"Walc z Baszirem": BOHATEROWIE
Wszystkie historie opowiedziane w filmie są prawdziwymi historiami żyjących osób. W przypadku 7 osób słyszymy ich autentyczne głosy i oglądamy rysunkowe podobizny. Wątki pozostałych dwóch osób - również autentyczne - zostały zagrane przez profesjonalnych aktorów. Stało się tak, ponieważ dwaj bohaterowie nie chcieli ujawniać swojego wyglądu (nawet w formie postaci animowanej) i brzmienia głosu.
Boaz Rein Buskila (w tę rolę wcielił się Mickey Leon) jest starym kumplem Folmana. Razem dorastali, razem odbyli służbę wojskową. Boaz poprosił Ariego o pomoc w uwolnieniu się od sennych koszmarów. Tak jak prosił o nią już w wielu innych sprawach w ciągu 30 lat znajomości. Zdaniem Boaza, ludzie, którzy zajmują się zawodowo obszarami związanymi z wyobraźnią, są paradoksalnie bliżsi rzeczywistości, niż ludzie tacy jak on, czyli parający się biznesem czy naukami ścisłymi. Boaz, opętany matematyką, statystką i liczbami jest święcie przekonany, że istnieje jedna, absolutna prawda. Między innymi dlatego nie chciał ujawniać swojej twarzy i głosu w filmie. Jest przekonany, że jako jedyny zna prawdziwy obraz siebie. Głównie ze względu na jego wątpliwości Folman zdecydował się na wyjątkową formę realizacji dokumentu animowanego.
Ori Sivan jest najlepszym przyjacielem i, zaraz po rodzinie, osobą najbliższą Ariemu. Ori odgrywa w życiu Ariego rolę osobistego terapeuty, zwierza mu się z problemów miłosnych, związanych z przyjaźnią, traumami i trudnościami wszelkiej maści... Poza tym Ori jest bardzo popularnym i uznanym reżyserem filmowym i telewizyjnym. Z Arim znają się od 13. roku życia, razem uczyli się w szkole filmowej przy Uniwersytecie w Tel Avivie i razem wyreżyserowali swoje debiutanckie filmy "Comfortably Numb" oraz "Saint Clara". Nadal współpracują podczas realizacji filmów telewizyjnych, spośród których "Treatment" doczekał się remaku w amerykańskiej telewizji HBO. Ori założył dużą rodzinę, ma pięcioro dzieci, które wychowuje w odległej osadzie na pustyni Nagev...
Trudno powiedzieć, czy Ari Folman i Carmi Cna'an byli sobie bliżsi, gdy byli nastolatkami. W każdym razie w "Walcu z Baszirem" ich relacja jest raczej chłodna. Dwukrotne spotkanie Ariego z Carmim, jakie zostało zrekonstruowane w filmie, nie rozwiewa tych wątpliwości. Młodzieńcza przyjaźń może wyblaknąć po 20 latach od rozstania. A Carmi wyjechał. Jako student miał opinię geniusza. Wszyscy byli przekonani, że osiągnie sukces w dowolnej dziedzinie, którą wybierze, zwłaszcza jako naukowiec. Ale on zdecydował się na wariant "new-age'owy", na długo przedtem, zanim ktokolwiek wiedział czym jest New Age. W pewnym sensie Carmi był pionierem tego ruchu. Wyjechał z Izraela pełen rozgoryczenia, spalił za sobą wszystkie mosty i osiedlił się na kilka lat w Indiach. Udoskonalił i rozpowszechnił "lekką" odmianę buddyzmu, która jest dostosowana do mentalności mieszkańców zachodnich krajów kapitalistycznych. Dziś wielu młodych izraelskich żołnierzy po odbyciu służby wojskowej szuka otuchy w innych religiach, jednak w owych czasach taka postawa była niczym samobójstwo... Carmi zapłacił za swój wybór wieloletnim zerwaniem kontaktów z rodziną w Izraelu. Jednak ostatnio zainteresował się tym, co porzucił przed 20 laty. Zapuścił korzenie w Holandii, ma żonę Holenderkę, trójkę dzieci - i być może to sprawiało, że kraj, w którym urodził się, stał się mu niemal obcy. Ponowne spotkanie z Arim wywołało u niego uczucie dyskomfortu i niepokoju. W ostatnim momencie, na dwa dni przed rozpoczęciem zdjęć Carmi odmówił ujawnienia swojej twarzy w filmie i jego kwestie zostały zagrane przez profesjonalnego aktora.
Gdy osoba robiąca dokumentację do filmu zadzwoniła do Roniego Dayaga, usłyszała: -Nareszcie! Dwadzieścia lat czekałem na to, aby ktoś wysłuchał mojej historii!. W czasach wojny ludzie okazują się bohaterami lub, częściej, antybohaterami. Roni jest typowym antybohaterem? Człowiek, który opuścił swój oddział, i odpłynął, ratując swoją skórę, pracuje dziś jako inżynier technologii żywności, jest doktorem chemii organicznej, managerem wielkiego laboratorium w Tnuva. Gdy researcherka spotkała się z nim i wysłuchała jego szokującej opowieści, długo nie mogła otrząsnąć się z osłupienia, w jaki sposób ktoś, kto przeżył coś takiego, może być tak zupełnie normalny. Niewiarygodna historia Roniego, którą oglądamy na ekranie, skłania do refleksji: jak człowiek, który o włos uniknął śmierci, mógł, mimo przeżytego piekła, pozostać tak niepokojąco normalną osobą. Nasuwa się też pytanie, jak, na tle historii Roniego, wyglądamy my, nieustannie skarżący się na nasze małe codzienne problemy...
Na krótko przed premierą "Walca z Baszirem" Shmuel Frenkel stanął do zawodów "Iron Man" we Frankfurcie. Przepłynął 4 kilometry, rowerem przejechał 80, a potem przebiegł cały maraton. Prosty triatlon czy maraton w upalny lipcowy dzień to dla niego zbyt mało. Frenkel uważa, że działania wymagające wielkiej sprawności fizycznej i siły woli to małe piwo. Po tym, jak wykonał na skrzyżowaniu w Bejrucie swój pamiętny taniec - tytułowy walc z Baszirem pod pełnym ostrzałem, został w armii przez wiele kolejnych lat. Wyspecjalizował się w sztukach wojennych. Przez 8 lat był mistrzem Izraela w ekscentrycznej sztuce walki zwanej "Dennis Survival", podczas której przeciwnicy dosłownie rozwalają sobie głowy, aż do momentu poddania się jednego z nich. Frenkel jest najstarszym uczestnikiem, któremu udało się wygrać te zawody, chociaż zaczął trenować dopiero po ukończeniu 30. roku życia. Ktokolwiek służył w wojsku z Shmuelem musiał poznać jego żonę Miri, która, mimo surowych zakazów, towarzyszyła mu podczas całej jego służby wojskowej, z wyjątkiem okresów, kiedy był wywożony na misje militarne. W jakiś tajemniczy sposób udawało się jej przedostawać wieczorami do jego namiotu, który stał czasami w najbardziej odludnych miejscach na ziemi... Miri, którą Frenkel nazywał Yoko, była zawsze tam, gdzie on. I nikt nigdy nie dowiedział się, jak jej się do udawało. Nawiasem mówiąc, są nadal szczęśliwym małżeństwem i mają pięcioro dzieci.
Dror Harazi marzył w życiu tylko o jednym: aby został generałem, tak jak jego ojciec, i wielu mężczyzn w jego rodzinie. Ale los chciał inaczej i w to okrutne popołudnie Harazi wylądował u bram obozu dla palestyńskich uchodźców w Szatili. Był na linii frontu, razem z kompanią czołgów, którą dowodził. I mimo, iż zrobił wszystko, aby zaalarmować przełożonych o sytuacji, jaka się rozgrywała się w obozie, sam stał się ofiarą systemu. Mały, niepozorny człowieczek, strażnik u bram z reguły ponosi winę za przestępstwa popełnione przez wyżej od niego postawionych. Harazi został przedwcześnie zwolniony z armii, odszedł okryty hańbą, praktycznie bez słowa wyjaśnienia. Najwygodniej było obarczyć winą właśnie jego - cichego i biernego mężczyznę, który przez resztę życia będzie musiał radzić sobie z tym piętnem. Ta myśl już nigdy go nie opuści. Jeśli tylko posłuchaliby go wtedy, setki lub nawet tysiące ludzkich istnień mogło zostać uratowanych. Dla Haraziego udział w "Walcu z Baszirem" był koniecznością, krzykiem, kolejną i ostatnią próbą opowiedzenia historii, mimo świadomości, że nic nie może zmienić przeszłości...
Ron Ben-Yeshai jest niewątpliwie największym i najważniejszym izraelskim korespondentem wojennym. U szczytu swojej kariery Ron stał się żywą legendą. Został trzykrotnie zraniony podczas realizacji relacji na żywo z obszaru działań wojennych, dwukrotnie podczas tzw. "Wojny na wyczerpanie" (prowadzonej między Izraelem a Egiptem i ZSRR od 1967 do 1970 r.), a raz w Kosowie. Jakby tego było mało, otrzymał też Medal Honorowy Szefa Sztabu Generalnego, najwyższe wyróżnienie przyznawane za odwagę izraelskim żołnierzom, które wręczono mu za to, że podczas gdy relacjonował dla stacji telewizyjnej pod ciężkim ostrzałem egipskim Wojnę Yom Kippur, osobiście przyczynił się do uratowania wielu rannych. Bez wątpienia - ten człowiek to legenda! Utrwalił się w zbiorowej pamięci obywateli izraelskich podczas swojej 40-letniej działalności: od Wojny Sześciodniowej, przez wszystkie wojny, w których brał udział Izrael. Gdy raportował z Bagdadu, w tle rozgrywały się mrożące krew w żyłach sceny. Dlatego jest całkowicie naturalne, że Ari pamięta go z Zachodniego Bejrutu. Ron chadzał bez cienia strachu pod pełnym ostrzałem a pociski zdawały się go nie imać, spoglądał na otaczające go piekło spokojnymi, szeroko otwartymi oczyma. Ron Ben-Yishai zapłacił wysoką cenę za telefon, który wykonał, aby poinformować ministra obrony Ariela Szarona o masakrze w obozach dla uchodźców Sabra i Szatila. Szaron, który wolał nie podejmować tej nocy żadnych kroków aby powstrzymać ludobójstwo, nigdy nie zapomniał o tym telefonie i sprawił, że przez następne 20 lat Ron Ben-Yishai nie awansował na żadne z kierowniczych stanowisk w Izraelskiej Telewizji Publicznej.