Reklama

"Vengo": Z TONY GATLIFEM ROZMAWIA JACQUES MAIGNE

Jacques Maigne: Kiedy zaczęła się twoja fascynacja flamenco?

Tony Gatlif: Od 1981 roku nosiłem się z zamiarem zrobienia filmu o flamenco. Nakręciłem wtedy w Madrycie Corre gitano z Mario Maya i teatrem andaluzyjskim, ale to nie było to. Przeżywałem bowiem flamenco jak widz, podczas gdy należało wczuć się w nie głęboko. Upłynęło 20 lat zanim to zrozumiałem. Również w Latcho Drom, w filmie, w którym pojawiła się już La Caita, flamenco jedynie musnąłem. Prawdziwy problem polega na umieszczeniu w obrazie czegoś, co się czuje, czym się żyje, ale czego nie widać...

Reklama

Czy, twoim zdaniem, udało ci się to osiągnąć w Vengo?

Przy kręceniu Vengo stałem się jednym z ludzi z południa i nauczyłem się przeżywać flamenco tak jak oni, od środka.

Czułeś więc, że jesteś w stanie wyreżyserować film o flamenco?

Tak. Byłem o tym przekonany i uparłem się. Nic nie mogło sprawić, żebym się wycofał. Pod pewnym względem, można powiedzieć, że „stałem się flamenco”. Bliski stał mi się wielki Macande, zmarły śpiewakiem z Cadice, który nigdy nie poszedł na kompromis, i La Paquera, która nigdy nie zwracała uwagi na żadne media. Bez tego przekonania nie byłoby tego filmu. Vengo to nie film o flamenco; cały ten film to flamenco.

Flamenco, zemsta - to niełatwe tematy. Czy w trakcie kręcenia filmu, miałeś jakieś wątpliwości?

Nie. Zemsta należy do tradycji południa, jest w niej tak samo zakotwiczona i oczywista jak zazdrość. Urodziłem się w kulturze, gdzie ważny jest instynkt, rodzina, święta, muzyka i tolerancja. W Andaluzji przestałem być Francuzem, Algierczykiem; stałem się po prostu człowiekiem południa. Nie bałem się, zwłaszcza, że pokochałem tych ludzi.

Czy Vengo jest przełomem w twojej twórczości?

Przy tym filmie dałem z siebie wszystko. Zrozumiałem też, że najważniejsi są inni ludzie. Vengo było moim marzeniem, które chciałem zrealizować od dawna: film z fantastycznymi nieprofesjonalnymi aktorami. To nie jest film o mnie, ale jestem w nim obecny w każdym ujęciu.

Zamiast profesjonalnych aktorów zatrudniłeś muzyków. Jak ci się udało nimi tak dobrze pokierować?

Poprosiłem aktorów, aby nie deklamowali swoich kwestii. Oni „ucieleśniali” flamenco i nie musieli nawet znać scenariusza. Opisałem z grubsza główne cechy postaci, a oni natychmiast zrozumieli, o co mi chodzi. Powiedziałem Antoniowi: „Wyobraź sobie, że jesteś osobą zniszczoną przez rodzinę, przeszłość, żal, winę”. Antonio zrozumiał wszystko natychmiast. Orestesowi mówiłem: „Ty jesteś radością, pięknem, nadzieją i taki pozostań”. Scenariusz napisałem bardzo szybko. Spałem mało, ale kiedy budziłem się rano, wszystko stawało się jasne. Wiedziałem, że osią filmu będzie zemsta. Vengo kryje w sobie sekret, tak jak wszystkie rodziny południa. A zemsta, aczkolwiek niesprawiedliwa, jest nieunikniona.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Vengo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy