Reklama

"Zakładnik": NOCNE ŚWIATŁA WIELKIEGO MIASTA

Film „Zakładnik” kręcony był w całości w nocnej scenerii miasta, które reżyser Michael Mann zna prawdopodobnie lepiej niż jakikolwiek inny współczesny filmowiec – to miasto to Los Angeles.

„Michael Mann bywał w takich miejscach, o których istnieniu nie mieliśmy zielonego pojęcia”, mówi Foxx. Ja sam niejednokrotnie mówiłem mu: „Mike, wychowyałem się w ‘gettcie’ L.A.’, na co on reagował: ‘Tak? A chcesz żebym ja pokazał ci zakazane rewiry tego miasta?’ i zabierał mnie w takie miejsca, gdzie nawet ja reagowałem nerwowo, sprawdzając, czy na pewno mamy pozamykane drzwi. Michael to prawdziwy geniusz budowania nastroju i atmosfery miasta, które świetnie zna. On nie stara się przy tym pokazać Toronto czy Vancouver na podobieństwo L.A. W jego filmach my po prostu oddychamy powietrzem L.A. Poznajemy to miasto, a naszym przewodnikiem jest osoba, która zna je od podszewki.”

Reklama

Ze zdaniem aktora zgadza się w pełni scenograf filmu David Wasco, twierdząc: „Wielu twórców filmowych jest przekonanych, że Los Angeles ‘ograło się’ już na ekranie, co absolutnie mija się z prawdą. Wystarczy popatrzeć na to, co pokazuje Michael, udawadniając, że zawsze jest jeszcze coś ciekawego do uchwycenia. Tym razem naszym założeniem było pokazanie wielu aspektów i różnorodności tej aglomeracji, wielu społeczności i kultur, zarówno tych z ‘wyżyn’, jak i z ‘nizin’.”

Sam Mann stwierdza: „Zarówno dla tych, którzy nie znają L.A., jak i dla jego mieszkańców, obraz miasta pokazany w filmie to nie pocztówkowe obrazki drzew palmowych i Malibu, ale samo serce tej aglomeracji – Wilmington, South Central, L.A. Wschodnie, centrum... Do tego nieporównywalny z niczym nastrój nieba nad L.A. o drugiej, czy trzeciej nad ranem. Uliczne światła odbijające się od nisko wiszących chmur. Nawet w ciemności można sięgnąć wzrokiem w dal i spostrzec sylwetki palm na tle nieba... Niesamowite wrażenia wizualne. Musiałem mocno główkować w jaki sposób pokazać na płaskim ekranie tę trójwymiarowość kalifornijskiej nocy w L.A.”

Mann zdawał sobie sprawę, że standardowa 35-milimetrowa taśma filmowa nigdy nie będzie w stanie uchwycić nocnego oblicza Los Angeles w taki sposób, w jaki chciałby, żeby widzieli to widzowie. Jako jeden z pierwszych reżyserów, podjął zatem decyzję, żeby film nakręcony został prawie w całości w technice cyfrowej. Jako pierwszy skorzystał też z kamery Thomson Grass Valley Viper FilmStream rejestrującej obraz miasta w godzinach pomiędzy zmierzchem a świtem.

„Taśma filmowa nie jest w stanie zarejestrować tego, co nasze oczy widzą wieczorem”, stwierdza Mann i dodaje: „Dlatego też zdecydowałem się skorzystać z techniki cyfrowej o dużej rozdzielczości obrazu – był to zabieg pozwalający zajrzeć ‘w głąb’ nocy i spostrzec wszystko to, co możemy w takich warunkach uchwycić gołym okiem – zmienny krajobraz, wzgórza, drzewa, intrygującą grę świateł. Chciałem właśnie, żeby w takim świecie znaleźli się Vincent i Max.”

W trakcie kręcenia zdjęć do filmu Mann prowadził bliską współpracę z producentem stowarzyszonym Bryanem H. Carollem, z pomocą którego wprowadzał modyfikację do obrazu kamery Viaper, w sposób jak najbardziej korzystny dla pokazanej w filmie akcji.

Film „Zakładnik” okazał się być koniec końców projektem multimedialnym, w którym 80% zdjęć zarejestrowano cyfrowo, przy użyciu kilku różnych kamer, w tym Viaper FilmStream i Sony CineAlta, a także tradycyjnej taśmy filmowej. Mann podkreśla zalety i korzyści płynące z użycia kamery Viaper FilmStream, szczególnie dla palety kolorystycznej, charakterystycznej dla nocnych obrazów miasta. „Viaper rejestruje kolory w całkowicie odmienny sposób, szczególnie odcienie pomarańczowego, żółci i czerwieni są imponująco nasycone.”

Reżyser zauważa: „Dla mnie obraz pokazuje nie tyle miejsca, w których rozgrywa się akcja, co emocje im towarzyszące. Chodzi o to, żeby otoczenie, w których widzimy bohaterów filmu tworzyło specyficzną atmosferę. Ja sam postrzegam Los Angeles jako miasto o niezwykłym napięciu emocjonalnym. Chciałem zatem opowiedzieć historię, która w pewien sposób będzie odbiciem tej dzikości, która kryje się pod ‘naskórkiem’ miasta.”

Dzikość, o której mówi reżyser, znalazła swoje dosłowne odzwierciedlenie w jednej ze scen filmu, w której po wstępnym zapoznaniu oglądających z Maxem i Vincentem widzimy trzy sylwetki kojotów, przebiegających przed samą taksówką. Scena ta była zainspirowana osobistym doświadczeniem Manna, który wspomina: „Wracałem kiedyś samochodem do domu, a było to już późną nocą. Zatrzymałem się w pewnym momencie na czerwonym świetle i wtedy jak gdyby nigdy nic trzy kojoty przeszły z jednej strony ulicy na drugą, w taki sposób jakby był to ich własny rewir. Tego obrazu nie zapomnę nigdy. I nie chodzi tu tak do końca o sam fakt pojawienia się dzikich zwierząt w środku wielkiego miasta, ale raczej dający się wyczuć ich stosunek do tego terenu – cywilizacja jest tylko czasowa, jest to nadal ich obszar.”

Tom Cruise twierdzi, że scena, w której ścieżki Vincenta, Maxa i dzikich kojotów krzyżują się ma w sobie coś hipnotycznego. „W tym momencie zaczynamy zdawać sobie sprawę, że ci dwaj faceci tylko teoretycznie są osobno, w praktyce są nierolerwalnie ze sobą połączeni. Razem wyruszają w tajemniczą podróż.”

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zakładnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy