Reklama

"Weekend z królem": KILKA SŁÓW OD SCENARZYSTY

O POSTACI DAISY

W późnych latach osiemdziesiątych mój przyjaciel zaprosił mnie w odwiedziny do prywatnej rezydencji mieszczącej się w moim rodzinnym mieście Rhinebeck w stanie Nowy Jork. Rezydencja została niedawno oddana do publicznego użytku przez jej właścicielkę, przy zastrzeżeniu, że ona sama może w niej mieszkać do końca swojego życia.

Dom wyglądał jak żywcem wyjęty z baśni, jednej z tych bardziej mrocznych. Z jego okien rozciągał się piękny widok na rzekę Hudson. Był dość zniszczony, farba dawno wyblakła pod wpływem czasu i pogody. Wilderstein, bo tak się nazywał ten dom, będący od dwóch pokoleń siedzibą rodziny Suckley, mógłby z powodzeniem ilustrować pełne godności ubóstwo w Ameryce. Mój przyjaciel zabrał mnie na szybką rundę po pierwszym piętrze. Przechodząc przez odarty z tapet salon, w którym królowały sfatygowane pluszowe kanapy i wystrzępione orientalne dywany, miałem okazję pierwszy i jedyny raz zobaczyć bohaterkę naszego filmu, Daisy Suckley. Siedziała samotnie czytając gazetę, obojętna na krecących się wokół obcych ludzi. Wkrótce potem, w wieku stu lat, Daisy zmarła.

Reklama

Wilderstein, który został zamieniony w publiczny park i jest w trakcie renowacji mającej przywrócić mu dawną, dziewiętnastowieczną świetność, jest jednym z dwóch bezcennych skarbów pozostawionych nam przez Daisy. Drugi został odnaleziony po jej śmierci, w małej walizeczce ukrytej pod jej łóżkiem. Walizka skrywała listy, które Daisy przez lata wymieniała ze swoim kuzynem w piątej linii, Franklinem Delano Rooseveltem oraz pamiętnik opisujący szczegółowo jej związek z prezydentem - związek, który miał pozostać tajemnicą aż do śmierci Daisy. Część listów, a także stron pamiętnika zaginęła (może spłonęła?), ale to, co się zachowało, daje bogaty i poruszający obraz romansu między kobietą, która sama o sobie pisze "mały błotny strzyżyk" i postrzega się jako "element umeblowania", a jednym z największych, najbardziej charyzmatycznych i obdarzonych największą władzą mężczyzn epoki. Czytając te listy i fragmenty pamiętnika, ma się uczucie zaglądania przez okno do świata, który można sobie tylko wyobrazić; świata skrytego za fasadą prezydentury, w którym wszyscy sprzysięgli się by ukrywać ułomność i słabość swojego lidera. Daisy, co teraz staje się oczywiste, była jedyną osobą, przy której Roosevelt mógł się zrelaksować, zapomnieć o świecie, o swojej pracy, o kłopotach i po prostu być sobą. To nie przypadek, że jedyne zdjęcia, na których Franklin Delano Roosevelt siedzi na wózku inwalidzkim są zrobione przez Daisy.

Odkrycie listów i pamiętników Daisy Suckley było impulsem do powstania scenariusza "Weekendu z królem". Jest w dzienniku Daisy jeden wpis, który dał początek naszemu filmowi - Daisy pisze z niezwykłym entuzjazmem i ekscytacją o wizycie króla i królowej Wielkiej Brytania w Hyde Park, rodzinnym domu Rooseveltów, która miała miejsce w czerwcu 1939 roku. To była pierwsza w historii wizyta panującego brytyjskiego monarchy w Western Hemisphere. Daisy pisze z zachwytem o wydarzeniu, w którym, jako gość, miała okazję osobiście uczestniczyć - wydarzeniu, które przeszło do historii jako "hot dogowy piknik".

W czerwcu 1939 roku Anglia była o krok od wojny z Niemcami i bardzo potrzebowała wsparcia Stanów Zjednoczonych. By uzyskać wsparcie, król i królowa zostali wysłani do Ameryki, a Franklin Roosevelt, chcąc pomóc w ich staraniach, zaprosił ich na weekend do swojej posiadłości Hyde Park. Ale większość Amerykanów nie była do tego pomysłu przekonana, nastroje społeczne przychylały się do opinii, że należy się trzymać jak najdalej od kolejnej europejskiej wojny. Do tego dochodziła zadawniona (i zrozumiała) niechęć Amerykanów do monarchii brytyjskiej i samej ideii monarchistycznej. Sprawy nie ułatwiał niedawny skandal - abdykacja Edwarda VIII, który zrezygnował z korony, by poślubić dwukrotną rozwódkę, Amerykankę Wallis Simpson, co dla Amerykanów było czynem niewyobrażalnym i niezgodnym z boskim prawem. Niedoświadczony król z przypadku, czyli Jerzy VI, znany też jako Bertie musiał zademonstrować obywatelom amerykańskim szacunek i podziw dla ich kraju oraz to, że uważa ich za równych Brytyjczykom. Tak wyglądała jego misja. A Franklin Roosevelt stworzył mu ku temu świetną okazję - częstując go na pikniku hot dogami!

Dwie historie - romans prezydenta z Daisy oraz wizyta pary królewskiej, stanowią trzon filmu. Gdy pracowałem nad scenariuszem, te historie przeplatały się i komentowały nawzajem. Kobieta odkrywa bolesną prawdę ukrytą za oficjalnym wizerunkiem swojego sławnego kochanka, a król uczy się, jak ukrywać swoją niepewność i demonstrować wiarę w powodzenie projektu. Jedno z nich odkrywa, że do ratowania kraju konieczne jest wypracowanie odpowiedniego wizerunku, a drugie, że ukochany człowiek niekoniecznie jest takim, za jakiego się go uważa.

Na koniec dodam, że Hyde Park jest też dla mnie osobistą historią. Mieszkam w Rhinebeck, mieście Daisy od ponad trzydziestu lat. "Weekend z królem" opowiada o wielkich postaciach z naszej historii i wydarzeniach, które zaważyły na losach całego świata, ale jest to też opowieść o kobiecie z mojego miasteczka, którą przez krótką chwilę widziałem, gdy siedziała na sofie i czytała gazetę. Kobiecie, która miała szansę na własne, niewinne oczy zobaczyć, jak tworzy się historia - i to zarówno oficjalnie, jak i za kulisami.

Richard Nelson

Rhinebeck, Nowy Jork

Czerwiec 2012

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Weekend z królem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy