągnięcie efektu surowości, całości raczej skromnej, ale spektakularnej.

To organiczne podejście wymagało zastosowania różnych tricków bezpośrednio na planie. Jeśli sam nie wpadłem na to, jak daną rzecz sfilmować, po prostu jej nie filmowałem. Stąd wzięła się moja maksyma – w rozwiązywaniu problemów zawsze posługuj się inwencją. Z niej uczyniłem podstawową zasadę realizacji mojego filmu.

Z taką formułą realizacji zdjęć zgadzał się również scenarzysta Charlie Kaufman:

Reklama

Umysł Michela działa w bardzo niestandardowy sposób. On chyba używa tej części mózgu, do której większość ludzi nie ma dostępu. Michel buduje dane ujęcie na podstawie scenopisu, a potem zastanawia się, jak dopasować scenariusz do koncepcji wizualnej, zaś koncepcję wizualną do scenariusza. Jeśli podczas lunchu złapiesz go na gapieniu się na łyżkę, to znaczy pewnie, że akurat myśli nad tym, jak odbić światło w scenie, którą będzie kręcić tego dnia.

Koncepcja wymazywania pamięci dała plastycznej wyobraźni Michela pole do popisu. Taka technika świetnie się sprawdzała przy oddawaniu tego, co dzieje się w umyśle człowieka. Pamięć jest złożona z małych okienek, przedmiotów, impresji. Kolejne sceny i postaci reżyser traktował bardzo impresjonistycznie. To film o wspomnieniach. W niektórych scenach to, w jaki sposób obiekty i wydarzenia z przeszłości są ze sobą powiązane dawał odczuć tylko na poziomie intuicji.

Warsztat reżysera docenili również aktorzy i reszta ekipy.

Jim Carrey:

W zawodzie aktora ważne jest, jak różni reżyserzy podchodzą do procesu twórczego. Michel jest o wiele bardziej swobodny od większości reżyserów. Często byliśmy na planie świadkiem ewolucji jego pomysłów. Niektórzy filmowcy są bardzo sztywni, wszystko mają przemyślane od początku do końca – nie zależy im na inwencji i spontanicznym dopracowaniu ujęcia w ostatniej chwili. Michel w momencie wejścia na plan miał ogólną koncepcję tego, co chce zrobić. Ale nie stronił od eksperymentów, sprawdzał, w co może przerodzić się nowy pomysł. Aktorom również dawał wiele swobody. Rozwijał lub zawężał scenę, w zależności od tego, co wydało mu się lepsze.

Pozwalał kamerze filmować non-stop. Graliśmy często dwa, trzy ujęcia bez najmniejszej pauzy. Na początku było to dość stresujące, bo nie do końca wiadomo było, w którym momencie kończyć daną scenę. Często graliśmy tak długo, aż kończył się film w kamerze. Bywało też, że chciałem powtórzyć scenę albo zmienić jego pierwotną koncepcję. Michel zawsze był gotów wziąć pod uwagę moje wskazówki.

Kate Winslet:

Michel ma wielki talent malarza. Bywa spontaniczny, a zarazem drobiazgowy. Reżyserzy, z którymi dotychczas pracowałam byli albo tacy, albo tacy. On jest idealnym połączeniem obydwu cech.

Pod koniec zdjęć już nie sprawdzałam, co jest zapisane w harmonogramie scen. Wiedziałam, że Michel na pewno w międzyczasie wpadł na jakiś nowy pomysł, który obwieści rano na planie. Odbyliśmy wiele prób, wiedzieliśmy zatem, jacy są nasi bohaterowie i jak mogą zareagować w różnych sytuacjach. Na to Michel nakładał swoją koncepcję wizualną planu.

Tom Wilkinson:

Michel w niczym nie przypomina reżyserów, z którymi pracowałem do tej pory. Ma raczej nieortodoksyjne podejście do aktora. Trzeba mu zaufać, a efekt na pewno będzie bardzo ekscytujący. Gondry nie przemęcza próbami i nigdy nie można być pewnym, gdzie będzie stała kamera. Bardzo często zaczyna kręcić już przy pierwszym podejściu do danej sceny. Bardzo mi się to podobało, bo z doświadczenia wiem, że często najlepiej wypadam na próbach. Zawsze wtedy myślę ‘Cholera, dlaczego tego nie nakręciliśmy?’

Charlie Kaufman:

Spontaniczność Michela Gondry’ego świetnie pasowała do realistycznej estetyki filmu. Mieliśmy ograniczony budżet, nie mogliśmy więc przedłużać zdjęć. Czasem, gdy Michel wpadał na nowy pomysł w dzień kręcenia konkretnej sceny, powstawało małe zamieszanie. Wszyscy stawaliśmy na rzęsach, bo wiedzieliśmy, że wszystko może się zmienić w jednej chwili. Ta atmosfera wspaniale pasowała do artystycznego temperamentu Michela. Naszym zadaniem było stwarzanie reżyserowi warunków do osiągnięcia tego, co urodziło się w jego głowie.

Michel Gondry:

Ekipa była bardzo wrażliwa na wszystkie moje sugestie, nawet jeśli wypowiadałem je w ostatniej chwili. Trudno jest coś nagle zmienić w samym środku filmu. Ale kiedy tak się działo, wszyscy rozumieli, że chciałem osiągnąć spontaniczną atmosferę. Starałem się nie trzymać wszystkich żelazną ręką, pozwalałem również bezstresowo na różne wypadki przy pracy. Zaczęliśmy od scen najtrudniejszych, a potem, krok po kroku, kompletowaliśmy cały materiał zdjęciowy.

Dlatego też niezależnie od tego, co się działo – czy miał padać śnieg, czy sztuczny deszcz, czy aktorzy przechodzili przez fałszywe drzwi, czy skakali w przepaść – ekipa była gotowa na wszystko. Włącznie ze zbiorową kąpielą w zlewie.

Jedyną rzeczą, która mogła dorównać temu szaleństwu, było dołączenie do trupy cyrkowej. Pewnego popołudnia, podczas zdjęć na Manhattanie, do miasta zawitał słynny cyrk Ringling Bros. and Barnum & Bailey. Jak co roku urządzali na 34th Street doroczną paradę Elephant Walk. Parę godzin później cała ekipa zjawiła się w wyznaczonym miejscu.

Realizacja Zakochanego bez pamięci przypominała występ cyrkowy, precyzyjny i spontaniczny zarazem. W każdym razie wszyscy świetnie się bawili.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zakochany bez pamięci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy