Reklama

"W stronę morza": JAVIER BARDEM - WYWIAD

„To było aktorskie wyzwanie”. Wywiad z Javierem Bardemem

Ramón Sampedro to postać niezwykła. Co Pana w nim zafascynowało?

W swojej książce Ramón z ogromną swobodą wypowiadał się na temat spraw najważniejszych: miłości, śmierci, bólu. Nigdy nie starał się narzucać innym swojej woli. Prosił, by uszanowano również jego decyzję dotyczącą śmierci. Zmagał się z niedogodnościami bezwładu własnego ciała. Czytanie czy pisanie było przecież dla niego niebywale trudne. Wszystkie te aspekty osobowości bohatera stanowiły aktorskie wyzwanie.

Reklama

Czy trudno było oddzielić w filmie fakty od fabularnej wizji reżysera?

Zawsze istnieje ryzyko, że aktor niedostatecznie odda osobowość osoby, w którą się wciela. Ramón przedstawił nam w swojej książce wiele poważnych tematów, z którymi aktor i widz muszą się zmierzyć: prawo do stanowienia o własnym życiu i śmierci, prawo do miłości, upośledzenie człowieka, który nie ma władzy nad swoim ciałem. Starałem się być medium, które pozwala widzowi wniknąć w świat emocji bohatera. Było to bardzo trudne, ponieważ kocham życie i boję się śmierci. Mój bohater również kochał życie, wybrał jednak śmierć.

Jakie znaczenie ma dla Pana postaci morze?

Morze jest życiem, bytem, które osiągnęło całkowitą wolność. Ramón jako marynarz żył zgodnie z jego rytmem. Jako człowiek kaleki nie przestał pragnąć wolności. Morze mu o niej przypominało.

Czy Ramón był obdarzony poczuciem humoru?

Sampedro znosił ogrom cierpień i niewiele rzeczy było w stanie obudzić w nim lęk. Z dystansem odnosił się do życia w kalectwie. Jego wewnętrzny spokój pozwalał mu szczerze śmiać się nawet z rzeczy przygnębiających.

Jaką rolę odgrywa w filmie muzyka?

Muzyka inspirowała Ramóna Sampedro, była źródłem jego estetycznych przeżyć, dzięki niej miał siłę do pisania wierszy i opowiadań. Czynności te były dla niego nie lada trudne. Ja także spróbowałem pisać jak on, ustami, ale bez rezultatu. Ramón miał piękny charakter pisma, wykształcony przez lata praktyki. To muzyka wzmacniała w nim wolę tworzenia i zmagania się z ruchowym ograniczeniem.

Bohater filmu jest unieruchomiony, mówi z rzadkim galicyjskim akcentem. Co sprawiło największą trudność na planie zdjęciowym?

Ponieważ nie mogłem używać mowy ciała, zdany byłem wyłącznie na mimikę i modulację głosu. Mogłem jedynie ruszać szyją, głową i oczami. W poprzednich rolach wykorzystywałem zwykle swoje walory zewnętrzne.

Jak pracowało się Panu z Alejandro Amenábarem?

Kiedy Alejandro mówi, emanuje spokojem. Jest wrażliwy, szanuje sugestie aktorów, poza tym jest bardzo pracowity. Po prostu ma talent. Jedynie reżyser jego miary mógł zmierzyć się opowieścią tak złożoną i trudną do sfilmowania.

Realizacja sceny śmierci Ramóna Sampedro jest niezwykle przejmująca. Jak Pan się do niej przygotował?

Sampedro utrwalił na taśmie video swoją śmierć. Zacząłem od studiowania tego wstrząsającego zapisu. Idea, dla której rozstawał się z życiem nigdy nie powinna zostać zapomniana. Sampedro walczył o uszanowanie wyboru człowieka, nawet jeśli jego celem jest własna śmierć.

Czym dla Pana jest film „W stronę morza”?

To hołd złożony wolności i miłości. Osoba, która prawdziwie kocha, powinna szanować decyzję osoby kochanej. Bohater filmu decyduje się umrzeć. Kochać to znaczy pozwolić odejść, nawet za cenę własnego bólu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: W stronę morza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy