Reklama

"W poniedziałek rano": WYWIAD Z REŻYSEREM

"Adieu, plancher des vaches!" kończy się wyjazdem ojca, W poniedziałek rano zaczyna się od tego. Czy to przykład kontynuacji?

W "Adieu, plancher des vaches!" ojciec jest w pewnym sensie uwięziony tam, gdzie mieszka. Pragnie przecież zupełnie innego życia. Mój ostatni film mówi o monotonii codziennego życia: tylko praca - dom, praca - dom... bez autentycznych kontaktów między ludźmi, przyjaźni, wspólnoty... Vincent jest robotnikiem w fabryce chemicznej. Pewnego dnia ma już dość bycia niewolnikiem zakazów i konieczności (sieci przymusów) - codziennego wstawania o 6:00, dojeżdżania do pracy, w której robi zawsze to samo. W jego domu każdy żyje oddzielnie i Vincent ma poczucie, że nikomu nie jest potrzebny, chyba że do wyczyszczenia rynny. Taki jest ogólny zarys filmu, ale jego tematem jest poszukiwanie szczęścia, o którym każdy marzy.

Reklama

Z drugiej strony różnice między "Adieu, plancher des vaches!" a "W poniedziałek rano" dotyczą wymiaru społecznego - Vincent czuje się wyalienowany nie tylko ze swojej rodziny, ale w ogóle ze społeczeństwa.

Niekoniecznie chodzi tutaj o problem natury społecznej. To chyba coś więcej... Nie potrafię pogodzić się z tym, że człowiek rodzi się, by tracić całe swoje życie na pracy, która najczęściej polega na bezsensownym i monotonnym wykonywaniu tego samego. Bogaci, biedni, szefowie wielkich korporacji i zwykli robotnicy - wszystkich łączy jedno: muszą chodzić w tym samym kieracie.

Jednak różnica jest oczywista i nie jest bez znaczenia...

Nie należy traktować filmu dosłownie, jak socjologicznej analizy. W poniedziałek rano to raczej przypowieść o samotności, braku szczęścia... Vincent jest samotny, jego rodzice również, jego żona też. Kiedy Vincent jedzie do pracy, ona zostaje w domu sama przez cały dzień... Przyjaciel Vincenta spotkany przypadkowo też nie ma nikogo, nie licząc dwóch szczurów, którymi się opiekuje. Każdy z moich bohaterów żyje oddzielnie, jakby na bezludnej wyspie, i każdy z tego powodu cierpi. W poniedziałek rano jest próbą przyjrzenia się samotności współczesnego człowieka. Z naszego świata znikneła prawdziwa solidarność, bezinteresowna przyjaźń i radość, jaką może ona dać.

"W poniedziałek rano" to także swoisty portret współczesnej rodziny.

Te tak zwane normalne rodziny cierpią powszechnie na brak porozumienia, zdolności komunikacji... Rodzice przychodzą do domu sterani i zaraz idą spać. Nie ma czasu na rozmowę, nie ma czasu na wymianę uczuć, emocji, doświadczeń... i stopniowo każdy zamyka się w swoim świecie. Nic nie łączy tych ludzi.

Czy jest jakaś nadzieja?

W filmie "W poniedziałek rano" pokazałem młodych ludzi, którzy nie mają żadnego kontaktu z dorosłymi - przede wszystkim z własnymi rodzicami. Natomiast, co jest powszechnym zjawiskiem w wielu krajach, są dość mocno związani z dziadkami. Babcia z W poniedziałek rano jest przyjacielem swego wnuka w znacznie większym stopniu niż jego matka czy ojciec. Babcia ma więcej czasu, jest - by tak rzec - bardziej dostępna. Jednak coraz rzadziej zdarza się, żeby dziadek czy babcia mieszkali ze swoimi dziećmi i wnukami. Kiedy dom jest pusty, bo rodzice są w pracy, a dziadkowie w domu starców, dzieci zostają na łasce telewizji i gier komputerowych. Już nie słychać bajek opowiadanych przez babcie albo zabaw wymyślanych przez dziadka...

W filmie są postacie dwóch żon, które, jak się wydaje, łączy zamiłowanie do robienia na drutach. Jakie znaczenie mają te dwie współczesne Penelopy?

Te dwie kobiety robią na drutach, bo nie mają nic lepszego do roboty, a muszą w jakiś sposób zabić czas. Są nieszczęśliwe, czują ból, są samotne. Szalik jest jedynym wyrazem ich uczuć w stosunku do tych, których kochają. Ale z chwilą, gdy ten niewinny podarunek zostanie wręczony, staje się narzędziem władzy, narzędziem kontroli, zniewolenia. W wymiarze symbolicznym wręczenie szalika jest założeniem pętli na szyi mężczyzny.

Jednym z ważnych motywów "W poniedziałek rano" jest ucieczka...

Faktycznie, to film o niemożliwości ucieczki. Nadzieja, że można znaleźć szczęście gdzie indziej, jest płonna. Mój bohater jest na tyle inteligentny i spostrzegawczy, by zrozumieć, że powinien wrócić do domu, bo problemy, które przeżywa, mają wszyscy - nieważne, gdzie żyją - w miasteczku pod Lyonem, Paryżu czy Wenecji. Świat jest wszędzie taki sam.

Ale Wenecja, do której podąża Vincent, nie pojawia się w filmie przypadkowo?

Wenecja jest jednym z bohaterów filmu. To miejsce na wpół realne, na wpół fantastyczne. Jest z jednej strony ăodległe", ma swoisty czar i egzotykę jakby z innego świata, a z drugiej bliskie i znane - jedno z europejskich miast. Kiedy wysiedliśmy z pociągu i poszliśmy nad Canale Grande, uderzyło nas oszałamiające piękno tego miasta. Zupełnie niezwykłą rzeczą jest swoisty ruch, jaki czuć niemal w każdym miejscu. To ludzie, których w Wenecji jest zawsze bardzo dużo, i... nieustannie falująca woda w kanałach. Ma się wrażenie, że to bujający się statek, a nie miasto. Wiele ujęć zrobiliśmy z łodzi płynącej kanałem. To niezwykłe. Ich rytm jest zupełnie inny od tych kręconych z samochodu.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: W poniedziałek rano
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy