"Wesele w Sorrento": O PRODUKCJI
- Myślę, że jestem bardzo romantyczna - śmieje się Susanne Bier. - Zawsze czułam kontrast między tym, jak jako reżyser jestem postrzegana przez innych, a tym kim naprawdę jestem. W "Weselu w Sorrento" ten kontrast między atmosferą filmu, a tym jak sama się czuję jest zdecydowanie mniejszy.
Jej najnowszy film to znakomita komedia romantyczna, tocząca się wokół tytułowego wesela, podczas którego jedni się odkochują, a inni znajdują miłość. Ten skąpany w słońcu, pachnący cytrynowymi drzewkami film to pierwsza komedia Bier od czasu "Tylko ona" z 1999 roku.
Od tamtego czasu duńska reżyserka realizowała dramaty o moralnych dylematach, takie jak nakręcony zgodnie z zasadami Dogmy "Otwarte serca", "Bracia", "Tuż po weselu", czy "W lepszym świecie", za który otrzymała Oscara w 2011 roku. Jak można się spodziewać, autorka tak uznanych na całym świecie filmów nie sięgnie po komedię, żeby ograniczyć się do schematów i uproszczonych psychologicznie bohaterów. Razem ze stałym współpracownikiem, scenarzystą Andersem Thomasem Jensenem, starała się stworzyć wiarygodne postaci, takie jak Ida, pełna energii blondynka, która musi stawić czoła chorobie i zdradzającemu ją mężowi, oraz Philip, zdystansowany brytyjski biznesmen, który od wielu lat nie może dojść do siebie po śmieci żony. To on jest właścicielem starej willi w Sorrento, gdzie jego syn żeni się z córką Idy.
- Najbardziej ekscytującą rzeczą w komedii romantycznej jest nie to, kto z kim będzie na końcu, ale droga, którą muszą przebyć, żeby siebie nawzajem odnaleźć - wyjaśnia Bier. - Razem z Andersem zrobiliśmy wiele filmów, w których szukaliśmy odpowiedzi na pytanie "co jeśli?". Tym razem mieliśmy samotną kobietę w bardzo trudnej sytuacji i pragnęliśmy po prostu przywrócić jej szczęście.
- Realizując romantyczną komedię nie możesz mieć ciężkiej ręki, - podkreśla reżyserka - ale jednocześnie musisz zbudować skomplikowaną emocjonalnie sytuację. Bardzo w tym pomogła bohaterka, której z jednej strony jest widzowi żal, a z drugiej ma ona mnóstwo wdzięku i jest nieprzewidywalna.
Do roli Idy Bier wybrała doświadczoną duńską aktorkę Trinę Dyrholm, z którą wcześniej pracowała przy oscarowym "W lepszym świecie".
- Myślę, że dla niej ta rola była oddechem po całej serii dramatycznych postaci, w które wcieliła się w ostatnich latach - mówi Bier. - Na samym początku zdjęć bała się grać ją lekko. Ida to ktoś, kto zachowuje pogodę ducha nawet, kiedy wokół niej dzieje się źle. Inspiracją dla niej była moja matka, która również chorowała na raka, ale potrafiła zawsze dostrzec pozytywne strony każdej sytuacji. Chcieliśmy właśnie kogoś takiego - cały czas myślącego pozytywnie.
Dla Dyrholm stworzenie postaci wiecznie uśmiechniętej i pozytywnej, a jednocześnie nie będącej irytującej dla innych było trudnym aktorskim zadaniem.
- W żadnym momencie widz nie może pomyśleć, że ta postać jest głupia - zaznacza Bier. - Bo nie jest.
Z kolei do roli Philipa Bier wybrała legendarnego Pierce'a Brosnana, który stworzył jedną z najsubtelniejszych kreacji w swojej karierze. Reżyserka od samego początku chciała, żeby w tę postać wcielił się obcokrajowiec, żeby bardziej podkreślić jego samotność.
- Ta postać musiała być trochę wyalienowana, on żyje w Kopenhadze, ale zupełnie obok innych - tłumaczy Bier. - Pierce to fantastyczny aktor. Od razu rozumiał wszystkie moje intencje, wiedział o czym chcę opowiedzieć. A moja intuicja podpowiadała mi, że na tym etapie jego aktorskiej kariery ma ochotę zagrać rolę trochę bardziej delikatną.
Bier i Jensen w swoim scenariuszu bez większego wysiłku umieścili charakterystyczne elementy romantycznej komedii. Relacja Idy i Philipa początkowo jest chłodna, żeby nie powiedzieć wroga. Co nie może specjalnie dziwić w sytuacji kiedy przy pierwszym ich spotkaniu ona wjeżdża samochodem w jego samochód. Ale ich relacja stopniowo się ociepla podczas weselnego weekendu. Wokół nich pojawiają się z kolei postaci reprezentujące określone typy: Paprika Steen gra szwagierkę Brosnana, która z wielką determinacją próbuje zwrócić jego uwagę; Kim Bodnia gra głupawego męża Dyrholm, który bezmyślnie zabiera na wesele swoją kochankę - Christiane Shaumburg- Müller - seks bombę, która wykorzystuje każdą okazję, żeby powiedzieć coś strasznie głupiego.
- Dobry smak jest największą przeszkodą podczas robienia filmów - zdradza Bier. - Trzeba znaleźć w sobie odwagę, by zmierzyć się z kliszami i konwencjami. Jeśli się tego obawiasz możesz stracić zainteresowanie i zaangażowanie widowni, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Nie tylko w filmie, ale i w życiu posługujemy się schematami, ale ważne jest żeby postaci wydawały nam się ludźmi z krwi i kości, których losem możemy się przejmować. Nie możesz uciekać od konwencji, ale musisz uczynić je wiarygodnymi.
Bier przyznaje, że właśnie dlatego tak bardzo lubi komedie Richarda Curtisa "Cztery wesela i pogrzeb" i "Notting Hill". Mimo że świat w nich jest jak z bajki, postaci są autentyczne. - To prawdziwy komediowy geniusz - przyznaje reżyserka. - Stworzył romantyczną komedię na nowo zanurzając ją w rzeczywistości.
Bier znana jest z bardzo intensywnej pracy z aktorami. Jest w stanie wiele poświęcić, ale też zmusić ich do wysiłku, byle tylko uzyskać jak najlepszą scenę. Nie inaczej było podczas prac nad "Weselem w Sorrento".
- To było tak samo wymagające doświadczenie jak realizacja dramatu - tłumaczy. - Nie można zrobić fałszywego kroku, co jest zawsze trudne. Oczywiście kręcenie tego filmu sprawiało nam dużo radości, ale trzeba pamiętać, że śmiech niekoniecznie pomaga w osiągnięciu celu, jakim jest dobry film.
Na pytanie dlaczego w tym momencie kariery zdecydowała się na nakręcenie komedii Bier odpowiada: - To nie był wykalkulowany ruch, który ma pomóc mojej karierze. Mam wrażenie, że dziś wręcz nie wypada być przesadnie romantycznym i nawet w komediach trzeba zachować odrobinę cynizmu. Ja chciałam zrobić komedię, która nie będzie cyniczna, a jednocześnie taką, którą sama chciałabym obejrzeć. Dlatego musiało się w niej znaleźć trochę prawdziwego życia, kantów i trudności. Ale nie cynizm. On, w przeciwieństwie do romantyzmu, jest obcy mojej naturze.