"Wyszłam za mąż, zaraz wracam": WYWIAD ZE SCENARZYSTĄ LAURENTEM ZEITOUNEM
Jaka myśl przewodnia przyświecała panu przy pisaniu scenariusza ? O czym chciał pan opowiedzieć?
- Przed rozpoczęciem pracy nad tym scenariuszem miałem już za sobą inne komedie romantyczne. Chodzi o filmy "Heartbreaker. Licencja na uwodzenie" i "Układ idealny". Bardzo lubię ten gatunek, ale tutaj chciałem podejść do niego inaczej: poprzez przygodę i podróż. Przede wszystkim chodziło mi o to, żeby dać aktorce rolę, na której oprze się akcja komedii. Diane Kruger przyjęła to wyzwanie i fantastycznie się z tego wywiązała, chociaż przyznam, że w sposób, którego nikt się nie spodziewał.
Trzeba koniecznie poruszyć jedną kwestię. "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" nie jest kontynuacją "Licencji na uwodzenie".
- Oba filmy są komediami, ale tylko to je łączy. "Heartbreaker. Licencja na uwodzenie" powstała z inspiracji filmami amerykańskimi z lat 40'. Natomiast "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" jest hołdem złożonym takim filmom francuskim jak "Człowiek z Rio", którego reżyserem był Philippe de Broca, czy "Samotnik" Jean-Paula Rappeneau.
Sądzę, że w "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" znajdziemy więcej romantyczności, niż w "W licencji na uwodzenie". Występują gwiazdy, jest wiele gagów, motyw podróży... ale dialogi, sytuacje, w zasadzie wszystko ma swoją wagę, ma coś z poezji. Jak na przykład sceny w wiosce Masajów.
- Dokładnie o to nam chodziło. Sceny u Masajów trudno nazwać czystą komedią. Jest to chwila odsłony, zanurzenia się w innej kulturze, która wspaniale wpisuje się w narrację filmową. Jednak my zaproponowaliśmy coś jeszcze... Oczywiście, dzięki aktorom i Pascalowi Chaumeil te sceny są tak udane.
Wyobrażam sobie, że taki aktor jak Dany Boon potrafi wprowadzić w życie intencje zawarte w scenariuszu. Emanuje komizmem, jest klaunem, a przy tym marzycielski i wrażliwy.
- Absolutnie się z tym zgadzam. Powiem więcej. Uosabia dwa klasyczne cyrkowe klauny w jednej osobie: pierwszy jest świadomy tego, co się wokół niego dzieje i ma za zadanie rozśmieszać, drugi zaś nieświadomym megalomanem, przekonanym o swojej genialności. Dany jest prawdziwym mistrzem komedii. To ja go odkryłem, ale podczas kręcenia filmu poczułem, że odkrywam go na nowo. Bardzo chciałem, żeby zagrał w tym filmie i w rezultacie nie rozczarował nas. To prawda, że dostarczył nam wiele śmiechu i zabawy, ale też potrafił nas wzruszyć. Weźmy dla przykładu scenę w Moskwie, gdzie grany przez niego Jean-Yves daje do zrozumienia widzom i Isabelle, że jest świadomy sytuacji i wie, że dał się nabrać. Ale jest w nim też jakiś smutek, ma w sobie coś z melancholika. I to coś wykorzystaliśmy na planie. W pracy rozumieliśmy się do tego stopnia, że po skończeniu "Wyszłam za mąż zaraz, wracam" Dany zagrał w filmie "Wybuch wulkanu" Alexandre'a Coffre'a. Chciałbym, żeby uznano jego wielki talent. Często porównuje się go z Bourvilem, Danny Boon ma w sobie coś wyjątkowego.
I jeszcze słówko o współpracy z Pascalem Chaumeil.
- To było coś więcej, niż współpraca Bardzo wiele nas łączy. Pascal robi to, czego ja nie potrafię. Nie jestem reżyserem, ale z podziwem patrzę, jak pracuje na planie. Jego siła tkwi w umiejętności przekształcania słów w obrazy, słów, które napisałem wraz z Yoannem Grombem. Pascal bierze do ręki scenariusz, a potem z maestrią prowadzi na planie aktorów, których, jak sądzę, darzy wielką miłością.