"Wszystko będzie dobrze": BUDDY MOVIE PO POLSKU
"Wszystko będzie dobrze" można postrzegać na kilka sposobów. Przede wszystkim jako klasyczny film drogi: dwaj wędrowcy mają do przebycia kilkaset kilometrów. W trakcie tej wędrówki ujawniają się charaktery, ale - przede wszystkim - przeżyte doświadczenia: indywidualne, ale jakże wzajemnie pomocne. A także doświadczenia nowe, które zdobyte wspólnie stają się nie tylko płaszczyzną porozumienia, ale i punktem wyjścia nowej jakości. Jakości jakże istotnej w relacji międzyludzkiej, której wszak obaj wcześniej nie tylko nie znali, ale nawet nie podejrzewali jej istnienia. Choć przecież ta jakość - wyrażana w opartych na pełnym wzajemnym zaufaniu relacjach między mężczyzną i chłopcem - wydaje się tak powszechna i ogólnie dostępna. Czy jednak ta oczywista, zdawałoby się, powszechność nie jest w rzeczywistości utopią?
Można na film Tomasza Wiszniewskiego spojrzeć jak na typowy "buddy movie" - film o męskiej przyjaźni. Dwaj mężczyźni, dorosły i chłopiec, których dotychczasowe stosunki wynikały z zależności nauczyciel-uczeń, w trakcie swej wyprawy dojrzewają do innej, pełniejszej relacji. Można by ją określić jako stosunki między ojcem i synem, ale to opis zanadto uproszczony. W tej opowieści nie chodzi tylko o to, by osierocony chłopiec odnalazł ojca, ale w równym stopniu o to, by samotny, pogrążony w rozmaitych problemach mężczyzna znalazł motywację do dalszego życia, do bycia szczęśliwym.