Reklama

"Wojna Harta": ŻYCIE W OBOZIE JENIECKIM

Po bitwie o Ardeny do niemieckiej niewoli dostały się tysiące aliantów. Obozy jenieckie były przepełnione, wbrew wcześniej obowiązującym zwyczajom Niemcy zmuszeni więc byli trzymać razem oficerów i szeregowych żołnierzy oraz jeńców z różnych rodzajów wojsk. Więźniowie byli w złym stanie fizycznym i psychicznym - mówi Gregory Hoblit. - Wojna przeciągała się i Amerykanie żyli w poczuciu klęski. Niektórzy chcieli kontynuować walkę nękając strażników, inni byli wyczerpani i cieszyli się, że nie muszą dalej walczyć. Chcieli przetrwać... Przepełnienie w obozach i ogólna sytuacja na froncie sprawiły, że jeńcy przestali otrzymywać paczki od Czerwonego Krzyża, których tak bardzo potrzebowali. Zawierające konserwy mięsne, słodycze, kawę i przybory toaletowe pierwszej potrzeby (mydło, żyletki) paczki były ważnym uzupełnieniem obozowej diety, na którą składała się głównie zupa i chleb.

Reklama

Dekorator wnętrz Patrick Cassidy, którego ojciec był generałem lotnictwa, zdobył jedną z takich paczek w muzeum Czerwonego Krzyża w Szwajcarii, gdzie gromadził dokumentację przyszłego filmu. Paczki Czerwonego Krzyża pozwalały jeńcom zachować dobrą kondycję fizyczną i psychiczną - mówi. - Pod koniec wojny przychodziły nieregularnie lub były przechwytywane przez strażników, co pogarszało i tak trudną sytuację jeńców. Zdaniem Andy'ego Andersona, byłego jeńca i chorążego królewskich sił zbrojnych Wielkiej Brytanii, Rosjanie nigdy nie otrzymywali paczek Czerwonego Krzyża: Dzieliliśmy się z nimi racjami żywnościowymi przyznanymi nam przez Niemców, ale Rosjanie głodowali tak strasznie, że wyjmowali puszki, które wyrzucaliśmy i wylizywali je do czysta. Czy można sobie wyobrazić podobny głód? Po przybyciu do Stalagu 4B Anderson musiał zmienić buty na parę drewniaków. Otrzymał przy tym "wyprawkę" od Czerwonego Krzyża zawierający kostkę mydła, maszynkę do golenia, pastę do zębów, szczotkę do włosów i skarpety. Przez dłuższy czas co tydzień dostawał paczkę 50 papierosów, które w obozie funkcjonowały jako waluta wymienialna. Ubranie można było oddawać do pralni raz w tygodniu.

Niemieccy strażnicy nie nadawali się do ciężkiej pracy. Wszystkich zdrowych Niemców w sile wieku powołano do wojska, w obozie pracowali więc ludzie młodzi, starcy i niezdolni do walki - trzynastoletnie dzieci i mężczyźni po sześćdziesiątce. Zarówno jeńcy jak i strażnicy dzień w dzień walczyli o przetrwanie zmagając się z nędzą i nudą. Przynajmniej raz dziennie odbywały się apele, podczas których liczono więźniów, by upewnić się, że żaden z nich nie uciekł. Anderson, który pełnił funkcję konsultanta ekipy zanim rozpoczęły się zdjęcia, twierdzi, że apele były wspaniałą okazją, by nękać niemieckich strażników. Celowo utrudnialiśmy im pracę wyłamując się z szeregu - mówi. - Zdarzało się, że policzenie 200 jeńców zajmowało godzinę. Nas mało to obchodziło - i tak nie mieliśmy nic lepszego do roboty... Anderson jest przekonany, że obóz, do którego trafił, był lepszy niż inne. Na pięciu więźniów przypadał dziennie jeden bochen chleba, a w barakach było dość miejsca, by wydzielić w nich sale wykładowe i wystawiać spektakle teatralne. Jeden z więźniów pojechał nawet do Berlina pod eskortą uzbrojonego strażnika, by negocjować wymianę papierosów na kostiumy - mówi. Dekorator wnętrz Patrick Cassidy przyznaje, że zafascynowały go różnice między poszczególnymi obozami. W niektórych z nich znaleźć można było stoły do ping-ponga, gramofony, a nawet pocztę obozową, inne nie miały żadnych wygód. - mówi. - Z reguły najlepsze były obozy dla jeńców z sił powietrznych.

Współczynnik przetrwania jeńców amerykańskich w Europie - zdaniem Charlesa Stengera, autora "American Ex-Prisoners of War", z 93.941 wziętych do niewoli zmarło 1.121 - był wyższy niż w przypadku wojny na Pacyfiku. Nie oznacza to jednak, że życie w stalagu było sielanką. Pod koniec wojny Niemcy wpadli w panikę i nadzór nad obozami przejęło SS... Więźniowie przybywali do obozu ważąc po 80 kilogramów, a opuszczali go ważąc niespełna 50 - mówi scenograf Lilly Kilvert. - Spali po dwanaście godzin na dobę, by nie tracić zbędnych kalorii. Mimo utraty energii alianci wykazywali się nie lada pomysłowością. Wśród jeńców byli inżynierowie, architekci, naukowcy i handlowcy - mówi Lilly Kilvert. - Budowali niesamowite rzeczy bez żadnych narzędzi i materiałów. Ich wyczyny budzą mój niekłamany szacunek. Pułkownik Hal Cook, amerykański więzień stalagu Luft III, służył ekipie swą nieocenioną wiedzą i doświadczeniem. Jak mówi: Kilku z moich towarzyszy niedoli zbudowało radio dosłownie z niczego. Nigdy nie widziałem go w całości, bo za każdym razem rozbierali go na części, ale dzięki niemu wiedzieliśmy, co się dzieje na świecie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wojna Harta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy