"Układ prawie idealny": WYWIAD Z RUPERTEM EVERETTEM
J. Sperling Reich, REEL.COM, luty 2000
J.R.: Rupert, ‘Next Best Thing’ wydaje się napisane jakby specjalnie dla ciebie. Jak trafiłeś do tego filmu?
R.E.: Po raz pierwszy usłyszałem o nim wiele lat temu, gdy pierwotny autor i jego żona zamierzali zrealizować go w Columbia. Starałem się o rolę w tym filmie, nie dostałem jej, a projekt upadł. Nie dlatego, że nie zostałem w nim obsadzony, po prostu nie doszło do jego realizacji. Po wejściu na ekrany ‘My Best Friend’s Wedding’, Sherry Lansing i Tom Rosenberg z Lakeshore powtórnie mi go zaproponowali, a ja przesłałem scenariusz Madonnie i od tego się właściwie wszystko zaczęło. Realizacja filmu zajęła kolejnych parę lat, gdyż dokonaliśmy w nim pewnych zmian.
J.R.: Czy ktoś pomagał ci w poprawianiu scenariusza?
R.E.: Tak, poprawiałem go ze znajomym, z którym zawsze piszę.
J.R.: Kiedy poprawki zostały wprowadzone, zwróciłeś się do Madonny, twojej przyjaciółki. Czy musiałeś ją przekonywać do udziału w tym filmie?
R.E.: Tak, gdyż pierwotna wersja bardzo różniła się od tego, co nakręciliśmy. Musiałem jej więc wyjaśnić jak bardzo chciałem, żebyśmy dali samych siebie, takich, jakimi jesteśmy. Uwielbiam amerykańskie sitcomy i za genialny uważam pomysł, że gwiazdy tych seriali noszą te same imiona, co w życiu. Sądzę, że to w fantastyczny sposób przyciąga widzów do telewizji. Chciałem przenieść coś podobnego do naszego filmu. Tak więc choć Madonna i ja nie jesteśmy postaciami, które gramy w filmie, jest w nich wiele z nas. Dzięki temu, jak myślę, staje się ciekawszy dla widzów. Madonna została matką w dość niekonwencjonalny sposób, choć całkiem inny od tego, o którym opowiadamy w ‘Next Best Thing’. Istnieją jednak pewne podobieństwa.
J.R.: W ‘Next Best Thing’ postać grana przez ciebie staje się ojcem. Czy jest to rola, którą chciałbyś wypełniać w życiu?
R.E.: Jestem zbyt egoistyczny. To urocza historia i kiedy po raz pierwszy przeczytałem pierwotną wersję scenariusza, jej zakończenie bardzo mnie zasmuciło. To bardzo mądra opowieść. Jednak nawet jeśli nie chcemy doświadczyć czegoś osobiście, nie znaczy to, że nie możemy dostrzec jakie to coś jest wspaniałe. Uwielbiam dzieci, ale kiedy się osiąga 40-stkę, zaczyna się być bardzo przywiązanym do pewnego sposobu życia. Jeśli by mi się coś takiego przydarzyło, z pewnością stanąłbym na wysokości zadania i za 20 lat powiedziałbym, że to ’najlepsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek zdarzyła.’ Świadomie nigdy bym jednak nie podjął takiej decyzji.
J.R.: Czy sądzisz, że znajdą się tacy, którzy odbiorą ‘Next Best Thing’ jak film gejowski?
R.E.: Ja tak nie uważam. Według mnie jest to film o rodzinie, miłości i rodzicielstwie. Postać, którą gram, jest gejem. Myślę, że stanowi ona bardzo pozytywny wzór geja, gdyż jest to dobry człowiek. W pierwotnym scenariuszu był on aseksualnym, ślamazarnym dekoratorem wnętrz, którego rozwiązaniem na wszelkie problemy była bita śmietana prosto z lodówki. Zmieniliśmy go. Zrobiliśmy z niego mężczyznę. Mężczyznę lat 90-tych, który jest gejem – praktykującym homoseksualistą i zarazem wspaniałym ojcem. Jeśli o mnie chodzi na tym powinna się kończyć jego układność. Według mnie to szaleństwo. Jeśli obdziera się bohaterów z osobowości, traci się napięcie dramatyczne. Uważam to za szaleństwo.
J.R.: Trudno jednak zaprzeczyć, że film porusza pewne problemy gejowskie.
R.E.: Ja uważam, że jest to film o rodzinie i o tym, co to znaczy być dobrym rodzicem. Dla mnie sam termin ‘film gejowski’ jest w pewnym sensie przerażający. Co to jest film gejowski? Wyrywa się z półki i krzyczy ‘Przeleć mnie’? Nie rozumiem tego skojarzenia. Wielu bohaterów ‘Next Best Thing’ to geje, fakt. Ale czy to jest film gejowski? Nie przeszkadza mi, żeby był nazywany w ten sposób, ale ja myślę po prostu, że jest to film bardziej o rodzicielstwie i miłości, niż o byciu gejem. Mówi również o prawie i o życiu poza prawem, o tym, co dzieje się z ludźmi w tym tak zwanym wolnym społeczeństwie, którzy żyją poza prawem. Według mnie ten film jest znacznie głębszy. Dla mnie to ma sens, że ktoś, kto jest gejem może być również – niespodzianka, religijna, drobnomieszczańska Ameryko! – może być również dobrym rodzicem. W tym sensie film jest gejowski, z tym się zgodzę. Nie jest jednak wyłącznie o tym.
J.R.: Co sprawiło, że na reżysera filmu wybrałeś Johna Schlesingera? Dlaczego sądziłeś, że on będzie najwłaściwszy?
R.E.: John Schlesinger ma pewną szczególną umiejętność – potrafi uczynić z miasta, w którym rozgrywa się akcja filmu, jego bohatera. To mi się w nim niezmiernie podobało, gdyż Los Angeles jest jednym z bohaterów tego filmu. Chciałem, żeby pokazać coś więcej, niż pełne sklepów Beverly Center, które najczęściej pojawia się w filmach. Los Angeles to bardzo specyficzne miejsce, gdzie wszędzie widać powbijane w ziemię słupy. Jest ogromne. Dlatego właśnie bardzo chciałem, żeby reżyserował John.
J.R.: Czy praca z Madonną była trudna biorąc pod uwagę, że tak dobrze ją znasz?
R.E.: Znałem Madonnę dość dobrze przed zdjęciami. Jedyna rzecz, jakiej się obawiałem, to że kiedy pracuje się z przyjacielem, jest to zawsze sytuacja na ostrzu noża. To się czasem źle kończy. My jednak bardzo dobrze się dogadywaliśmy, mieliśmy dużo dobrej zabawy. Oboje jesteśmy nerwowi. Jesteśmy humorzaści. Nazywam Madonnę ‘pani huśtawka emocjonalna’. Pod tym
względem jesteśmy jednak do siebie podobni. Dobre w Madonnie jest też to, że może się z tobą pokłócić, ale za chwilę już o tym zapomina.
J.R.: Co byś chciał, żeby widzowie zapamiętali po wyjściu z kina?
R.E.: Chciałbym, żeby po pierwsze zrewidowali swoje poglądy na wartości rodzinne. Czym jest rodzina? Więzy krwi nie są jedynym czynnikiem tworzącym rodzinie. Rodzina to oddanie i ktoś, kto jest absurdalnym kandydatem na ojca w oczach większości Amerykanów, być może jest wspaniałym ojcem. Chciałbym, żeby ludzie stali się bardziej otwarci na różne odmiany życia rodzinnego. Wiele się zmieni w przyszłości.