Reklama

"Wielkie nadzieje": OD POWIEŚCI DO FILMU

Od pierwszego odcinka, który ukazał się w grudniu 1860 roku w tygodniku "All The Year Round" wydawanym przez Karola Dickensa jego "Wielkie nadzieje" udowodniły, że są dziełem ponadczasowym. Sukces powieści uratował upadający tygodnik pisarza, a wydana w formie książkowej powieść w ciągu zaledwie kilku tygodni 1861 roku doczekała się aż czterech dodruków.

Nawet jeśli krytycy literaccy dalecy byli wtedy od jednogłośnych pochwał, powieść - z jej błądzącym głównym bohaterem Pipem oraz plejadą zapadających w pamięć bohaterów drugoplanowych stała się jednym z najchętniej czytanych i najbardziej cenionych spośród dzieł Dickensa.

Reklama

Dickens nie starzeje się, ponieważ poruszane przez niego tematy są zawsze aktualne. Interesowała go nie tylko rodzina, ale także separacja, kwestia wspomnień, dawnych miłości i rozczarowań. Widać je wszystkie w bohaterach, których opisywał i w sytuacjach, w których ich stawiał.

Nie może więc dziwić, że "Wielkie nadzieje" doczekały się licznych adaptacji filmowych. Elizabeth Karlsen i Stephen Woolley, producenci najnowszej z nich, zapragnęli tę słynną historię przenieść na ekran raz jeszcze. "Było wiele bardzo dobrych telewizyjnych wersji" - mówi Karlsen, "ale wiernej ekranizacji przeznaczonej na kinowe ekrany nie mieliśmy od ponad 60 lat".

"Dickens jest świetnym pisarzem" - tłumaczy. "Jego powieści doskonale się czyta, a "Wielkie nadzieje" to najbardziej klasyczna i najlepsza z nich. Poruszane w niej tematy są wciąż aktualne - dzieci skrzywdzone przez dorosłych, ludzie próbujący zacząć życie na nowo, zemsta, porzucenie, strach przed społeczeństwem, bieda, kobiety traktowane jak towar na sprzedaż. A podziały klasowe wciąż mają się dobrze, choć przybierają formy nie tak oczywiste, jak w XIX wieku".

O napisanie scenariusza nowej adaptacji producenci poprosili Davida Nichollsa, z którym pracowali już przy "When Did You Last See Your Father". "Niewątpliwy pisarski talent Davida był dla nas kluczowy" - tłumaczy Karlsen. Pisarz wyrobił sobie markę scenariuszami serialu telewizyjnego "Cold Feet", przeniesioną na ekran powieścią "Starter For Ten", adaptacją "Tess D'Urberville" Thomasa Hardy'ego napisaną dla BBC, czy bestsellerową powieścią "Jeden dzień", również zekranizowaną. W dodatku Nicholls uważa "Wielkie nadzieje" za swoją ulubioną książkę.

"Kiedy Elizabeth i Stephen zgłosili się do mnie z propozycją współpracy przy "Wielkich nadziejach", właśnie skończyłem pisanie skryptu "Tess D'Urberville" - mówi pisarz. "To była dopiero moja pierwsza próba adaptacji XIX-wiecznej powieści na scenariusz współczesnej produkcji, a książka Dickensa należy do moich ulubionych, więc miałem pewne obawy. Ale wziąłem głęboki oddech i okazało się, że to było cudowne doświadczenie. Bardzo się z niego cieszę". "To od zawsze była moja ulubiona książka" - dodaje. "Wracałem do niej raz po raz. Czytałem ją z milion razy i kochałem od pierwszej lektury w wieku 13 lat. Ale nigdy nie sądziłem, że zdarzy mi się ją adaptować".

Wracając do niej po raz pierwszy od 10 lat, Nichollsa uderzyło to jak Dickens komplikuje fabułę i jak świetnie sprawdza się jako autor opowieści z tajemnicą. "Kiedy przeczytałem "Wielkie nadzieje" po latach przerwy byłem zaskoczony, jak doskonała jest w nich intryga. W ostatniej części powieści Pip zamienia się wręcz w detektywa".

"Choć ta powieść mówi o wielu poważnych tematach, to jednak przez większość czasu opowiada o zmaganiach 19-to letniego chłopaka, starającego się odkryć kim w rzeczywistości jest i kim tak naprawdę chce być" - tłumaczy Nicholls. "Przez kondensację akcji udało nam się dodać do tej historii także elementy thrillera i podkreślić nastrój tajemnicy".

Wpływ na scenariusz wywarła fascynacja pisarza filmami noir. "Pomysł by panna Havisham ukrywała klucz, pomysł na femme fatale, mroczny dom skrywający tajemnice. Te elementy wziąłem właśnie z kina noir. Ono również jest pełne zagadek, ale mam nadzieję, że udało się je wzbogacić także o ostrą społeczną satyrę".

W końcu "Wielkie nadzieje" są wielką powieścią o podziałach klasowych, o aspiracjach i wyniszczających ambicjach. "Opisując pragnienie Pipa, by stać się dżentelmenem, choć nie wie on, co to tak naprawdę oznacza, pozwoliło Dickensowi stworzyć przenikliwą analizę snobizmu i aspiracji" - tłumaczy Nicholls.

Nie mniej ważna była dla scenarzysty również historia miłosna. "Pisanie romansów nie było najmocniejszą stroną Dickensa" - zauważa pisarz. "Jednak Estella jest absolutnie wyjątkową postacią i relacja między nią a Pipem jest niesamowicie wzruszająca, romantyczna i bolesna jednocześnie. Jest w tej powieści niezwykły ładunek liryczny. Za każdym razem, gdy ją czytałem byłem poruszony i chciałem, żeby podobne emocje wywoływała adaptacja".

To jakość pisarskiego rzemiosła Nichollsa od razu zwróciła uwagę reżysera Mike'a Newella, w którego imponującym portfolio są rzeczy tak różnorodne jak "Cztery wesela i pogrzeb", "Donnie Brasco", "Harry Potter i Czara Ognia", "Miłość w czasach zarazy", czy "Książę Persji. Piaski czasu".

"Najbardziej spodobała mi się jedna bardzo istotna rzecz, którą zrobił David Nicholls" - opowiada Newell. "Nie bał się opowiedzieć tej historii z kilku różnych punktów widzenia, nie tylko Pipa. To podstawa tej adaptacji. Czytając scenariusz łapałem się na tym, że to co wydawało mi się prawdą, za chwilę okazywało się być od prawdy bardzo dalekie. W książce największym zaskoczeniem jest fakt, że osoba która daje Pipowi pieniądze i chce zrobić z niego dżentelmena okazuje się nie tą, o której myśli chłopak. To wielka ironia literackiego pierwowzoru. Sposób, w jaki David opowiedział tę historię za pomocą różnych punktów widzenia pozwala widzowi zbudować pełen obraz dopiero na samym końcu filmu".

Kiedy "Wielkie nadzieje" ukazywały się po raz pierwszy, uważane były za jedną z bardziej pozytywnych powieści Dickensa, choć dla dzisiejszego czytelnika będzie pewnie bardziej melancholijna. Natomiast na pewno wielu krytyków wierzy, że to jedno z bardziej osobistych dzieł pisarza. "Dla mnie to zawsze była jego najbardziej osobista książka" - mówi Newell. "Wydaje mi się, że jest nasączona poczuciem winy. Jednym z podstawowych pytań, które przychodzą do głowy podczas lektury jest "dlaczego główny bohater jest takim dupkiem? Bo bez wątpienia jest".

"Pip jest podstępny, nie zawaha się odsunąć od siebie przyjaciół, którym przecież na nim zależy. Jest zaślepiony i nie widzi, że życie, do którego aspiruje niekoniecznie jest tym właściwym dla niego. Stanowczo odmawia wysłuchania rad ludzi, którzy próbują go zawrócić ze źle obranej drogi. No i jest absolutnie straszny dla swojego najprawdziwszego przyjaciela, kowala Joe'ego Gargery'ego".

Newell przyznaje, że natura Pipa wydała mu się fascynująca. "To dawało szerokie pole do psychologicznej interpretacji tej postaci" - dodaje. "Poza tym, oprócz tego, że Dickens napisał rozdzierającą, dramatyczną historię, która jest wspaniała, to udało mu się stworzyć niezwykłe portrety dwójki wykorzystanych dzieci, Pipa i Estelli".

A wykorzystali je ci dorośli, którzy powinni szczególnie dbać o tę dwójkę. "Estella została wychowana przez pannę Havisham na kobietę zimną, wyniosłą i łamiącą serca. Z kolei Pip skuszony pieniędzmi próbuje wejść w rolę, która zupełnie mu nie pasuje - człowieka z wyższych sfer" - dodaje Newell.

Reżyser chciał, by jego film był pełen emocji. Podobnie, jak w przypadku Nichollsa, ekscytujące było dla niego uczucie pomiędzy Pipem i Estellą. "Ciekawe, że choć powstało wiele adaptacji tej historii, to żadna z nich nie oddawała erotycznego napięcia między tą dwójką" - mówi Nicholls. "Dostaliśmy szansę na zadanie pytania: co czuje młody mężczyzna do młodej kobiety, na punkcie której zupełnie zwariował i nie tylko ją kocha, ale również jej pożąda? Ta część historii jest bardzo rzadko eksponowana".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wielkie nadzieje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy